poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Siedem lat [4]

        Patrzyłam na niego nie wierząc w ani jedno słowo. Bawił się mną, jak to miał w zwyczaju przez kilka ostatnich, wspólnych lat. Nawet nie chciałam mu uwierzyć i musiał to wyczytać z mojej twarzy, bo momentalnie spoważniał, a jego wzrok stał się chłodny i opanowany.
- Minęło wiele czasu, nim zrozumiałem, że tylko z tobą odzyskam to, co utraciłem kilka lat temu. - kontynuował, a moja podświadomość starała się wyprzeć wszystko, co słyszałam. Nie mógł tego zrobić. To zbyt egoistyczne, nawet jak na niego.
- Przestań! - krzyknęłam histerycznie. - Przestań! Nie mogę tego słuchać! Nie chcę! - krzyczałam zaciskając pięści w bezsilnej złości. Opadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach modląc się w duchu o siłę.
- Spójrz na mnie. - rzucił i uklęknął przede mną. Wściekła odepchnęłam go z całej siły i wybiegłam z pokoju kierując się przed organizację. Musiałam się stąd wydostać. Musiałam zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić. Biegłam na oślep mijając kolejne odnogi korytarza, aż w końcu trafiłam do wyjścia. Łzy spływały po moich policzkach łamiąc moje wcześniejsze przyrzeczenia, że już więcej się nie rozpłaczę, ale mnie to nie obchodziło. Liczył się haust świeżego powietrza, a potem... Nie wiem. Nie wybiegałam planami aż tak daleko.
        Poczułam jego obecność za sobą, więc machinalnie przyspieszyłam. Gdy wreszcie znalazłam się przed organizacją nabrałam gwałtownie powietrza. Moje serce rozdzierała panika, a płuca nie nadążały z nabieraniem tlenu. Wszystko to przez niego. Sasuke Uchiha po prostu mnie niszczył. Zabierał ze mnie wszystko to, co miałam najlepsze, a potem zostawiał. Pustą jak skorupa, bez szansy na odrodzenie.
- Zostaw mnie! Błagam, po prostu zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam odwracając się za siebie. Patrzył na mnie spokojnie, podczas gdy ja wrzałam. - Odejdź i nigdy nie wracaj! Zniknij z mojego życia, serca, umysłu... Po prostu zniknij! - łkałam. Myślałam, że im więcej razy wmówię sobie, że nie istnieje, tym większa jest szansa na to, że się sprawdzi. Głupia...
- Sakura... - rzucił błagalnie. On mnie błagał!? Dobre sobie. Jak mógł mnie o cokolwiek prosić po tym, jak zbił dwie drogie mi osoby!
- Nie masz prawa prosić mnie o nic! - warknęłam odrętwiała z gniewu. - Nie po tym, co zrobiłeś!
- To był jedyny sposób, żeby móc cię mieć. - odparł z równą desperacją, co ja, gdy chwilę temu pytałam go o powód jego postępowania. Zaszokowana ilością emocji, jakie pokazał, wpatrywałam się w niego szeroko rozwartymi oczami. - Czy gdybym ci powiedział, że cię potrzebuję, to uwierzyłabyś mi? - zapytał. Jednak milczałam jak zaklęta analizują po kolei to, co się właśnie działo. Niewiele z jego słów w tej chwili do mnie docierało. - Nie, nie uwierzyłabyś mi. I miałabyś do tego pełne prawo. Więc jedynym sposobem, żebyś mnie znienawidziła było zrobienie czegoś niewybaczalnego. - wyjaśnił.
- I masz co chciałeś! Żyję! Żyję i cię nienawidzę! O to prosiłeś!? Pakiet życie i nienawiść!? - opuściłam gardę. Jak do niego dotrzeć? Jak pokazać mu ogrom cierpienia, które mi zadał.
- Sakura... - zaczął, ale przerwałam mu naładowana nową falą gniewu.
- Bez sakuruj mi tu! - rzuciłam ostrzegawczo. - Zabiłeś jedne z ważniejszych dla mnie osób i żądasz mojego oddania? - zapytałam z goryczą. - Jak śmiesz! One były moją rodziną! - tego było dla mnie za wiele. Starałam się być silna, ale nie mogłam. - To tak, jakbym zabiła ci matkę! - obserwowałam, jak jego oblicze pochmurnieje.
- Nie wywlekaj tego na wierzch. - rzucił ostro.
- Nienawidzę cię. Zawsze już będę cię nienawidziła. Stałeś się dla mnie nikim. - wyrzygiwałam po kolei to, co mi na duszy i sercu siedziało. - Zostawiłeś nas na siedem lat. Siedem lat, które były dla ciebie jedynie chwilą. Dla nas to był czas cierpienia. Moi rodzice zginęli, Jiraya zachorował, a Naruto ledwie trzymał się kupy, podczas gdy ty dokonywałeś swojej głupiej zemsty! Bezduszny morderca! - dodałam. Ledwie łapałam oddech, ale już się rozkręciłam. - I nagle bach! Pojawiasz się w blasku chwały, zabijasz mi najdroższe w życiu osoby, a potem chcesz, żebym z tobą była! Wybacz, ale moja odpowiedź brzmi: nie. I jutro odpowiem ci tak samo. I pojutrze. I za miesiąc, rok, lata, dekadę i wiek. Nigdy z tobą nie będę. Więc zabij mnie. Zabij, albo ja to zrobię! - na potwierdzenie swoich słów uderzyłam ręką w ziemię, tworząc w niej ogromny krater. Liczyłam na znalezienie jakiegoś starego kunai i nie zawiodłam się. Chwyciłam wystające spomiędzy skał ostrze i przystawiłam je sobie do brzucha. Widziałam, jak zatrzymuje się w pół kroku ode mnie i ugodowo cofa wyciągnięte ręce. W jego oczach gościł cień strachu. Z jednej strony ucieszyłam się, że coś czuje, jednak wszystko to przyćmiewał gniew i chęć... Zemsty.
         Jeszcze nigdy nie czułam takiej nienawiści. Moje serce czerniało z każdą chwilą, a ja coraz bardziej pragnęłam zemsty. Skoro byłam pierwszą osobą, do której poczuł coś pozytywnego, to moja śmierć z jego powodu załamie go i już nigdy nie uwierzy w miłość. To będzie jego kara. Nie ważne, że będzie kosztowało mnie to życie. Ważne, że on będzie cierpiał. Tylko to w tej chwili liczyło się dla mnie najbardziej.
- Sakura, proszę... - Suigetsu? Fakt, musieli usłyszeć huk, gdy tworzyłam rozłam. No, nic. To tylko zbędna widownia.
- Wynoś się stąd. - warknęłam. - To jest sprawa między mną a Sasuke. - dodałam i na potwierdzenie swoich słów skinęłam na Uchihę.
- Landryna. - Jashinie! Jeszcze jej tu brakowało. A skoro Karin i Hōzuki to i gdzieś Jūgo.
- Weź sobie go, Karin. Jest cały twój. - warknęłam cicho. Okularnica pokręciła głową i zmierzyła Sasuke taksującym spojrzeniem.
- Nigdy nie twierdziłam, że go kocham. - rzuciła od niechcenia.
- Co!? - wykrzyknął Suigetsu. - Jak to?
- Nie drzyj się. - odparowała rudowłosa. Ich kłótnia była ciekawa jak piasek na pustyni, ale musiałam być czujna. Jeszcze nie udało mi się zlokalizować Jūgo, a on był niebezpiecznym przeciwnikiem. Spojrzałam na kłócącą się parę. - Po prostu jestem mu wdzięczna za pewne rzeczy. Tyle.
- Suigetsu, Karin, zamknijcie się wreszcie. - warknął zdenerwowany Sasuke, ale jego spojrzenie ani na chwilę nie opuściło mojej osoby.
- Uchiha, jesteś strasznie irytującym osobnikiem. - moja ręka z kunai drgnęła, a reszta Hebi jak na zawołanie zerwała się z miejsca. - Jūgo. Wiem, że stoisz po mojej lewej. Wyjdź. - kątem oka obserwowałam, jak rudowłosy zeskakuje z gałęzi i dołącza do swojej drużyny.
