piątek, 2 listopada 2012

Przeprawa duszy i serca

Wyszedł z wigwamu. Powietrze przesycone było zapachem żywicy i kory drzew. Przeczesał dłonią włosy i przeciągnął się. Westchnął i ruszył przez osadę Indian, w poszukiwaniu różowowłosej. Musiał z nią porozmawiać. Rozglądał się bacznie na wszystkie strony, ale nigdzie nie mógł dostrzec charakterystycznego koloru czupryny. Szedł, przyglądając się zajęciom osadników. Kobiety mieszały jakieś wywary w drewnianych, wyżłobionych kamieniami miseczkach, młode dziewczęta rozgniatały różnego koloru kwiaty, dzieci nosiły chrust z pobliskiego lasu. Mężczyźni obdzierali upolowaną zwierzynę ze skór i wyprawiali mięso, a młodzi chłopcy nosili większe partie drewna na ognisko. Innymi słowy: wioska tętniła życiem. Pierwszy raz znajdował się pośród czerwonoskórych. Można by powiedzieć, że biali i czerwoni nie przepadali za sobą. Duchy lasu prowadziły inny, odrębny tryb życia, który zapewniał im samowystarczalność, zaś białe twarze prowadziły handel, a ich życie opierało się na stosunkach między społecznych. Dwie skrajne cywilizacje. Przyglądał im się teraz bacznie. Do tej pory żył w przeświadczeniu, że Ci ludzie to naród barbarzyński, który napada na ludzi wędrujących po lesie i zabija bez żadnych skrupułów. Ale teraz zmienił zdanie. Nawet ich nie poznał, a ocenił. Sakura właśnie tutaj się wychowała. Jako córka Wielkiego Szamana. Szanowanego uzdrowiciela.
Przypomniawszy sobie cel swojej wyprawy po osadzie, wyrwał się z zamyślenia i ruszył na poszukiwanie celu. Chodził tak pomiędzy namiotami z jeleniej skóry, aż nagle ktoś wciągnął go do jednego z wigwamów. Zdezorientowany rozejrzał się i napotkał spojrzenie białych tęczówek.
- Hinata? – zapytał, ale uciszyła go gestem ręki.
- Zapewne szukasz Sakury. – chciał odpowiedzieć, ale uciszyła go zniecierpliwiona.
- Nie znajdziesz jej aż do wieczora. Zapewne nikt Ci nie powiedział, ale dzisiaj obchodzimy święto Pełni Księżyca. Sakura, jako jedyna szamanka-uzdrowicielka, zajmująca jedną z ważniejszych pozycji w naszej osadzie, jest przygotowywana do obrzędów. Jest już w takim wieku, że zobowiązuje ją, tak zwany, Rytuał Przejścia. – szepnęła.
- To znaczy? – zapytał zaciekawiony i przerażony zarazem. Nazwa przyprawiała go o dreszcze.
- Dzisiaj Sakura zostanie naznaczona jedynym i pasującym tylko do jej osoby, tj. charakteru, przysposobienia, imieniem. Niepowtarzalny zwrot, który da jej szacunek i właściwą rangę w społeczeństwie naszej osady. – odpowiedziała. Sasuke zapatrzył się na nią.
- Jak to będzie wyglądało? – ponownie zwrócił się do granatowowłosej. Westchnęła ze zniecierpliwieniem.
- W tym momencie mój ojciec, najlepszy wojownik, dotychczasowy szaman, uzdrowiciel i najstarszy osadnik debatują na temat Rytuału Przejścia Sakury. Dyskutują na temat jej imienia. Następnie, pod wieczór, Sakura, ubrana w strój szamanki i w jej przypadku uzdrowicielki, wykona rytualny taniec. Nie zna kroków, ale jeżeli Duchy są z nią, to będzie musiała się wsłuchać w ich głos i one nią pokierują. Jeżeli nie… - przerwała, a Sasuke ponaglił ją wzrokiem.
- Jeżeli nie, to znaczy, że Duchy nie są z nią i Sakura zostanie skazana, w najlepszym wypadku na śmierć poprzez oskalpowanie.  A w najgorszym, na spalenie i nie pochowanie. – odpowiedziała na nieme pytanie bruneta.
- Obydwie są najgorsze. – rzucił zszokowany. Hinata pokręciła głową.
- Nie. Jeżeli ją oskalpują, to jej duch wydobędzie się z ciała i pozostanie wolna, jeżeli jednak ją spalą i nie pochowają, to będzie cierpiała wieczne katusze jako potępiona. – powiedziała. Chłopak przełknął ślinę. Kiwnął głową na znak, że słucha dalej.