- Kwiecie Wiśni... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nadzieja, co? - zaśmiałam się ironicznie. - Podobno umiera ostatnia. - moje usta wykrzywiły się w złowrogim uśmiechu. Tak naprawdę bardziej niż gniew to czułam smutek. Wyobraziłam sobie, że oni teraz znikają, a ja tułam się po świecie jak Sasuke przez lata, w poszukiwaniu zemsty. Nie chciałam dla siebie takiego losu.
- Nie musisz tego robić. - rzucił Jūgo. No, tak. Wyczuwał emocje. - To nie jest ci przeznaczone. - Sasuke wydawał się być zirytowany nie wiedząc, o czym mówił rudowłosy, ale skrzętnie krył to po maską spokoju i chłodu.
- Nic o mnie nie wiesz. - odparłam na swoją obronę, ale wewnątrz wiedziałam, że ma rację. Nie byłam stworzona do mszczenia się, ale nie mogłam tego puścić brunetowi płazem. Nie w tym wcieleniu.
- Wiem wystarczająco dużo. Na przykład jak przysięgałaś sobie, że nigdy nie powtórzysz losu Sasuke. - wszyscy zamarli, ze mną i Uchihą na czele.
- Ale to boli. - szepnęłam, a jedna łza wypłynęła z kącika mojego oka i potoczyła się powoli po policzku, aż poczułam jak skapuje na ziemię. - Nie chcę żyć. Nie chcę... - zacisnęłam mocniej dłoń na trzymanym kunai. - Nie z tym, co przeszłam. Nie z tą niepewnością, złością i żalem. Nie z bagażem, jaki dostałam.
- Sakura... - Sasuke nie dawał za wygraną. Ja też nie dam! Szybkim, wprawnym ruchem wbiłam kunai w swój brzuch i przesunęłam nim od lewej do prawej, jednak nie dane mi było dojść do końca, bo Uchiha wytrącił mi z ręki ostrze i w ostatniej chwili uchronił przed upadkiem na zimną ziemię. Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam strach. Bał się! Na pewno nie bardziej niż ja. Głupia, chciałam skończyć swój żywot, gdy Sasuke wyznał, że mnie potrzebuje.
- Sasuke... - szepnęłam z bólem, gdy podnosił mnie z ziemi i ruszył w stronę kryjówki.
- Cicho. Będzie dobrze. - ujrzałam w nim przestraszonego chłopca. Takiego, jak wtedy, gdy zobaczyłam go na poczekalni w szpitalu, zaraz po śmierci jego rodziców. To dało mi dowód, że jego uczucia były autentyczne. Jednak nie mogłam wybaczyć mu tego, co zrobił. Nigdy nie wybaczę takiego bestialstwa.
- Sasuke... - moje powieki okazały się za ciężkie i poddałam się. Zapadłam w kojącą ciemność, odprowadzana rozpaczliwym krzykiem Uchihy.
* * *
        Mroczny zimny deszcz tańczył we mnie, odbijając się echem od pustych ścian mojego umysłu. Chciało mi się śpiewać i płakać. Tańczyć i czytać. Grać i spać. Wszystko. Każde moje pragnienie wracało teraz do mnie, szarpiąc mnie w tej nieprzyjaznej matni. Wiem, co się ze mną działo. Wiem, gdzie byłam, ale nie potrafiłam tego poprawnie nazwać. Czy naprawdę tak się czułam? Jak ten deszcz, który dudnił teraz we mnie cichym szelestem? Nie wiem.
- I jak z nią? Miałam urywki świadomości. Słyszałam co się działo, ale nie reagowałam. Nie chciałam i nie mogłam. Moje ciało nie wykonywało moich poleceń, a nawet jeżeli by słuchało, to wolałam pozostać tu, gdzie byłam teraz, niż wracać do żywych. Do Sasuke, z którym nie wiedziałam co zrobić. Wciąż go kochałam, a podobno najbardziej ranią nas ci, których kochamy, i którzy kochają nas.
-... Nie zabiłem ich, Jūgo. Czy... Czy on właśnie powiedział, że ich nie zabił!? Nie, kłamał.
- Jak to? Karin jak zwykle ciekawska. Czekałam na odpowiedź Uchihy. Musiałam się dowiedzieć, jak to było. No bo jak? Odnalazł je, wywabił i zabił w tak krótkim czasie? Przecież spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Nie był na tyle silny. No, ale ma jeszcze swoich pachołków. Jednak Tsunade była potężną shinobi i nie dałaby się pokonać żadnemu z członków Hebi. No i miała koło siebie Shizune, która, swoją drogą, była całkiem niezła w walce.
- Jak chcesz. Hōzuki był obrażony, a ja nie usłyszałam odpowiedzi! Jak zwykle za dużo myślałam. Może to jest mój problem? Może nie powinnam się tyle zastanawiać, tylko łapać życie takie, jakim jest? Już ich nie słyszałam. Albo przestali rozmawiać, albo straciłam przytomność. Znowu.
- Sakura. Sasuke. Był koło mnie, trzymał mnie za rękę i mówił do mnie. Może się przyzna! Czekałam, no bo cóż innego mogłam zrobić? - Nie zabiłem Tsunade, ani Shizune. Gdy znaleźliśmy je z Suigetsu, były już martwe. Wtedy obmyśliłem tę strategię. Nie mogłem cię zabić, a sądziłem, że sam cię jakoś powstrzymam. Nie udało mi się. Nie przypuszczałem, że jesteś zdolna do samobójstwa. Nie zabił ich! Jashinie! Nie wiem czemu, ale mu uwierzyłam. Wiedziałam, że nie kłamał. Zachciało mi się płakać. - Czemu się nie budzi?
- Kunai było zanieczyszczone i wdało się zakażenia. Jej organizm walczy, ale jest słaba. Czułam się dobrze! Nie umrę. Nie, kiedy Sasuke wyznał, że jest niewinny.
        Wolał, żebym go znienawidziła. Nie umiał mnie zabić, chociaż odniosłam wrażenie, że od bardzo dawna pragnie mojego kresu. To jest już jego urok. A ja pokochałam go takim, jakim był. Zimnym, nieprzystępnym, ale pełnym empatii chłopakiem. Teraz jest mężczyzną. Zagubionym facetem, który próbuje się odnaleźć, a ja chciałam mu pomóc. Teraz jednak nie mogłam. Narobiłam sobie bałaganu, który muszę sprzątnąć.
        Noc była cicha. Był przy mnie. Czułam jego ciepło, jego zapach i wzrok na swoim ciele. Pragnęłam go dotknąć, ale nie mogłam się ruszyć. Um, pić. W ustach miałam sucho jak na pustyni, a wargi spierzchły mi od braku wody. Ci idioci mnie odwodnili! Jak miałam walczyć z infekcją, jak byłam w opłakanym stanie!?
- Pić... - jakiś chrapliwy głos przeszył powietrze wokół, mącąc przyjemną i kojącą ciszę. Zaraz... To ja! Nim dotarło do mnie, że moje ciało posłuchało polecenia, Sasuke już siedział obok mnie i podtrzymywał mi głowę. - Poczekaj... - szepnęłam próbując zmusić swoje powieki, żeby się otworzyły. W jednej chwili uderzył we mnie promieniujący z brzucha ból. Pod jego wpływem rozwarłam szeroko powieki, ledwie hamując cisnący się na moje usta krzyk. - Boli... - jęknęłam.
- Karin! - krzyknął wściekły. Spojrzał na mnie, ale ciemność uniemożliwiła mi ocenę jego stanu emocjonalnego, który mogłam wyczytać jedynie z oczu Uchihy. Złapałam się kurczowo jego przedramion, próbując uśmierzyć w jakikolwiek sposób nieznośny ból, który przedzierał się przez każdą najmniejszą choćby komórkę mojego ciała. Do pokoju wpadła okularnica.
- Ocknęła się! - zawołała i podbiegła do łóżka, na którym leżałam. - Byłaś praktycznie po tamtej stronie... - szepnęła, gdy nachyliła się nade mną, aby sprawdzić czynności życiowe.
- Wiem, ale nie spodobało mi się tam. - mruknęłam rada ze swojego ciętego dowcipu. Spojrzałam w stronę Sasuke. Jemu nie spodobał się mój żart. - Poza tym nie trafiłam do nieba. Miałam na sumieniu zbyt wiele... - tak. Jeżeli nawet byłam po drugiej stronie, to na pewno nie trafiłam do raju. Nie za rzeczy, których dokonałam. I gdyby Sasuke też umarł, to nie mogłam pozwolić, by trafił gdzieś, gdzie by cierpiał. Zrozumiałam, że jestem jego odkupieniem. - Pomogę ci... - zdążyłam jedynie wyszeptać, nim znów pochłonęła mnie ciemność.
* * *
        Nie wiem, ile byłam nieprzytomna, ale miałam już dosyć. Moja matnia była teraz inna. Od ostatniego przebłysku świadomości towarzyszył mi ból. Wiedziałam przynajmniej, że żyję.
- Może odtransportować ją do Konoha? - głos Suigetsu przebił się przez moje rozmyślania, siejąc panikę. Teraz błagałam, żeby Sasuke okazał się największym na świecie egoistą i nie pozwolił na przetransportowanie mnie do rodzinnej wioski. Nie bez niego.
- Jeżeli jej stan się nie poprawi, to zrobię wszystko, żeby przeżyła. - usłyszałam w odpowiedzi. Cholera! Sakura! Warczałam na siebie w myślach, co było dosyć komiczne. No, ale nie umiałam zrobić nic pożytecznego! Zmobilizowałam każdą cząstkę swojego ciała i rozkazałam im obudzić się z niekończącego się letargu, zanim odeślą mnie w paczce do Konoha. Nie mogłam tam wrócić. Nie chciałam...
        Nim moje ciało mnie posłuchało ich już nie było w pokoju. Otworzyłam oczy i zaraz musiałam je zmrużyć, bo promienie słoneczne wpadające przez uchylone okno mnie oślepiły. Zrobiło mi się niedobrze, ale nie mogłam pozwolić sobie na mazgajenie się. Nie wrócę do Liścia! Z trudem podniosłam się na łóżku i odczekałam chwilę, aż krew wyrówna swój poziom. Po kilku minutach stałam na chwiejnych nogach i powoli, krok po kroku, przemieszczałam się w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się wokoło. Cisza panująca w kryjówce raniła uszy. Miałam wrażenie, że wszyscy opuścili to miejsce, zostawiając mnie na pastwę losu. I chociaż praktycznie na pewno ta myśl była błędna, to ja i tak rozpłakałam się z bezsilności i osamotnienia. Więc szłam dalej, płacząc jak dziecko i starałam się odnaleźć w tej plątaninie korytarzy. Nigdy nie byłam w tej części kryjówki, bo nie poznawałam absolutnie niczego. To miejsce musiało służyć Orochimaru, jako jego prywatne kwatery. Atmosfera była przesiąknięta smutkiem i aurą śmierci, która przeszywała mnie do szpiku kości. Kiedy już zbłądziłam, to musiałam akurat zgubić się w najgorszym miejscu z całej kryjówki. Tak, panna Haruno i jej piekielne szczęście.
- Uciekła! - usłyszałam wrzask Suigetsu. Albo nie zaszłam za daleko, albo naprawdę miał siłę przebicia. Nie usłyszałam odpowiedzi, bo jego rozmówca, lub rozmówcy, postanowili nie krzyczeć na pół Kraju Ognia, lecz płowowłosy wciąż wrzeszczał jak opętany. - Po pierwsze primo nie ma jej, a po drugie primo okno jest otwarte, ergo uciekła! - jego głupota zaczynała na poważnie mnie martwić. Ból w okolicy zranienia stawał się nie do zniesienia, ale nie poddałam się. Jeżeli ta część kryjówki należała do tego gada, to nieprędko mnie odnajdą. Równie dobrze mogę tu skonać. Nabrałam powietrza w płuca i wrzasnęłam ile sił. A że nie miałam ich za wiele, to po chwili zsunęłam się po ścianie i znowu się rozpłakałam. Tak, wciąż byłam tą słabą i płaczliwą dziewczynką. Tak naprawdę nigdy nie przestałam nią być. Po prostu po odejściu Sasuke schowałam ją w głębi siebie i czekałam z jej uwolnieniem do powrotu Uchihy. Jednak to nie nastąpiło, więc moje drugie ja wciąż było w ukryciu, z którego postanowiło wyjść właśnie w tym momencie. Wtedy, gdy potrzebowałam swojej silnej osobowości.
- Sakura! - usłyszałam krzyk, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Wszystko mnie bolało, a głos odmówił mi posłuszeństwa. Poza tym wyłam jak do księżyca, a przez łzy niewiele widziałam, więc postanowiłam nie pogarszać swojego położenia i zostałam na miejscu. - Sakura! - Sasuke był coraz bliżej, co dawało mi dziką radość i satysfakcję. - Tu jesteś! - wyłonił się zza rogu i uklęknął przy mnie. Skinęłam głową i znowu się rozpłakałam. Za samo beczenie powinien wyrwać mi serce z piersi.
- Przepraszam... - wyszeptałam głosem pełnym skruchy. - Znowu się ślimaczę. - na jego twarzy zagościł wyraz ulgi. Złapał moją twarz w dłonie i zmusił mnie, żebym spojrzała w jego oczy.
- Rycz sobie ile chcesz, ale przestań znikać. - odparł i wziął mnie delikatnie na ręce. Wtuliłam się w niego ufnie i zamknęłam oczy, zaraz jednak rozwarłam je w przerażeniu.
- Nie pozwól mi znów zasnąć. - poprosiłam. - Nie chcę wracać do Konoha. - dodałam. Poczułam, jak jego mięśnie sztywnieją, a za chwilę rozluźniają się.
- Nie pozwolę. - obiecanki – cacanki, a głupiemu radość. Nim dotarliśmy do pokoju, z którego wyszłam, już spałam. Policzę się z nim, jak wstanę.
* * *
        Obudziłam się w łóżku wygodniejszym i cieplejszym niż to, w którym leżałam przez kilka ostatnich dób. Co więcej, znałam to miejsce. Rozwarłam powoli powieki gotując się na uporczywe światło, jednak kotary w oknach były zasunięte, a sypialnię rozświetlał jedynie blask świecy stojącej na stoliku w kącie pokoju. Punkt za pomysłowość.
- Sasuke...- wychrypiałam. Nie wyczułam jednak jego obecności, ale nie zaniepokoiłam się. Grunt, że wciąż znajdowałam się w Hebi. Zaśmiałam się. Kilka tygodni temu w życiu bym nie pomyślała o zostaniu tutaj na stałe, ale teraz, kiedy wiem, że Sasuke odwzajemnia chociaż część moich uczuć, to sytuacja zmieniła się diametralnie.
        Jednak nie czułam się dobrze wraz z podjętą decyzją. W mojej głowie widziałam obraz zrozpaczonego Naruto. Stracił kolejną bliską mu osobę, a ja siedziałam sobie tutaj spokojnie, zapatrzona egoistycznie we własny czubek nosa. W moich oczach wezbrały łzy, których nienawidziłam tak samo, jak w tym momencie siebie. Kolejny raz okazało się, jak bezdusznym człowiekiem jestem, a kiedyś myślałam, że jestem dobrą i ciepłą kobietą. Pełną współczucia, zrozumienia i serca dla drugiej osoby. Myliłam się. Gdy spojrzę wstecz, na kilka ostatnich tygodni mojego pobytu w Hebi, wiem, że stałam się idealną kopią Sasuke. Zauważył to nawet Suigetsu. To stwierdzenie nie polepszyło mjego nastroju i rozpłakałam się w momencie, gdy do pokoju wszedł Sasuke. Spojrzał na mnie i widząc łzy podszedł bliżej z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
- Coś cię boli? Źle się czujesz? - jego troska rozlała trochę ciepła po moim sercu, jednak wciąż widziałam je jako twarde i zepsute.
- Jestem podła. - załkałam. Kuso! Znowu beczałam jak małe dziecko. - Nie jestem warta złamanego grosza! - dodałam i schowałam twarz w dłoniach.
- Skąd to przypuszczenie? - zapytał Sasuke próbując odciągnąć ręce od moich policzków.