- Załóżmy, że już zatańczyła. Potem dostanie strój Szamana i Uzdrowiciela najwyższej rangi. Następnie zostanie nadane jej imię. Potem podejdzie do niej żona Wielkiego Wodza, mojego ojca, czyli moja matka. Namaluje na jej ciele znaki adekwatne do jej umiejętności i imienia. Po mojej matce podejdzie największy z wojowników i uświęci ją. To znaczy weźmie ostry nóż i natnie jej skórę. Nie można określić jak wiele razy ją okaleczy. To znowuż zależy od jej wytrzymałości. Tyle ile blizn, tak wielką ma siłę charakteru. – Sasuke przeszedł dreszcz, ale słuchał dalej. – Po tym obrzędzie zostanie odesłana do lasu, tak zwana izolacja. Na osobności musi pomodlić się do Duchów: Wody o oczyszczenie, Lasu o mądrość, Gór o wytrwałość, Powietrza o jasność umysłu i, w jej przypadku, Roh Tanah, czyli Ducha Ziemi. Wioska w tym czasie wstawia się za nią u Duchów i składa ofiary. Jeżeli pomyślnie jej modlitwy zostaną wysłuchane, wtedy Duchy dadzą znak Wielkiemu Wodzowi i pośle za nią jakieś zwierze. Ona będzie musiała rozpoznać je. Jeżeli trafi, znaczy, że jest gotowa do powrotu, jeżeli nie, to pozostaje w izolacji do czasu, aż je rozpozna. – zakończyła pośpiesznie.
- A my w tym czasie, tj. Naruto, Kiba, Shino, Shikamaru i ja, co mamy robić? – zapytał.
- Dostaniecie plemienne odzianie, zostaniecie umalowani znakami, które będą miały na celu uchronienia was od Duchów. – rzuciła. Rozejrzała się uważnie.
- Nie szukaj jej, bo zaprzepaścisz Rytuał. Czekaj cierpliwie do wieczora. Ostrzeż przyjaciół… Aha, i pozdrów ode mnie Naruto. – zarumieniła się lekko i wyszła z namiotu. Sasuke uśmiechnął się pod nosem i wyszedł w poszukiwaniu kompanów.
***
Znajdowała się w swoim namiocie, oddalonym od reszty osady. W pozycji kwiatu lotosu, modliła się do Zmarłych, a w szczególności jej ojca. Tęskniła za nim. Został zabity cztery lata temu. Wtedy opuściła wioskę. Ale przysłano po nią. Rytuał. Czuła obawę. Chciała przejść go pomyślnie, ale nie była pewna, czy przygotowała się dostatecznie dobrze, aby Duchy ją zaakceptowały. Zamknęła oczy i przywołała na myśl polanę porośniętą ziołami. Poczuła ich zapach. Ostry i mdlący, ale to znak, że Roh Tanah jest z nią. To dobrze. Przez jej głowę przepłynęły słowa Ducha Ziemi:
Witaj, Putri Roh Tanah, Córo Ducha Ziemi. Opiewana najsłodszą pieśnią skowronków i  lekkim wiatrem letnim.
Owiana zapachem ziół i słodką wonią leśnych jagód. Sakura zamruczała cicho.
O Roh Tanah. Składam Ci hołd. Jestem przepełniona wdzięcznością za Twoją opiekę i wsparcie. Ja, niegodna Twej uwagi, kłaniam się w uwielbieniu.
Odpowiedziała w myślach. W odzewie zawiał silniejszy wiatr. Nie zwij się niegodną.
Jesteś bardziej godna niż sam Wielki Wódz, o Putri Roh Tanah. Coś Cię trapi, Córo.
Głos rozbrzmiał w jej głowie jak tysiące malutkich dzwoneczków.
Dzisiaj Rytuał Przejścia. Targają mną obawy. Czy jestem godna?
Zapytała po  chwili namysłu.
Jesteś godna. Rozmawiam z Tobą, o Córo Ducha Ziemi, ale nie to mąci Twój spokój. Kare spojrzenie uwięziło Cię w swej mocy, czyż nie?
Ton głosu wyrażał coś na kształt matczynej troski. Sakura zachłysnęła się powietrzem.
O Matko ma. Tak dobrze mnie znasz, a ja śmiem ukrywać przed Tobą prawdę. Niewielu dostąpiło zaszczytu rozmowy z Tobą, a ja głupia zaprzepaszczam wszystko.
Wystraszona Sakura posłała myśli z prędkością wiatru. Głos w jej głowie zaśmiał się.