- Naruto pewnie odchodzi od zmysłów szukając mnie, a ja siedzę sobie tutaj i pozwalam mu na zamartwianie się. - mruknęłam. - Zapewne pisze czarne scenariusze, że jestem jeńcem, że mnie torturują, albo już nie żyję, ja tymczasem wyleguję się w miękkim, ciepłym łóżku, zaprzyjaźniłam się z przestępcami książeczki Bingo i nawet im pomagam. - zaśmiał się z moich słów. Tak rzadko słyszałam ten dźwięk, więc od razu podniosłam na niego wzrok, uwalniając tym samym swoją twarz spod ukrycia dłoni. Momentalnie jednak spoważniał, a ja widziałam jedynie znikające już rozluźnienie na jego obliczu.
- Chcesz wrócić? - zapytał, a ja zamarłam. W końcu musiało paść to pytanie, ale nie wiedziałam, że odpowiedź na nie będzie taka trudna. Spojrzałam głęboko w jego oczy i zamyśliłam się. Szukałam podpowiedzi w jego wzroku, ale niewiele mi mówiło.
- Mam wrócić? - głupia zabawa odpowiadać pytaniem na pytanie, ale koniec końców to od niego zależała teraz moja przyszłość. To on uprowadził mnie z Konoha, więc to on powinien decydować. W napięciu oczekiwałam na odpowiedź Sasuke. Przez chwilę, krótki upiorny moment, myślałam, że znów się mną bawił. Że urządził sobie przedstawienie jak to mu na mnie zależy. Zauważył wahanie w moim spojrzeniu, ale błędnie je odczytał.
- Wracaj sobie do Konoha. Tam jest twoje miejsce. - znów stał się zimny i niedostępny. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi. - Tego właśnie chcę. Chcę, żebyś zostawiła nas w spokoju. Zaraz po twoim odejściu zmienimy siedzibę, więc nie szukaj nas, bo nie znajdziesz. - warknął i wyszedł, a ja chciałam się rozpłakać. Nie! Będę silna. Jeżeli tak właśnie chce, to tak się stanie. Odejdę i już więcej mnie nie zobaczy. Jedno było pewne. Nie wrócę do wioski. Na ostatkach sił wstałam z łóżka i przeszłam chwiejnie do swojej sypialni, gdzie spakowałam swój lichy dobytek w postaci kilku ubrań. Siląc się na spokój i opanowanie wyszłam na korytarz i skierowałam się do wyjścia. Z każdym krokiem żegnałam miejsce, do którego zdążyłam przywyknąć, i które zdołałam pokochać. Znów poczułam się przeżuta i wypluta, nic nie warta. Wyciągnęłam dłoń i przesunęłam nią po chropowatej powierzchni ściany. Znajomy chłód sprawił, że serce zabiło boleśniej, ale czasu cofnąć nie mogłam. Wyszłam z kryjówki wprost w nagrzane powietrze. Polana tonęła w złoto-różowej fali znikającego za horyzontem słońca. Listki lśniły kroplami deszczu, który musiał spaść, gdy spałam.
- Sakura! - usłyszałam za plecami głos Suigetsu, ale nie odwróciłam się. Obolała ruszyłam przed siebie, nie reagując na jego wołanie.
- Hōzuki, wracaj! - Karin wołała chłopaka, który prawdopodobnie ruszył za mną.
- Puszczajcie! - krzyczał płowowłosy. Ledwie powstrzymałam się, żeby nie obejrzeć się za siebie. Widocznie ruda i Jūgo musieli zatrzymać go siłą, bo słychać było, jak się szarpie. Głupia! Po co się przywiązywałam! - Saki! - zacisnęłam zęby i skumulowałam w sobie resztki chakry, aby chwilę potem teleportować się kilka kilometrów od kryjówki. Nie wiem, gdzie się znalazłam, ale mało mnie to obchodziło. Nie miałam już domu. Ani w Hebi ani w Konoha nie zagrzałam miejsca. Porzuciłam wszystko co znałam, co miałam i kochałam. Teraz szukałam własnego życia. Kąta, gdzie będę bezpieczna.
        Wędrowałam przez lasy, łąki i pagórki. Wciąż i wciąż pilnując, aby nie wrócić na stary szlak. Moje ciało powoli regenerowało się, ale nie dawałam sobie ani chwili wytchnienia. Spałam tyle, ile potrzebowałam, aby spokojnie wrócić do wędrówki. Przez pierwsze kilka dni moje myśli miałam zajęte wydarzeniami z ostatnich tygodni starego życia. Wciąż żywe wspomnienie nocy spędzonej z Sasuke sprawiało mi ból zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Echo jego dotyku nadal parzyło moją skórę, ale usilnie starałam się je ignorować. Nie chciał mnie. Odrzucił po raz kolejny to, co do niego czułam. Nie dał mi dojść do słowa, a mnie znów poniosły emocje. Po prostu wstałam, spakowałam się i odeszłam. Kolejny raz byłam wyrzutkiem, co pozwoliło mi na otrzeźwienie. Przestałam wierzyć w ludzi. Przestałam wierzyć w to, że kiedykolwiek jeszcze będę z kimś szczęśliwa. Obecnie do życia potrzebna była mi jedynie samotność. Coś, co nigdy mnie nie opuści. Wystarczyło upatrzyć sobie w niej towarzysza życia i wmówić sobie, że to jest najlepsze, co mogło mnie spotkać. Wędrówka w pojedynkę sprzyjała temu doskonale.
        Nie wiem, ile dokładnie szłam. Nie wiedziałam, jaki mamy dzień tygodnia, ile czasu jeszcze będę szukać i czy w ogóle kiedykolwiek przestanę. Droga dawała mi upragnione ukojenie. Na mój nowy dom natknęłam się nazajutrz, gdy zapuściłam się głębiej w las. Chata była opuszczona, a z jej stanu wewnątrz wywnioskowałam, że właściciel od dawna nie żył. Gruba warstwa kurzu pokrywała dosłownie każdy centymetr gładkiej powierzchni, a zapach stęchlizny drażnił zmysł węchu do granic możliwości. Rada ze znalezienia idealnego miejsca zamieszkania zabrałam się za przystosowywanie chaty do życia. Wysprzątałam i wywietrzyłam wnętrze domostwa, a podczas porządków znalazłam wszystko, co było mi niezbędne w dniu codziennym. Były tam kołdra i poduszka, pościele, talerze, sztućce, miski, kubki, na strychu znalazłam stare ubrania i zasłony, a w piwnicy dwa dywany i kilka poduszek na fotele. Meble były naznaczone czasem, ale solidne i dzięki temu wciąż stały w doskonałym stanie. Wykonane z dębowego drewna wymagały jedynie zakonserwowania, ale to mogło poczekać. W salonie, od ziemi aż pod sufit, znajdowała się biblioteczka pełna ksiąg medycznych i zielarskich. Całość tworzyła zabudowę do ciosanego w kamieniu kominka. Idealne zajęcie dla kobiety w samotni.
* * *
        Czas płynął. Minęły dwa lata od feralnych wydarzeń. Zadomowiłam się w chacie i już zapomniałam jak to jest, gdy ma się kogoś do rozmowy. Dokładnie studiowałam księgi znajdujące się w biblioteczce. Nauczyłam się rzemiosła, przynajmniej w podstawach. Umiałam naprawić proste usterki, czyli tyle ile było mi niezbędne do przeżycia. Codzienne posuwałam się w głąb lasu badając teren, a potem wracałam do domu i tworzyłam mapę otoczenia. Kilka razy natrafiłam na małe osady, ale starałam się w nie nie zapuszczać. Tylko kilka razy miałam potrzebę rozmowy. Teraz moja samotnia wreszcie stała się moim sprzymierzeńcem. Opanowałam swój wybuchowy charakter, poprawiłam koncentrację i panowanie nad chakrą. W okolicach chodziła pogłoska, że w starej chacie zamieszkał pustelnik. Mowa oczywiście była o mnie. Początkowo bałam się, że spowoduje to rzesze ciekawskich śmiałków, jednak od ich ciekawości silniejszy był jedynie strach. I to wystarczało. Regularnie obserwowałam te osady, aby wiedzieć, kiedy zrobi się niebezpiecznie i zaczną mnie identyfikować, ale to wszystko. Nie ciągnęło mnie do poznania ich mieszkańców. Wracałam wtedy do domu i zaszywałam się w kolejnej lekturze. Nie napisałam do Naruto, bo tak było lepiej. Nie chciałam dawać znaku, że żyję. Próbowałby wtedy sprowadzić mnie do wioski, a do tego celu zmobilizowałby całe ANBU. Wtedy nie miałabym szans. Zaś Sasuke... O nim myślałam najmniej. Wmówiłam sobie, że nie istnieje. Że był jedynie wytworem mojej chorej wyobraźni i dalej się nad tym nie zastanawiałam. Przyjęłam życie takim, jakie było mi pisane.
* * *
        Pewnego dnia siedziałam przy wieczornym niebie i obserwowałam przez okno kuchni gwiazdy. Może mi się zdawało, ale migotały jaśniej niż zazwyczaj. Cisza, jaka mnie otaczała, była nieswoja. Nabrzmiała czymś niezidentyfikowanym napawała mnie niepokojem. Moje serce było dzisiaj wyjątkowo trzepotliwe i łatwo było mnie wystraszyć. Miałam niejasne wrażenie, że coś jest nie tak. Czyżby mój czas spokoju dobiegł końca? Pokochałam to miejsce. To było coś mojego. Coś, co wreszcie mi się w życiu udało. Z westchnieniem zrezygnowania zgasiłam światło i wspięłam się na piętro. Odświeżona położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok zastanawiając się, co się dzieje, gdy dobiegło mnie ciche pukanie. Przerażona usiadłam gwałtownie na materacu i zamarłam. Ktoś mnie znalazł? Przecież byłam ostrożna! Używałam nawet kaptura, a poziom chakry obniżałam do minimum. Nie było szans na to, że zostałam odnaleziona! Byłam pewna tego, co mówię, ale mój umysł zapytał, kto w takim razie stoi pod moimi drzwiami. Niepewnie zeszłam po schodach i najciszej jak potrafiłam podeszłam do okna. Na zewnątrz było ciemno i nic nie mogłam dojrzeć, ale na pewno się nie przesłyszałam. I jak na komendę ktoś ponownie załomotał, domagając się wpuszczenia. Cofnęłam się w głąb salonu dokładnie w momencie, gdy drzwi rozwarły się z hukiem, a do środka wparowała zakapturzona postać. Zacisnęłam szczęki wściekła za rozwalenie mi wejścia. Momentalnie uwolniłam całe pokłady chakry i z impetem uderzyłam intruza pięścią, czym niewątpliwie go zaskoczyłam. Włamywacz wyleciał na polanę przed chatą i zatoczył się kilka razy. Ledwie odzyskał równowagę i wyprostował się, a moja pięść znów leciała w jego stronę z zawrotną prędkością. W przelocie zauważyłam, że on również ma obniżony poziom chakry i to mnie zastanowiło. Ukrywał się podobnie jak ja?
- Czego szukasz u Pustelnika? - warknęłam w jego stronę. Tak, nazwa już do mnie przylgnęła i postanowiłam jej nie zmieniać. - Nie jesteś tu mile widziany. Nie udzielę ci schronienia. - dodałam i wycofałam się w stronę chaty. Przeciwnik kaszlnął i wyprostował się dumnie. Zrobił to z taką godnością, jakby był królem. Kimś, przed kim należy się korzyć i błagać o wybaczenie nawet za szybsze oddychanie.
- Sakura Haruno. - kuso! Narodziła się we mnie chęć mordu. Musiałam go unieszkodliwić, zanim wypapla kim jestem.
- Zmuszasz mnie do podjęcia drastycznych kroków. - rzuciłam i zniknęłam w kłębach dymu, by pojawić się tuż za nim. Zamachnęłam się, ale zablokował mój cios. Zrobił to pewnie i bez najmniejszego wysiłku, ale ja również nie włożyłam w ten atak sto procent swojej siły. Nie byłam głupią gąską. Odskoczyłam od niego, a gdy znalazłam się na gałęzi spojrzałam w miejsce, w którym stał. Nie było go. Czyżbym miała przywidzenia? Moja wyobraźnia aż tak pragnęła towarzysza, że sama mi go stworzyła? Psychiczny Pustelnik. Tak, to przezwisko powinno obowiązywać od zaraz.
- Mam cię. - usłyszałam tuż przy uchu i dosłownie w ostatniej chwili sparowałam jego cios. Zeskoczyłam na ziemię i przyjęłam pozycję gotową do ataku.
- Zostaw mnie w spokoju, zanim zrobię ci krzywdę. - rzuciłam głośniej, bo nie wiedziałam, gdzie obecnie znajduje się mój przeciwnik.
- Zniknęłaś przed całym światem. Zaszyłaś się tu, w miejscu, gdzie nikt by nie szukał. Dlaczego? Co skrywa twoja przeszłość? - jego głos był dziwnie stłumiony, ale może i on nie chciał, by go rozpoznać? Tylko dlaczego? Co miał do ukrycia.
- Co ci do tego? Przeszłość jak każda inna. Zbędna. - odparłam. Opuściłam gardę, ale wciąż byłam czujna.
- Moja jest mroczna. Niezdolna do opowiedzenia. Wyjaw swoją. - okej, poprawka. To on powinien nazywać się Psychicznym.
- Czego ode mnie chcesz? - byłam zdziwiona swoim spokojem i opanowaniem. Dawna Sakura już dawno byłaby zirytowana i obecnie tworzyłaby kolejny krater w ziemi. Pełna frustracji popełniłaby błąd, który dałby przewagę jej przeciwnikowi. Ale ja nie byłam dawną Sakurą. Te lata mnie zmieniły.
- Szukałem cię. - księżyc wychylił się zza chmur i już widziałam, gdzie stał. Znajdował się dokładnie kilka metrów przede mną. Jego dłonie powoli kierowały się ku twarzy. Z napięciem wyczekiwałam, aż ujawni swoją tożsamość. Złapał za poły kaptura i zsunął go mozolnie z głowy, a ja dosłownie zamarłam. Nogi wrosły mi w ziemię, głos ugrzązł w gardle, a w żyłach krew jakby zmieniła się w olej.
- Ty... - zdołałam wykrztusić. Mojemu towarzyszowi również nie było do śmiechu. Z tym, że on nie zdrętwiał w jednej pozycji i nie poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody.
- Odeszłaś. Zostawiłaś nas, mnie. Zostawiłaś mnie bez słowa. - w jego głosie słyszałam udrękę. Aż tak go zraniłam? Na Jashina! Chciałam rzucić się w jego ramiona, ale nie mogłam się poruszyć. Poza tym jak mnie tu znalazł? Skąd wiedział, gdzie szukać? Och, teraz najważniejsze było to, jak bardzo tęskniłam.
- Naruto... - wyszeptałam jedynie. Chociaż w moim wnętrzu kłębiło się wiele emocji, to moja dwuletnia samotnia nie pozwoliła mi na ich okazanie. Po prostu przyzwyczajona do odosobnienia nie pamiętałam, jak posługiwać się uczuciami.
- Wisienko... - usłyszałam zduszony głos przyjaciela. Wyciągnął w moją stronę ramiona, a ja, chociaż bardzo chciałam w nich zatonąć, cofnęłam się za siebie.
- Odejdź. - odparłam. - Odejdź i zostaw mnie w spokoju. - jego twarz wyrażała czysty ból. - Zbyt długo pracowałam na to, co udało mi się osiągnąć, żeby teraz to zniweczyć. - mój głos ciął jak szkło.
- Jako twój hokage rozkazuję ci wrócić. - łapał się ostatniej deski ratunku. Zaśmiałam się gorzko.
- Nie jesteś moim hokage od ponad dwóch lat. - widziałam, jak kurczył się w sobie. Nie znałam siebie od tej strony. Czy ja zabijająca tego niedźwiedzia to moja prawdziwa tożsamość? Bestialska, zimna i okrutna? Może czas wreszcie to zaakceptować?
- Jako przyjaciel... - błagał.