Upodobałam sobie Ciebie na córkę, Putri Roh Tanah, bo masz wielki potencjał. Każdy ma prawo do miłości, ale teraz powinnaś oczyścić umysł. Niech nie zawraca Ci niepotrzebnie Twojej uwagi. Na kilka dni jesteś w stanie go zignorować. Pomogę Ci.
Powiedziała, a Sakura poczuła niewysłowioną ulgę.
Dziękuję Ci Matko. Tanah Roh salam, ibu dan wali… (Bądź pozdrowiona Duchu Ziemi, matko i opiekunko…)
Pomyślała Sakura i oddała się kontemplacji.
***
Siedzieli wokoło trzaskającego wesoło ogniska i wyczekiwali na rozpoczęcie. Sasuke i jego kompani byli ubrani w plemienne stroje, czyli przepaski ze skóry obwiązane wokół bioder. Nagie torsy przyozdobione namalowanymi paskami, mającymi na celu uchronienie ich przed Duchami, przybrały kolor bursztynu w świetle płonącego drewna. Wokoło unosiła się woń żywicy ze spalanego drwa. Mieszkańcy siedzieli po bokach, tworząc razem okrąg. Po prawej stronie było miejsce przygotowane dla Wielkiego Wodza i rady. Po prawej stronie miała zasiąść Rada Plemienna, a po lewej jego małżonka wraz z córką. Wiedział, bo wypytał Hinatę, gdy ta malowała znaki na jego torsie. Po jego lewej stronie siedziało pięciu osadników. Każdy miał innej wielkości i innego kształtu bębny. Mieli oni wybijać rytm, dyktowany przez Duchy. W pewnym momencie głosy przycichły, a do kręgu wszedł Wielki Wódz.
- Dzisiaj przypada święto Pełni Księżyca. Równocześnie Rytuał Inicjacji naszej siostry, Sakury. Musi ona pomyślnie przejść przez próby, na które wystawi ją każdy z rady. Oprócz tego przejść ona musi przez wszystkie etapy rytuału. Jeżeli tak się stanie, zostanie ona Wielkim Szamanem i Uzdrowicielem Wioski Konoha. A zatem czas zacząć. – wtem dało się słyszeć okrzyki osadników. Bębny zaczęły powoli wybijać rytm. Najpierw nierówno i z inną tonacją. Lecz po chwili zgrały się w wolny i rytmiczny głos. Wszyscy przycichli. W pewnym momencie krąg rozstąpił się, a przez przejście weszła Sakura.
Włosy miała rozpuszczone. Jeden kosmyk miała zapleciony w warkoczyk, do końca którego przymocowano piórka i koraliki. Różowe pasma spływały kaskadami po jej plecach, aż po uda. Klatka piersiowa owinięta była kawałkiem skóry jeleniej, tworzącym swego rodzaju stanik. W biodrach przepasana była tą samą skórą, sięgającą jej do połowy ud, porozcinaną na końcu, na kształt spódniczki z frędzelkami. Na jednej nodze, wokół kostki, miała zawinięty rzemyk z koralikami, piórkami i kamyczkami. Z jednego ucha zwisał piórko-kolczyk. Nadgarstki miała pozawijane sznureczkami, tworzącymi bransoletki.
Wpatrywał się w nią jak zaczarowany. Podeszła do ogniska. Rytm uderzeń w bębny nie zmienił się. Nabrała powoli powietrza i rozłożyła ramiona. Zawiał lekki wietrzyk. Zaczęła krążyć wokół ognia. Rytm powoli zaczął przyspieszać. Odkrył, że w tym samym momencie co Sakura. Duchy są z nią. Pomyślał Sasuke z ulgą. Spojrzał na swoich kompanów, którzy śledzili ją oczarowani. Poszedł za ich przykładem. Różowowłosa tańczyła teraz dziki taniec, pełen namiętności. Wyglądała jak nieokiełznany żywioł. Jej włosy wirowało wokoło jej głowy wraz z wykonywanymi przez nią obrotami i podskokami. Na jej ciele zaczęły pojawiać się kropelki potu. Nadgarstki wykonywały ruch kulisty wokół własnej osi, stąpała lekko po ziemi, jakby była czymś świętym. Jej ruchy przypominały gałęzie targane nagłym wiatrem. Wokoło zaczęła unosić się woń kwiatów. W pewnym momencie bębny ucichły, a Sakura przystanęła oddychając ciężko. Wtedy podszedł do niej dotychczasowy szaman-uzdrowiciel i wręczył uroczyste szaty. Dziewczyna bezceremonialnie zaczęła rozbierać się i wkładać nowe odzienie. Wszyscy jednak byli tak zauroczeni, że nie zwrócili uwagi na jej nagość. Nawet Sasuke wraz z kompanami. W tym momencie uznali jej negliż za konieczność. Po ubraniu się Sakury, karooki i reszta, ocknęli się. Wtem podszedł do niej Wielki Wódz. Położył prawą dłoń w miejscu jej serca, a lewą na jej głowie.