- Nie mam przyjaciół. Ty kiedyś nim byłeś. Teraz już nie jesteś. - nie do końca wierzyłam w to, co mówię, ale musiałam się z tym oswoić, by potem było łatwiej. - Nigdy już nie stworzymy drużyny. Tamte czasy minęły bezpowrotnie. Ty, ja i Sasuke? Nie. - musiałam zmotywować go. Albo mnie zostawi w spokoju, albo będzie musiał mnie unicestwić.
- W okolicy krążą dwa oddziały ANBU. Nie masz szans. Twoim jedynym wyjściem jest powrót ze mną. I albo uczynisz to dobrowolnie, albo zaciągnę cię do Konoha siłą. - nim zdołałam cokolwiek powiedzieć poczułam, jak wokół mnie gromadzi się spore skupisko chakry.
- Dlaczego nie dasz mi spokoju? Czemu nie zostawisz mnie samej? - zapytałam cicho.
- Ponieważ mój jeden przyjaciel wrócił. Do szczęścia potrzebuję drugiego... - zamilkłam. Wrócił? On? Zaśmiałam się z goryczą. Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam przyjemne ciepło, a następnie cały świat zniknął w pochłaniającej czerni.
        Ocknęłam się nie wiem kiedy i nie wiem gdzie. Nie wiem, kto był ze mną w pomieszczeniu, ani nie wiem po co ja w nim byłam. Innymi słowy nie wiedziałam nic poza tym, jak się nazywam.
- Obudziłaś się. - Ino. Uśmiechnięta od ucha do ucha Yamanaka. Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Kim jesteś? - zażartowałam. Z satysfakcją obserwowałam jej przerażenie. - Żart. - dodałam, za co oberwałam w ramię. - Jak mniemam jestem w Konoha. - skinęła głową, ale wiedziałam, że jest obrażona.
- Uchiha też tu jest. - dodała z uśmieszkiem. - I szukał cię. Był bardzo przejęty, kiedy dowiedział się, że nie wróciłaś do wioski. - tak, akurat. Sam mnie odprawił z kwitkiem, a potem mnie szukał?
- Dupek. Niech lepiej nie wchodzi mi w drogę. - warknęłam i wstałam z leżanki. Poprawiłam na sobie ubranie i skierowałam się do wyjścia zostawiając za sobą oniemiałą blondynkę. - Idziesz czy mam wysłać specjalne zaproszenie? Jak mniemam Naruto chce mnie widzieć. - Ino potrząsnęła głową i wstała.
- Tak, chodźmy.
        Wioska nie zmieniła się wcale. Dopiero teraz, gdy ujrzałam te domy, kramy, budkę Ichiraku i całą resztę poczułam, jak długo mnie nie było. W Pustelni czas leciał inaczej. Wyobraziłam sobie jak musiał poczuć się Sasuke, gdy tu wrócił. Ile już tu mieszka? Odnowił swoją posiadłość? Zaakceptowali go? Nie powinnam się tym interesować, ale moja ciekawość zawsze była niezdrowa.
- Wchodzisz? - dopiero teraz do mnie dotarło, że stałyśmy przed gabinetem Naruto. Skinęłam głową i pchnęłam drzwi. Gabinet również nic się nie zmienił. Bukowe biurko uginające się pod stertą nieuzupełnionych dokumentów, opakowania po ramen i mnóstwo pustych butelek po sake. Nie wiem, ale urząd hokage chyba zobowiązywał do tego nałogu.
- Jesteś. - usłyszałam ciepły głos Uzumakiego. Skinęłam głową, wciąż rozglądając się po wnętrzu pomieszczenia.
- Nic się tutaj nie zmieniło. - rzuciłam. Odpowiedział mi uśmiechem.
- Sasuke powiedział dokładnie to samo. - mruknął.
- Nie obchodzi mnie, co powiedział czy czego nie powiedział Uchiha. - warknęłam ostrzegawczo. - Jak dla mnie to może zamilknąć na zawsze. Zalazł mi za skórę. - dodałam i opadłam na krzesło naprzeciwko biurka.
- Wspominał coś o tym, że nie rozstaliście się pokojowo. - zaczął ostrożnie. - Poza tym był bardzo rozmowny. Cóż, bardziej niż jak rozmawiałem z nim kilkanaście lat temu. - dodał z zakłopotaną miną. Widziałam, że nie wiedział, jak poradzić sobie z obecną sytuacją. Nigdy nie przypuszczał, że Uchiha wróci do Konoha. Tak samo jak nigdy nie podejrzewał, że ja z niej odejdę. Cóż, ludzie się zmieniają.
- Chciałeś mnie widzieć. - przywróciłam rozmowę na jej właściwy tor. Nie chciałam, żeby Naruto za bardzo popadł w sentymenty.
- Wrócisz do swojego domu, prawda? - zapytał.
- Czyli do Pustelni? - upewniłam się, chociaż wiedziałam, że nie to miał na myśli.
- Nie. Tu, w Konoha. - poprawił mnie zirytowany.
- To nie jest mój dom. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Nie chciałam oglądać ty wszystkich starych twarzy aż do swojej śmierci. Nie chciałam martwić się co dzień o to, czy przypadkiem kogoś nie uraziłam. - Mój dom jest gdzie indziej.
- Tu jest twój dom, Sakura. Pojmij to wreszcie. Dom jest tam, gdzie bliskie i życzliwe ci osoby.
- Czyli nie tu. - wyraz satysfakcji spłynął po jego twarzy jak woda po kaczce, a jego miejsce zajął smutek i determinacja.
- Co ci się stało? Gdzie jest moja Sakurka? - poczułam delikatne ukłucie w sercu. Baka! Nie czas na sentymenty. Co miałam mu powiedzieć? Ino miała Saia, on Hinatę, nawet Shikamaru w końcu zdobył się na kolejny ruch i jest teraz z Temari. A ja? Tsunade i Shizune nie żyły, a cała Konoha przypominała mi je w bardzo dotkliwy sposób. Poza tym Sasuke po raz kolejny mnie odrzucił, a teraz miałabym mieszkać razem z nim w jednej wiosce? Patrzeć, jak znajduje sobie godną shinobi na żonę, zakłada rodzinę i jest obrzydliwie szczęśliwy, ale nie ze mną? Nie. Stanowczo mówię nie.
- Umarła. - odparłam. A jej duszę zabrał Uchiha, dodałam w myślach. - Mogę już odejść? - zapytałam. Naruto pokręcił w odpowiedzi głową.
- Kiba, Neji... - do gabinetu weszli wzywani. Zwróciłam się w ich stronę i zszokowana obserwowałam, jak nakładają maski ANBU i zakuwają mnie w kajdanki ograniczające mój przepływ chakry. Nie mogłam w to uwierzyć. - Zatrzymam cię tu siłą.
- Nic nie rozumiesz! Jak możesz!? - wrzasnęłam.
- Jesteś rozgoryczona i zła, ale kiedy ci przejdzie spojrzysz na to z innej strony. Ty nigdy dobrze nie znosiłaś samotności, Sakura. I dobrze o tym wiesz. A twoje nowe zachowanie to tylko reakcja obronna. Czegoś się boisz, albo coś cię gryzie. Dopiero kiedy się z tym uporasz i uspokoisz się to porozmawiamy. Na razie zabrać ją do celi S. - moje źrenice zwęziły się maksymalnie.
- Cela dla przestępców z Bingo!? Czyś ty zmysły postradał!? - cholera. Nic już nie mogłam powiedzieć, bo Kiba i Neji wyprowadzili mnie z gabinetu. Niemalże siłą wsadzili mnie do małej klitki i zatrzasnęli za mną drzwi. Usiadłam na łóżku i zapatrzyłam się w ścianę. Co się ze mną stało? Przejęta frustracją i niewypowiedzianym gniewem zaczęłam płakać. Płakałam tak długo, aż spuchły mi oczy i od krzyku całkowicie straciłam głos. Tak długo, aż miałam uczucie, jakby głowa miała mi za moment eksplodować. Tak długo, aż zasnęłam.
        Obudziłam się i wiedziałam, że nie jestem sama. Ku mojemu rozczarowaniu wciąż tkwiłam w tym więzieniu. Przetarłam oczy i skrzywiłam się, gdy poczułam tępy, promieniujący ból głowy.
- Sakura. - och, Hinata. Podniosłam na nią swoje spojrzenie i już wiedziałam, o czym mówił Naruto. Wczoraj się wyżyłam. Wypłakałam wszystko, co leżało mi na sercu. Wykrzyczałam w poduszkę każdy swój żal, który w Pustelni stłumiłam. Oczyściłam się, a teraz po prostu tęskniłam.
- Hinata... - szepnęłam i ochoczo wpadłam w jej ramiona. - Jak dobrze znowu być w domu. - nie pojmowałam, jak mogłam się aż tak zgubić. Jak łatwo dałam się zamotać.
- Już dobrze. Wróćmy na górę, zgoda? Czekają na nas. - uśmiechnęłam się słabo i skinęłam głową.
        W gabinecie czekał na nas Naruto. Przypatrywał mi się badawczo, nie będąc do końca pewnym mojej reakcji. Zrobiłam krok w jego stronę i nieśmiało wyciągnęłam rękę. Przyjaciel uśmiechnął się z ulgą i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Tak bardzo tęskniłam za jego ciepłem i wsparciem.
- Wiem o Tsunade i Shizune. - szepnął w moje włosy, a ja zatrzęsłam się lekko. - Rozumiem i przykro mi.
- Wiem, Naruto. - odparłam i odsunęłam się od niego. - Nigdy więcej nie zamykaj mnie w tej klitce, proszę. - zaśmiał się w odpowiedzi.
- Sasuke też tam swoje wysiedział. Podobnie jak Karin i Jūgo. Suigetsu poddał się od razu. Niemalże wyrwał mi z rąk opaskę Liścia. - zaśmiał się. Zawtórowałam mu.
- Gdzie mieszkają? - zapytałam, ale znałam odpwiedź.
- U Sasuke. - odparł. - Obecnie Uchiha i Jūgo są na misji. - zamarłam.
- To ile już tu mieszkają?
- Półtora roku. - uśmiechnął się na widok mojej miny. Skinęłam słabo głową. To musiał być sen. Na pewno. Uszczypnęłam się dyskretnie w rękę, ale się nie obudziłam. Matko! - Nie szczyp się, tylko idź się przywitać. Wydaje mi się, ale chyba tęsknili.
- Tak, tak... - odpowiedziałam odległym głosem i wyszłam z gabinetu odprowadzana salwą śmiechu.
        Stanęłam przed drzwiami posiadłości Uchihy i zapukałam. Gdy czekałam, aż ktoś mi otworzy dotarło do mnie, że Naruto mógł zwyczajnie mnie okłamać i Sasuke wcale nie poszedł na misję z Jūgo. No, a ja, naiwna Sakura, dałam się na to złapać. Teraz już jednak było za późno, bo drzwi rozwarły się, a w nich ujrzałam rozradowaną twarz Suigetsu. Płowowłosy momentalnie porwał mnie w ramiona i zamknął w żelaznym uścisku.
- Saki! - krzyknął i wciągnął mnie do środka.
- No nie wierzę, kto nas zaszczycił. - usłyszałam drwiący głos. - Landryna! - spojrzałam na Karin, ale pomimo jej drwiącego tonu uśmiechała się do mnie szeroko. To był szczery gest. Przyjrzałam się jej i stwierdziłam, że niewiele się zmieniła. Może ubierała się mniej wyzywająco, co zdecydowanie działało na jej korzyść. - Baranie, wypuść ją, bo się udusi. A jak ona się udusi, to Sasuke udusi nas.
- Tak, kochanie. - kochanie!? Zdecydowanie nie powinnam na tyle znikać. Wszyscy dookoła totalnie głupieją!
- Uch, tlenu! - zawołałam, ale uśmiechałam się do nich. - Dawno się nie widzieliśmy. - dodałam. Karin podeszła i uścisnęła mnie serdecznie.
- Masz bardzo przyjazną wioskę. - rzuciła i posłała mi znaczące spojrzenie.
- Tak. Zwłaszcza, że hokage zamyka każdego w celi S. - odparłam.
- Ja tam uniknąłem tego. - pochwalił się z dumą Suigetsu.
- Ta, jasne. - prychnęła Karin. - Bo poddałeś się od razu. Zero oporu. - podeszła do niego i pocałowała przelotnie.
- Ja już pójdę... - rzuciłam cicho.
- Dokąd? - przeszył mnie dreszcz, gdy za plecami usłyszałam głos Jūgo. Odwróciłam się powoli modląc się w duchu, żeby Uchihy z nim nie było. - Poszedł do hokage. - spochmurniałam. Zdecydowanie nadużywał swoich zdolności. - Mówiłem, że niesiesz nadzieję, Kwiecie Wiśni. - rzucił z ledwie widocznym uśmiechem.
- Wyczuwam Sasuke. Chodźmy do kuchni. - ugh, oni byli nieznośni. Jūgo wyminął mnie i teraz mogłam obserwować jedynie jego plecy. Chęć panicznej ucieczki wzrosła, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. I na pewno nie była to wina przeciągu. Sama obecność Sasuke sprawiała, że moje ciało przestawało reagować na jakiekolwiek bodźce z zewnątrz. Zamknęłam oczy i czekałam. Żadne z nas się nie poruszyło. Nie wiem, jaką miał minę, ale podejrzewałam, że wciąż nosił maskę obojętności i chłodu. Kolana nagle mi zmiękły, a dłonie zaczęły trząść się tak mocno, że miałam problem z ich opanowaniem. Cholera, Uchiha! Zrób coś wreszcie!
- Nie będę mówił do twoich pleców. - usłyszałam wreszcie. Powoli odwróciłam się w jego stronę, ale nie spojrzałam mu w oczy. Wolałam utkwić spojrzenie w podłodze. - Odeszłaś.
- Bo tego chciałeś. - odpowiedziałam.
- Jakbym kazał skoczyć ci w przepaść, to też byś skoczyła? - zapytał.
- Nie. - rzuciłam. - Chociaż gdybyś rozkazał mi to dwa lata temu, przed moją próbą samobójczą, to pewnie bym skoczyła. - zdrętwiał. Podniosłam na niego wzrok i zauważyłam w jego oczach ból.
- Chciałaś się przeze mnie zabić. Nie mogłem tego znieść. - głos miał ściszony. - A potem odeszłaś. Tak nagle mnie zostawiłaś. Wahałaś się... - zamknęłam oczy. No, tak. Nie rozumiał.
- Myślałam... - urwałam na chwilę szukając odpowiednich słów. - Myślałam, że znowu się mną bawisz. Jak miałam uwierzyć w twoje słowa, skoro nigdy nie ujawniałeś swoich uczuć? - zapytałam niemalże z wyrzutem. Chciałam się przed nim usprawiedliwić, a to on powinien klękać przede mną. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo drapiąc się przy tym w głowę. Wyglądał teraz jak kopia Naruto. Nie wytrzymałam i zaśmiałam się w głos.
- Jesteś niepoprawny! - zawołałam. Ulżyło mi. Po co miałam rozpamiętywać te wydarzenia? Co się stało to się nie odstanie. Przecież tu był. Był w Konoha. Wrócił i szukał mnie. Zamieszkał w swojej rezydencji, chodził na misje i szukał mnie razem z resztą, a ja miałam się złościć? Czy nie udowodnił mi wystarczająco, jak mocno mnie kocha? Podeszłam do niego i stanęłam dosłownie kilka centymetrów przed jego nosem. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy.
- Sakura... - szepnął, a ja więcej nie potrzebowałam. Wspięłam się na palce i pocałowałam go. Poczułam jego dłonie oplatające mnie w pasie i wiedziałam, że wszystko się ułoży.
- Kocham cię. - powiedziałam w jego wargi. Uśmiechnął się.
- Nie wiem jak się kocha. - zaczął. Odsunęłam się lekko od niego. - Ale jeżeli to co teraz czuję nie jest miłością, to nie wiem, co nią jest. - no i masz! Znowu się rozpłakałam. Ponownie stopiłam nas w pocałunku. Długo czekałam na ten dzień, ale było warto. I chociaż poddałam się, to ktoś o mnie walczył do końca. I opłaciło się. Teraz już wszystko się ułoży. Wiedziałam to. 