- Sakuro. Duchy są z Tobą. W imieniu ich oraz Rady, otrzymujesz imię Dzikiej Pumy… - wtem zerwał się silny wiatr. Wódz rozejrzał się zdziwiony, tak samo jak reszta plemienia. Nagle rozległ się donośny głos, tak zatrważający, że aż dreszcze wstrząsnęły zebranymi.
PUTRI ROH TANAH… CÓRO DUCHA ZIEMI… OTO IMIĘ, KTÓRE BĘDZIE ZNANE KAŻDEMU NA ŚWIECIE. JA, ROH TANAH, UŚWIĘCAM CIĘ MOCĄ SWĄ. MIEJ W OPIECE ZIEMIĘ, PO KTÓREJ STĄPAŁAŚ, STĄPASZ I BĘDZIESZ STĄPAĆ. WEŹ POD OPIEKĘ ZAGUBIONYCH. LECZ POTĘPIONYCH. WSPIERAJ ŚWIADOMYCH. CHROŃ NARAŻONYCH.ODPOWIEDZIALNOŚĆ, KTÓRĄ CIĘ OBARCZYŁAM, JEST WIELKA NICZYM GÓRY, BEZKRESNA NICZYM WODY, WSZECH OBECNA NICZYM WIATR I ULECZAJĄCA NICZYM LAS. TANAH ROH PUTRI SALAM, IBU DAN WALI…
Z tymi słowami wiatr ucichł. Zebrani zamarli, a Wielki Wódz stał niczym posąg. Po chwili ocknął się i ukląkł przed Sakurą. Wszyscy z kręgu uczynili tak samo. Po momencie Wódz podniósł się, ucałował jej czoło i wrócił na miejsce. Wtem w jej kierunku ruszyła Isame Nemei (Troskliwa Matka) z miseczkami. Sakura uklękła przed nią, a kobieta zamoczywszy palce w zielonej mazi, zaczęła kreślić znaki na ciele dziewczyny. Przypominały one pędy roślin, wijące się po jej ciele. Następnie niebieskim barwnikiem zaznaczyła kwiaty fiołków. Pnącza zaczynały się na karku i spływały aż po lędźwie. Następnie ramionami oplatały jej ręce i kończyły się na nadgarstkach. Potem  owinęły jej brzuch, spływając na uda i łydki. Delikatnie kwiecie zostały wplecione pomiędzy pnącza. Isame Nemei ukłoniła się do ziemi i wróciła na miejsce.
Jej miejsce zajął wojownik, Uruni Wasei (Niedźwiedzi Pogromca). Skłonił się przed nią i wziął do ręki nóż. Sakura posłusznie wyciągnęła ręce przed siebie. Wojownik chwycił lewe przedramię dziewczyny i wykonał jedno cięcie. Jej twarz nie wykrzywił żaden grymas. Na ziemię zaczęła spływać szkarłatna ciecz. Nie zwracając uwagi na płynącą krew, wykonał następne cięcie. Po pięciu kreskach na jednej ręce, przeszedł na drugą. Wykonał szóste, a Sakura wykrzywiła lekko usta. Jej ciałem wstrząsnęły spazmy bólu, ale nie schowała rąk. Wojownik ciął dalej. Sasuke wpatrywał się w tę scenę z przerażeniem. Chciał zabrać ją stamtąd, ale wiedział, że gdy przerwie, różowowłosa zginie. Przy ósmym pociągnięciu nożem, Sakurze łzy ciekły po policzkach, lecz mimo to nie przerwała. Sam Uruni Wasei miał dwanaście cięć na przedramionach, u dziewczyny właśnie doszedł do dziewiątego. Widać było, że zaczyna trawić ją gorączka. Trzęsła się jak w febrze. Mężczyzna naciął dziesiąty raz, a usta różowowłosej zacisnęły się w wąską linię. W środku zastanawiała się, czy wytrzyma jedenaste. Jeżeli by zaczął, nie mogła przerwać. Przy dziesiątym jej ciało głośno protestowało. Wielką siłą musiała się zmuszać, aby ustać na nogach. Kiedy pomyślała, że już dosyć, Uruni Wasei zaczął wykonywać jedenaste. Sakura słabła. Przygarbiła plecy, ale nie krzyknęła. Nie krzyczała przy poprzednich, to i teraz nie da się. Gdy wojownik oderwał ostrze od jej skóry, dziewczyna opuściła ręce wzdłuż ciała. Krew spływała ciurkiem z jej przedramion, przez łokcie, aż po nadgarstki. Wokół jej stóp utworzyły się kałuże szkarłatnej, zastygającej cieczy. Musiała jeszcze wytrzymać przytomna zagadkę najstarszego. Wojownik skłonił się do ziemi i powrócił do kręgu. Wtem wyszedł starzec.