_____________________________________________________________________________________________________________
Wiem, wiem, że strasznie się to przedłużyło, ale musiałam dojrzeć do napisania tego do końca. Dziękuję wszystkim, którzy przy mnie wytrwali.  Hayley, Ikulo, Small ey - dzięki za wytrwałość. Czytacie te wierutne pierdoły i wciąż przy mnie jesteście. Dziękuję też Ame, Yuki-pink, Sayi i Ami-chan, które również wspierały mnie i podnosiły na duchu. No i oczywiście dziękuję wszystkim czytającym, ale nie komentującym. :) Mam nadzieję, że nie zawiodłam :)
   

9 komentarzy:

  1. Nie nie zawiodlas:-D cudownie oddalas ta zmiennosc charakterow Sakury, w ogole rozdzial to majstersztyk, wiec nie mam sie czego przyczepic:-D no oprocz tego, ze sie naczekalam, ale co tam, wybaczam;-) teraz pozostaje mi czekac na te nowa, regularnie dodawana partowke i ciag dalszy "gdy milosc..." tak wiec dziekuje, pozdrawiam i zycze duuuuuzo weny, hayley:-*:-*:-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? Jesteś okropna, że tak późno dodajesz notkę. Ale cóż, nie powiem. Zaskoczyło mnie ona. Była świetna. Miło wiedzieć, że Sasuke wrócił do wioski. I, że... Chce nauczyć się kochać *w*

    A tak przy okazji - Karin z Suigetsu o.o ?! Ło ja... Nosz to mnie zaskoczyło XD I to poważnie. Ale w sumie oni do siebie pasują ~<3 Taka wielka nienawiść z miłością pomieszana. Jak Temari z Shikamaru normalnie xD

    Dziękuję za podziękowania, choć nic w sumie takiego nie napisałam. Tylko swoje chore wymysły na temat tego opowiadania XD"

    Hm... No nic. Pozostaje mi w takim razie czekać jedynie na nową partówkę :3

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Tą ostatnią częścią to mnie zaskoczyłaś, wiesz? I to całkowicie! Nie spodziewałam się, że Sakura nie wróci do wioski i do Naruto, kiedy już będzie mogła. I, przede wszystkim, nie spodziewałam się, że zrobi to sam Sasuke Uchiha! Co ta miłość robi z człowiekiem...? Cóż, zmienia najwyraźniej :D
    Naprawdę nie wiem, co napisać. Siedzę przed tym komputerem od dobrych dziesięciu minut i myślę, jak ubrać w słowa to, co czuję po przeczytaniu rozdziału.
    Nie wiem.
    Na pewno uśmiecham się do ekranu, jak głupia, bo mimo tych wszystkich niepowodzeń - ich pocałunek daje tak ogromną nadzieję na lepszą przyszłość :3 Kocham Cię za te cudowne, pełne refleksji zakończenia, za to, że tak się poświęcasz i jednak piszesz mimo braku czasu. Dziękuję :*
    Piękne, piękne, piękne.. teraz tylko czekać na kolejny pomysł ^^ A na razie idę pozbierać myśli, bo ten komentarz nie należy raczej do najbardziej... elokwentnych (?) :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz jest jak najbardziej w porządku. Wciąż nie mogę pojąć, ile moja twórczość może wzbudzić emocji. Wciąż w to nie wierzę, ale cóż. Każdy Wasz komentarz sprawia, że chce mi się pisać dalej. Tu nie chodzi o jakieś głupie statystyki na blogu, chociaż czasami fajnie popatrzeć i stwierdzić, że ktoś mnie jeszcze czyta. Ja nie zarabiam na blogu. Tu chodzi o Waszą opinię i to, co czuliście, gdy czytaliście moje wypociny :) Sprawdzam, czy wywołałam pożądane emocje, które towarzyszyły mi przez cały czas tworzenia. Dzięki Ci wielkie, Small ey, że wciąż mnie odwiedzasz :)

      Usuń
    2. Uwierz, że (Twoja twórczość) wzbudza tych emocji bardzo dużo i zazwyczaj komentuję parę godzin po przeczytaniu, żeby pozbierać myśli. Tak to już ze mną jest ^^ I czekam na każdy nowy pomysł <3

      Usuń
  4. To było super!!
    W pewnym momencie myślałam nawet, że będą może mieli dziecko a tu lipa.
    Dobrze się skończyło, więc masz szczęście xd
    Zapraszam do mnie na kolejną notkę http://taste-the-fever.blogspot.com/
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam czytać jednopartówki, naprawdę uwielbiam, a już szczególnie ubóstwiam takie, jak ta. Wydaje mi się, że autorzy przelewają do tych krótkich opowiadań więcej uczuć i akcja - wiadomo - rozgrywa się szybciej. I tu znalazłam to wszystko. Przeczytałam każdą partówkę na tym blogu, ale jednak ta wywarła na mnie największe wrażenie. Nie zmienia to jednak faktu, że poruszasz tematy z różnych działów i ciągle zaskakujesz. Dlatego nie mogę się już doczekać kolejnej, która zapowiada się równie niesamowicie, co ta.
    Najlepsza część "Siedem lat" to jak dla mnie część trzecia. Czytając ją, bezustannie otwierałam usta ze zdziwienia. Było tam mnóstwo zaskoczeń i zwrotów akcji, a moment kiedy Sakura otwierała to pudełko, stał się (jak sam Sasuke określił swój prezent) największą niespodzianką. Nie sądziłam, że Uchiha może mieć taki pomysł na odwiedzenie Sakury od jej zamiarów, a raczej od prośby. Wiesz, wtedy myślałam nawet, że to pewnie będzie ostatnia część tej jednopartówki. Mogłabyś skończyć w takim momencie i byłoby to jak najbardziej uzasadnione. Słowa Sasuke byłyby podsumowaniem.
    Jednak mając możliwość przeczytania jeszcze kawałeczka tej historii, na pewno bym nie zrezygnowała i bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam, bo ta część była równie dobra co poprzednie. Wszystko działo się już szybciej, Sasuke i Sakura się oddalali od siebie (jak zwykle jedno drugiego źle zrozumiało), ale że szczęśliwe zakończenia podbudowują człowieka, to cieszę się, że skończyło się, jak skończyło i przy okazji, po drodze, wyszła na jaw prawda o śmierci Tsunade i Shizune. :D
    I jednak plan Sasuke okazał się skuteczny. Co prawda musiał trochę czekać, ale sądzę, że było warto. ^^
    Życzę w takim razie dużo weny i czasu na kolejną jednopartówkę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Jest bardzo podbudowujący i ładuje we mnie mnóstwo siły do dalszego pisania! Nie wiem, ale chyba jesteś tutaj pierwszy raz... :) Cieszę się, że wciąż potrafię przyciągać kolejnych czytelników. Mam nadzieję, że moje kolejne opowiadania przypadną Ci do gustu :D Dziękuję raz jeszcze za tyle słów otuchy, ale pamiętaj, że jeżeli coś Ci się nie spodoba to krytyka jest równie mile widziana. Dzięki Waszym komentarzom wiem, co muszę poprawić, a co jest dobre i gdzie mam trzymać poprzeczkę :) Dziękuję :*

      Usuń
  6. Masz rację, jestem tutaj pierwszy raz. :) Twoje blogi znalazłam jakiś czas temu, ale jak to zwykle bywa, nie miałam zbyt dużo wolnego i dopiero teraz udało mi się wszystko przeczytać. Ach, ta przerwa majowa. xD
    Oczywiście, jeśli coś by mi się nie spodobało, zawsze o tym napiszę. Nie spodziewaj się jednak ode mnie za dużej krytyki, bo jeśli nie zauważam żadnych rażących błędów, przeszkadzających w odbiorze, a fabuła jest ciekawa i przemyślana, to raczej patrzę na to pod kątem przyjemnego spędzenia czasu, nie błędów, które mogę wytknąć (mówię tu bardziej o literówkach, czy stylistyce zdań). Pewnie w przypadku jakiś dziwnych zawirowań w fabule lub nienaturalnym zachowaniu bohaterów, zainterweniowałabym. ^^

    OdpowiedzUsuń