- Putri Roh Tanah, dzielnie przebrnęłaś przez poprzednie próby. Teraz czeka Cię ostatnia. Trzy zagadki. Tak stare, że świat o nich zapomniał. Pierwsza brzmi tak:
Coś, przed czym w świecie nic nie uciecze. 
Co gnie żelazo, przegryza miecze.
Pożera ptaki, zwierzęta, ziele,
Najtwardszy kamień na mąkę zmiele.
Indian nie szczędzi, rozkrusza mury,
Poniża nawet najwyższe góry.
Starzec zasiadł wygodnie przed Sakurą, sama dziewczyna stała. Wyprostowała się, pomimo wielkiego bólu, jaki nią władał. Sasuke zaczął zastanawiać się gorączkowo nad odpowiedzią, ale po chwili zrezygnował. Nie mógł skupić się na niczym innym poza Sakurą. Wpatrywał się w jej twarz, która nie wyrażała żadnych uczuć. Jedynie oczy zdradzały ból. Po chwili zastanowienia, przemówiła.
- Czas. – jej głos był słaby, ale na tyle silny, że zdołała udzielić odpowiedzi. Uradowany starzec klasnął w dłonie i zamknął oczy.
Są dwie siostry.
Jedna rodzi Drugą,
A Druga rodzi pierwszą.
Różowowłosa opuściła powieki. Jej twarz zbladła, a usta zsiniały. Miała podkrążone oczy. Wargi poruszały się niewidocznie. Prawdopodobnie modliła się. Oddychała głęboko i miarowo. Po dłuższym momencie podniosła powieki.
- Dzień i Noc. Dzień rodzi Noc, a Noc rodzi Dzień. – staruszek widocznie zachwycił się. Pokręcił się chwilę w miejscu i poskrobał po brodzie.
Co to za zwierzę,
Które rano chodzi na czterech nogach,
W południe na dwóch,
A wieczorem na trzech?
Sasuke odwrócił się do Naruto i reszty. Ujrzał na ich twarzach konsternację. Wiedzieli, tak samo jak on, że od tej zagadki zależy jej życie. Nawet Shino wyglądał na mocno skupionego. On zawsze znał odpowiedź na każde pytanie. Teraz nie. Jeżeli Shino nie wiedział, to Sakura nie miała szans, chociaż wszyscy wierzyli w nią z całych sił. Spojrzał ponownie na dziewczynę. Zamknęła oczy. Zmarszczyła czoło i potarła je dłonią, zostawiając smugę krwi. Ręce jej się trzęsły, a kolana uginały. Po zebranych zaczęły przepływać szepty. Zapanowało napięcie. Sam staruszek wpatrywał się z wyczekiwaniem w różowowłosą. Sakura zachwiała się lekko, ale w porę odzyskała rezon. Jej sfatygowane oblicze rozjaśnił spokój. Otworzyła oczy.
- Człowiek. Pory dnia przedstawiają pory jego życia. Ranek – lata niemowlęce, kiedy raczkuje, południe – kwiecie wieku, gdy chodzi o dwóch nogach, w pełni sił i wieczór – starość, gdy podpiera się laską. – najpierw Sasuke pomyślał, że zwariowała i że już po niej. Ale potem przeanalizował odpowiedź i wydała mu się sensowna. Spojrzał na starca. Jego oczy i twarz nie zdradzały żadnych uczuć. Serce bruneta zabiło z niepokoju. Wtem odezwał się testujący.
- Brawo Putri Roh Tanah. Pomyślnie przeszłaś wszystkie próby. – Sasuke wraz z pozostałymi odetchnął z ulgą. Teraz pewnie opatrzą jej rany i uda się do lasu na izolację… ale jakież było jego zdziwienie, kiedy dziewczyna z krwawiącymi ranami, słaniając się na nogach, weszła do lasu. Zebrani zaczęli się rozchodzić, rozmawiając o zajściu. Sasuke podniósł się z miejsca i pochwycił spojrzenie Hinaty. Ruszył w jej kierunku.
- Co z jej ranami? Przecież ona nie przeżyje… - zaczął, ale przerwała mu.
- Sakura nie była zwykłą adeptką. Sam Duch Ziemi wzięła ją po swoją pieczę. Udaje się teraz do lasu na jedną noc, a rano może już wrócić. Nie może jednak uleczyć swoich ran. Ból ma jej pomóc w racjonalnym zrozumieniu świata. Idź teraz na spoczynek. Weź kompanów i udajcie się do swojego wigwamu. Wódz was wezwie, gdy Duchy doniosą mu o bliskości Sakury. – powiedziała biało oka i odeszła od zebranych. Brunet odwrócił się do pozostałych. Wpatrywali się w niego pytająco,  ale nic nie odpowiedział. Ruszył w kierunku namiotu, a przyjaciele za nim.
***
Szła przez las, ledwie trzymając się na nogach. Przeszła próby, teraz musi dowieść wytrwałości. Upadła na runo leśne i zamknęła oczy. Nie mogę usnąć, nie mogę usnąć… powtarzała sobie w głowie, ale to było silniejsze, a ona za słaba.
Roh Tanah, Matko moja, dopomóż, abym nie zasnęła. Dopomóż dziecku i słudze swemu…
Wtem zawiał lekki, orzeźwiający wietrzyk.
Terima kasih… (dziękuję).
Zaczęło świtać…
***
Ledwie brzask zalał poranne niebo, Sasuke już był na nogach. Wybiegł z namiotu i udał się w stronę ściany lasu. Dokładnie w miejsce, w którym Sakura przestąpiła linię zieleni. Zasiadł na ziemi i wpatrywał się w głębinę puszczy. W głowie kołatały mu się pytania, czy różowowłosa jeszcze żyje. Czy nic się jej nie stało. Nawet nie zauważył, kiedy zaczęła być dla niego jak powietrze. Niezbędna do życia. To ona sprawiała, że się uśmiechał. To ona sprawiała, że zapominał o złu, które spotkało go w przeszłości. To dzięki niej chciał być. Oddychać. Zasypiać przy jej boku i budzić się z nią w ramionach. Sprawiała, że umiał kochać. A teraz może mu zostać to odebrane. W jego głowie z popiołów zwęglonych nadziei zaczęły odradzać się, jak Feniks, obawy. Zaczynało być ich tak wiele, że nie mógł sobie z nimi poradzić.
Wtem na polanę wkroczył Wieli Wódz, Isame Nemei, Hinata i staruszek, Obat Herbal (Lecznicze Ziele), tymczasowy szaman i uzdrowiciel. Podniósł się i podszedł do nich. Zatrzymał się metr od Wodza, skłonił mu się i czekał na pozwolenie dołączenia do świty. Wielki Wódz odkłonił się brunetowi i gestem ręki przywołał do siebie.
- Duchy doniosły, że Putri Roh Tanah się zbliża. – serce chłopaka zabiło szybciej. Jednak żyje…  przemknęło mu przez myśl. Po chwili krzaki zaczęły szeleścić, a z lasu wyłonił się wielki czarny wilk. Jedyne, co odznaczało się w jego wyrazie, to soczyście zielone oczy. Podszedł bliżej. Wtedy zauważyli na jego grzbiecie na w pół przytomną Sakurę.
- Selamat datang di Kepala…(Witaj o Wodzu). Nie dałam rady o własnych siłach, ale przytomność umysłu zachowałam… - szepnęła ledwie dosłyszalnie. Wódz westchnął.
- Córo moja. Pomyślnie przeszłaś Rytuał Przejścia. Witaj w Dewan (Rada), o Putri Roh Tanah. Podejdź Obrońco. – zwrócił się do wilka. Zwierzę nieufnie spojrzało na Wodza, ale różowowłosa pogładziła go po jego lśniącym futrze. Trącił nosem jej dłoń i podszedł do Sasuke. Ten podbiegł do dziewczyny i wziął ją na ręce. Była wycieńczona. Zaschnięta krew na dłoniach wyglądała przerażająco. Do ran poprzyklejane było igliwie i liście z runa leśnego. Oczy miała podkrążone, usta sine. Policzki straciły kolor różu, a oczy nie świeciły już takim blaskiem, jak poprzednio. Na miejsce przybiegła reszta jego kompanów. Zamarli, widząc bezwładne ciało Sakury złożone w ramionach Sasuke. Chłopak spojrzał na Wodza, a ten nakazał mu udać się do namiotu, znajdującego się za nimi. Ruszył we wskazane miejsce. Ułożył dziewczynę na skórach niedźwiedzich i baranich. Podszedł do niej Obat Herbal.
- Ma gorączkę, ale dłonie są lodowate. Śmierć się zbliża. Niedobrze, niedobrze… - mruknął.
- Ona musi żyć. Musi przeżyć… - szeptał gorączkowo Sasuke. Staruszek spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Niestety, musisz opuścić wigwam. Nawet Wódz nie może tutaj wejść. – wygonił, stawiającego opór, Sasuke. Brunet spojrzał tęsknie na Sakurę.
- Zrobię co w mojej mocy, obiecuję. Dowiesz się pierwszy. – obiecał Obat, ale to nie podniosło bruneta na duchu. Ani na chwilę. Wyszedł i stanął przed wejściem. Naruto dotknął jego ramienia. Spodziewał się, że go odtrąci, ale on stał bez ruchu. Zdziwił się.
- Nie wiadomo, czy przeżyje. Właśnie ociera się o śmierć, a ja nie mogę być przy niej. Nie mogę trzymać jej za rękę. Ani nawet przytulić się do niej. Nie mogę umierać razem z nią… - szepnął. Naruto stał wstrząśnięty. Nareszcie zaczął coś czuć. Jakieś pozytywne uczucia. I wtedy, gdy spotkało go dobro, to dobro umiera. Nawet nie zdążył się nacieszyć. Spojrzał na jego twarz. Znowu przybrał maskę obojętności, a oczy na powrót stały się zimne i bezuczuciowe. Ale ręki nie strącił.
- Będzie żyła. Zobaczysz, będzie żyła… - poklepał go po ramieniu i odszedł.
- Naruto… - odwrócił się na dźwięk swojego imienia.
- Tak? – zapytał.
- Idź do Hinaty. Zdaje się, że to właśnie Ty odnalazłeś szczęście… - powiedział, a twarz blondyna rozjaśnił uśmiech, jedynie oczy pozostawały smutne.
- Dziękuję… - odpowiedział i ruszył w kierunku tipi białookiej.
***
Po kilku godzinach z namiotu, przed którym spędził całą noc, a raczej jej resztę, wyszedł starzec. Spojrzał na niego ze smutkiem. Sasuke zamarł.
- Zrobiłem co w mojej mocy. Nie jest z nią najlepiej. W ramach wyjątku pozwalam Ci wejść do wigwamu. Radziłbym się… pożegnać… Szanse na przebudzenie są równe zeru… - poklepał Sasuke po ramieniu i odsunął się, wpuszczając go do środka. Niepewnym krokiem wszedł i rozejrzał się. Kilka zapalonych świec nadawała nastrój żałobny. Pośród wątłego światła zauważył Sakurę, leżącą w skórach. Ręce miała owinięte bandażami, które z kolei było przesiąknięte czerwoną, żółtą i zieloną mazią. Krew, ropa i maści. Wdało się zakażenie. Wiedział już dlaczego ma nikłe szanse. Podszedł niepewnie do ciała dziewczyny. Wyglądała jakby spała. Żal ścisnął go za gardło. Ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. Złapał się rękami za głowę i zaczął kręcić nią przecząco. Podszedł bliżej. Była taka spokojna. Wsunął się koło niej i przeszedł za jej głowę. Kiedy usadowił się na miejscu, przyciągnął delikatnie ciało Sakury między swoje nogi i przytulił ją. Leżała teraz oparta plecami o jego tors. Czuł, jak jej ciało traci powoli temperaturę. Musiał się z nią pożegnać.
- Sakura… - szepnął, ale jego gardło ścisnął dławiący płacz. Nie zahamował łez. Popłynęły teraz ciepłymi strumyczkami po jego policzkach.
- Sakura… Kiedyś, dawno temu, nie było na ziemi osoby, która by mnie kochała. Ojciec porzucił matkę, a matka porzuciła mnie, zaraz po porodzie. Wychowałem się wśród zbójników, uczony, że miłość to złe uczucie. Sam nigdy nie byłem nim darzony. Po pewnym czasie odłączyłem się od grupy, która mnie wychowywała i stałem się samotnym strzelcem. Wraz z upływem czasu dołączali do mnie Naruto, Kiba, Shino i Shikamaru. Staliśmy się złodziejami, ale z zasadami. Nie zabijaliśmy. Nie okazywałem uczuć, aż do czasu, gdy poznałem Ciebie. Na początku wkurzałaś mnie. Zawsze opanowana i niezależna. Nie mogłem tego znieść, że mnie ignorujesz. Chciałem się Ciebie pozbyć. Mówiłem Naruto, żeby nie brał Cię za jeńca. Teraz wiem, że dobrze zrobił. Chciałem Cię zabić, bo nie potrafiłem zrozumieć uczucia, które mną zawładnęło, bo sam go nigdy nie dostałem. Po pewnym czasie było gorzej. Stwierdziłem, że gdy nie ma Cię obok mnie, czuję się potwornie. Tracę wszelkie chęci. Uświadomiłem sobie, że się zakochałem. Nie miałem jak Ci powiedzieć, bo w zastraszająco szybkim tempie potoczyły się dalsze losy. Wezwano Cię do wioski, rytuał, izolacja. Zabrakło nam czasu. Ja zmarnowałem go aż zbyt wiele. Teraz chcę Ci powiedzieć, że Cię potrzebuję. Teraz, gdy Cię tracę. Gdy czuję, jak umierasz w moich ramionach. Gdy ktoś mnie pokochał, a ja to zrozumiałem, zabrano mi czas. Muszę się teraz pożegnać. Chociaż prawdopodobnie, gdy Ty umrzesz, ja umrę wraz z Tobą… Sakura… Kocham Cię… - wyszeptał i wtulił się w jej włosy. Znużony płaczem i ogarnięty smutkiem, zasnął.
***
Obudził się. Zamrugał kilkakrotnie powiekami i z przerażeniem odkrył, że Sakura zniknęła. Siedział teraz przykryty skórą, ale różowowłosej nie było w jego ramionach. Serce zamarło w jego piersi. Rozejrzał się po podłodze i zauważył burzę różowych włosów, rozsypanych pół metra przed nim. Pochylił się do przodu i odkrył połacie futer. Pod warstwą okrycia leżała Sakura. Odwrócił ją do siebie i potrząsnął kilkakrotnie.
- Sakura… Sakura… - szeptał gorączkowo. Nie odezwała się. Opuścił ją delikatnie na posłanie i ukrył twarz w dłoniach. Z oczu pociekły mu łzy. To niemożliwe… ona nie mogła umrzeć… myślał. Złapał się za włosy i siedział skulony w kącie. Po chwili ze stanu otępienia wyrwał go słaby głos.
- Sasuke… - podniósł głowę. Myślał, że mam omamy. Że jego wyobraźnia płata mu figla.
- Sasuke… - usłyszał głośniej. Wszędzie rozpozna ten melodyjny głos.
- Sakura…? – szepnął z niedowierzaniem.
- Wody… - mruknęła. Brunet zerwał się miejsca i nalał do drewnianego naczynia wody. Podszedł do dziewczyny. Usadowił ją sobie na kolanach i podstawił miseczkę do ust. Piła łapczywie, ale on starał się wlewać płyn do jej ust powoli, aby się nie zakrztusiła. Gdy opróżniła zawartość naczynia, odstawił je na bok i przyjrzał jej się z bliska. Skóra dziewczyny zaczęła przybierać dawny kolor.
- Sakura… Słyszysz mnie? – zapytał cicho. Nic. Westchnął, lecz wtem odezwała się.
- Mów głośniej, bo przygłuchłam trochę… - wymamrotała. Teraz popłynęły łzy szczęścia. Przytulił ją mocniej do siebie.
- Żyjesz… - wymruczał jej we włosy.
- Pomęczę Cię jeszcze trochę… - powiedziała wyraźniej Sakura.
- Możesz mnie nawet katować, ale ważne, że jesteś… - spojrzał jej w oczy i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.
- Ja też Cię kocham Sasuke… - powiedziała. Popatrzył na nią zdziwiony. – Słyszałam wszystko, co mówiłeś. Co prawda, jakby przez mgłę, ale słyszałam… - wyjaśniła. Uśmiechnął się słabo.
- Kocham Cię. Kocham i będę to powtarzał, aż do śmierci… - powiedział. Sakura położyła dłoń na jego policzku.
- Płakałeś? Ty? – zapytała, a on pokiwał głową.
- Myśl, że mogłem Cię stracić była tak bolesna, jak wypalanie rozżarzonym prętem znamion na całym ciele. – powiedział.
- Jeżeli mnie zaraz nie pocałujesz tak porządnie to zadbam, że będą Ci wypalać moje imię w bardo bolesny sposób… - zamruczała i przyciągnęła go do siebie, całując.
Bo człowiek rozumie co ma, gdy może to stracić. Ceńmy nie materialną część świata, bo ona przemija. Przyjaźń i miłość to, to, co warto pamiętać, szanować i pielęgnować… Bo czymże jest złoto i bogactwa, gdy dusza i serce zostają biedne?

Autor: .romantyczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz