niedziela, 5 maja 2013

Magiczny czas [1]

Śmiała się, dokazując przy tym wesoło. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że znajduje się teraz w tym właśnie domu, z tymi właśnie ludźmi. To było jak marzenie. Normalna i ciepła rodzina, pełna zrozumienia i miłości. Jej biologiczni rodzice nie odznaczali się instynktem macierzyńskim.

Matka była całkowicie pochłonięta pracą. Jako śpiewaczka operowa często jeździła po świecie i dawała mnóstwo występów, więc automatycznie coraz mniej czasu poświęcała dorastającej córce. Nigdy nie dogadywały się najlepiej, ale gdy Sakura przejawiła talent do gry na instrumentach podejście jej rodzicielki zmieniło się diametralnie. Rin zapisała zielonooką na lekcje muzyki, sama od czasu do czasu szkoląc ją w domu. I chociaż Sakura kochała grać, to robiła to niechętnie na wzgląd matki. Nie chciała sprawiać przyjemności kobiecie, która widziała w niej tylko szansę na kolejny zysk.

Ojciec zaś był surowy i restrykcyjny. Nie angażował się w życie rodzinne, miewał liczne romanse, a z córką widywał się kilka razy w roku. Wciąż przebywał w filii swojej firmy marketingowej gdzieś za granicą, a ich jedynym stałym kontaktem były comiesięczne listy i pieniądze na jej utrzymanie.

- A teraz do zdjęcia! – jej rozmyślania przerwał nagły krzyk wujka. Zeszła z fotela i ustawiła się pod choinką. Obok niej zasiadły dwie ciocie, wujek, dwie kuzynki i trzech kuzynów. Drugi wuj ustawił samowyzwalacz i podbiegł do ustawionej już rodziny. Roczna córeczka jednej z kuzynek wdrapała się jej na kolana, a ona objęła ją czule i ucałowała w główkę. Poprawiła jeszcze tylko włosy i uśmiechnęła się, nieśmiało spoglądając w obiektyw aparatu. Pstryk! I zdjęcie było gotowe do wywołania. Jak dziesiątki innych z tego pięknego dla niej wieczoru.



Przyszła kolej na rozpakowywanie prezentów. Widziała po choinką wiele podarków zaznaczonych jej imieniem, jednak ona sama nie miała nic dla żadnego z członków rodziny. Zrobiło jej się głupio. Ciocia, pochwyciwszy jej niepewne spojrzenie, wyszeptała jej do ucha:

- Dla nas prezentem jest to, że z nami jesteś… - i przytuliła ją jak własną córkę. Sakura nie wytrzymała i łzy smutku zmieszały się ze łzami niewypowiedzianego szczęścia. Uśmiechnęła się szczerze i odwzajemniła uścisk. Po chwili, otarłszy już policzki, poczęła odpakowywać swoje prezenty. Ostatnim podarunkiem, chyba najważniejszym dla niej, od najstarszego z kuzynów, Daiko, był indeks umożliwiający naukę na wyższej uczelni w Tokio, jednej z najlepszych w kraju wyższej uczelni prywatnej. ‘Historia sztuki’ przeczytała w myślach czując, jak gorące łzy spływają po jej policzkach. Podniosła wzrok i przesunęła nim po twarzach członków rodziny, którzy wpatrywali się w nią z wyczekiwaniem.

- Jeszcze nigdy nie miałam prawdziwych świąt… Jeszcze nigdy nie miałam prawdziwej rodziny… Ja… Nie mam słów, które byłyby wstanie wyrazić moją wdzięczność i radość… - powiedziała lekko zachrypniętym od wrażeń głosem. Wszyscy podeszli do niej i po kolei uściskali ją serdecznie. Miodowe ciepło rozlało się po jej sercu okalając jej umysł błogim spokojem i sytością uczuć. Serce biło jej jak oszalałe. Spojrzała jeszcze raz po zebranych.

- Niestety, nie mam nic w zamian. Mogę jedynie zaoferować własne serce i poświęcenie oraz dozgonną miłość z mojej strony… Jeżeli pozwolicie, chciałabym zaśpiewać jedną piosenkę… - popatrzyła znacząco na wujka, który zasiadł przy czarnym fortepianie i uderzył lekko w klawisze. Rozgrzał palce i spojrzał na nią wyczekująco.

- Przecież umiesz grać… Czemu sama nie zagrasz? – zapytał, odsuwając się nagle od instrumentu. Przymknęła oczy i do jej umysłu wdarły się mgliste wspomnienia melodii granej dla niej przez jej matkę. Nie chciała grać, bo ona grała. Jej mama. Nie chciała wspominać. Udało jej się zbudować postawę dziewczyny, która poradziła sobie z ciężarem i już wszystko gra, jednak w głębi duszy nigdy nie przestała łkać. Pomimo jej zachowania, Sakura darzyła rodzicielkę bezwarunkową miłością. Miłością, którą ona zdeptała i rozsypała po wszystkich stronach świata zostawiając dziewczynę jako pustą skorupę, która musi na nowo pojąć zasady kochania.

- Zgoda, zagram sama. Ale moja prośba byś ty zagrał była tylko i wyłącznie kierowana chęcią towarzyszenia głosem tak wspaniałemu artyście. – uśmiechnęła się do wujka. Zaśmiał się radośnie i ustąpił jej miejsca. Zasiadła niepewnie do instrumentu i z lekkim ociąganiem uderzyła w klawisze. Przeszły ją ciarki po plecach, ale nie przestała. Przymknęła oczy i zaczęła grać. Spod jej palców wydobywała się niespokojna muzyka Akiry Yamaoki. Obrazy z dzieciństwa płynęły niespokojnym nurtem w jej pamięci, akompaniując melodii pełnej żalu i nienawiści. Zapomniała się. Z resztą jak zwykle, gdy grała. Cała rodzina siedziała zasłuchana w czysty melodyjny głos różowowłosej. Nieskazitelny. Niewątpliwie miała talent po matce. Pianistce skrzypaczce i śpiewaczce operowej. Dźwięki grane przez dziewczynę zabierały wszystkich zebranych pod same krańce idyllicznych krain snów i marzeń. W miejsca, gdzie nie dociera żadne zło. Gdzie trzepot skrzydeł motyla otwiera bramy rozkoszy, a szum wiatru w duecie z szemraniem strumienia sprawia, że myśli unoszą się niczym puszek dmuchawca i są niesione hen, daleko, w mary nierealnego świata. Gdy ostatni dźwięk kończył podróż po błogostanie, uderzając w ścianę rzeczywistości, cała zebrana gromadka bliskich jej ludzi jej westchnęła.

- Sakuro, Masz talent. – wyszeptała ciocia. – To był najwspanialszy prezent, jaki dostałam. Usłyszeć piękno. – powiedziała, a reszta przytaknęła żarliwie. Dziewczyna zamknęła wieko instrumentu, nadal osnuta woalką wspomnień.

- To wy sprawiliście mi najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Dziękuję, że jesteście. Dziękuję za wszystko. – otarła łezkę spływającą po jej policzku.



* * *



        Gdy się obudziła, za oknem atramentowe niebo usiane było błyszczącymi punkcikami. Biały Samotnik spoglądał na nią bezpardonowo, wprawiając w poczucie wstydu. Przeczesała długie różowe włosy i usiadła. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Zieleń jej oczu, niegdyś soczysta, teraz jakby matowa i wciąż nieobecna. Starała się uśmiechać, chociażby dla rodziny, ale to tylko przez dzień. W nocy mogła bez przeszkód rzucić się w lawinę rozmyślań, żalu, tęsknoty i nienawiści.



        Jaki ten los jest niesprawiedliwy. Wszędzie przemoc, ból i cierpienie. Nawet niebo czasem zdaje się płakać nad światem. Naszym światem, tym realnym. Bo w marzeniach wszystko jest w porządku, wszystko jest czyste i piękne. Nie ma zła, bo każdy każdego kocha. Ale to tylko fatamorgana, miraż. Nic więcej.

        Widzę łąkę pełną kwiatów, skąpaną w blasku wschodzącego złocistego słońca. Ptaki fruwają po błękicie nieboskłonu, ćwierkając wesoło. Kraina mlekiem i miodem płynąca. I serce trzepoce mocniej, i oddech staje się nierówny, a nogi same niosą na tą soczystą trawę. Lecz gdy stawiamy na niej nogę i zaczynamy ją podziwiać, zamienia się w drożynę usłaną ostrymi jak brzytwa kamieniami. Błękitne ongiś niebo zalewa szkarłat. W miejsce zachęcających promieni słonecznych wstępuje szara mgła, a samo słońce zastępuje czarna tarcza zaćmienia. Ptaki zaś znikają pod obrzydliwą, oślizgłą powłoką harpii, czyhających na ciebie w mroku twej przeszłości.

       To jest świat. To jest to, co nas otacza każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty. To wszystko składa się na tygodnie, miesiące. Miesiące na lata, a lata na całe życie, czyli wieczność. Jedyne ukojenie znajduję w muzyce, której tak nienawidzę. Każda nuta, półnuta, ćwierćnuta. Każdy takt. Każde uderzenie w klawisze. Pociągnięcie smyczkiem po strunach skrzypiec. Nie znoszę tego. To wszystko blaknie. Moja matka tchnęła we mnie miłość do tego, ale nie spodziewała się, że wielka miłość zamieni się w bezgraniczną nienawiść. Śmieszne. Jedyna rzecz, która pozwala mi zapomnieć o milionach problemów przypomina mi o jednym, którego nie cierpię najbardziej. Jestem między młotem a kowadłem. Między miłością, a nienawiścią. Między złem, a dobrem. Między Życiem a Śmiercią… A wszystko to odgradza cienka granica, prawie niedostrzegalna, którą tak łatwo można przerwać.



       Przerwała swoje rozmyślania. Spojrzała na cyferblat zegarka, który wskazywał godzinę trzecią w nocy. Westchnęła przeciągle. Położyła się na materacu i przykryła kołdrą pod sam nos. Przymknęła powieki i raz jeszcze spojrzała na księżyc, który zdawał się słuchać jej żali. Bezgłośnie przytakiwał, a gwiazdy żarliwie się z nim zgadzały, migając nieprzerwanie.



Mamusiu. Kocham Cię i nienawidzę…

Wybacz mi obydwie sprzeczności…



        Z kołaczącymi się w głowie dwoma zdaniami, wsiadła w powóz Morfeusza i odleciała do krainy sennych mar, aby spokojnie przeżyć choćby trzy godziny szczęścia z całej wieczności potępienia.



* * *


        Święta, święta i po świętach. Sakura, ubrana w płaszcz i zawinięta pod samą brodę szalikiem, szła właśnie na swoje pierwsze wkłady. Dużo czytała na temat nowego uniwersytetu i już nie mogła się doczekać zwiedzenia jej zakamarków.



                                                                       Tokyo University of Art. and Law.”



        Świetna, renomowana uczelnia w Japonii. Prawe skrzydło należało do nauk pięknych, zaś w lewym rządziła historia, łacina oraz greka i aplikacje. W każdym budynku znajdowały się aule, sale wykładowe, kantorki i pokoje audio. Oczywiście kompleksy łazienkowe również. Obowiązkowo był także akademik, gdzieś z tyłu budynku głównego. Stołówka była wspólna. Były także rekreacyjnie sala gimnastyczna, boisko, korty tenisowe, basen i bieżnie. Mały lasek niedaleko nadawał temu miejscu elektryzującej aury mrocznego sekretu. Budynki tworzyły kwadrat, po środku którego znajdował się dziedziniec, otoczony krużgankami. Jak dowiedziała się od Daiko, jeden pokój w akademiku należał już do niej. Chcieli, aby miała swój własny kąt, chociaż ich dom, tak jak mawiała jej ciocia, stał zawsze dla niej otworem. Umówiła się z dziekanem, że swoje rzeczy przeniesie w wolny weekend. Czyli jutro. W sumie już dzisiaj chciała się przenieść. Co jak co, miała dwadzieścia lat, jednak cieszyła się jak nastolatka, która wreszcie dostaje więcej swobody. Doszła wreszcie na miejsce. Stanęła przed budynkiem. Był zbudowany w stylu gotyckim. Piękne strzeliste wieżyczki, wysokie i wąskie okna, cudownie zdobione portale i ta symetria. Chociaż po obydwóch stronach budynek uniwersytetu wyglądał tak samo, to różnił się poprzez nauki i mentalne nastawienie ludzi znajdujących się w każdym z nich. Uśmiechnęła się.



Sakura, jeszcze możesz zrezygnować i iść na filozofię…”



        Zaśmiała się w duchu. Za nic w świecie. Historia sztuki to jej powołanie. Weszła do budynku i rozejrzała się. W sumie wyglądał jak zwyczajna uczelnia, ale dla niej to miejsce i tak nabrało magicznego znaczenia. Zawsze pragnęła rozpocząć naukę właśnie na tym wydziale. Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła przed siebie. Kiedy tak zamyślona przemierzała korytarze, niespodziewanie wpadła na kogoś z impetem.

- Patrz jak łazisz. – warknął w jej stronę ciemnowłosy chłopak. Podniosła wzrok i natknęła się na zimne spojrzenie czarnych tęczówek.

- Sai. Może pomógłbyś wstać nowej znajomej? – radosny głos skarcił kolegę i jej oczom ukazał się wesoły blondyn o lazurowym spojrzeniu.

- Jestem Naruto, a to Sai. – przedstawił siebie i kolegę po czym pomógł wstać Sakurze z ziemi.

- Sakura. – przedstawiła się z uśmiechem na ustach. Zmierzyli się spojrzeniem i mimowolnie jednocześnie zaśmiali. Z niczego. Po prostu poczuli do siebie sympatię.

- Naruto. Przestań ją podrywać tylko rusz się. Sasuke się wścieknie, jak znowu nie przyjdziemy na czas. – ponaglił go Sai i pociągnął za rękaw.

- Do zobaczenia Sakurka! – krzyknął rozradowany i pobiegł za przyjacielem. Zszokowana i roześmiana dziewczyna pokręciła głową i ruszyła w stronę sali wykładowej.



        „Cudowny pierwszy dzień. Nowy znajomy, nowy gbur, nowe miejsce...”



        Po pierwszych wykładach udała się do akademickiej kawiarni, aby zagłębić się w lekturę poleconą jej przez profesora. Kochała tę dziedzinę nauki i nie umiała się powstrzymać od chłonięcia informacji na jej temat. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dużo było tu zakątków, gdzie można się było zakopać z książką i być niemalże niezauważalnym, więc znalazłszy jeden, najbardziej oddalony od drzwi, usiadła na fotelu i zatopiła się w czytaniu. Chwilę potem usłyszała gwar, który rozniósł się po kawiarence. Zaciekawiona lekturą nawet nie podniosła wzroku.

- Sakurka! – usłyszała znajomy głos i spojrzała na nadawcę słowa. Ukazała jej się roześmiana twarz spotkanego dzisiaj blondyna.

- Naruto. – przypomniała sobie jego imię i uśmiechnęła się zamykając wolumin i odkładając go na stolik. Chłopak dosiadł się do niej i zamachał ręką, jakby kogoś wołał. Po niecałej minucie dosiedli się do nich Sai i pięciu innych chłopaków, których jeszcze nie znała.

- Sai' a znasz. To Shikamaru. – wskazał na bruneta w kucyku ze znudzoną miną do potęgi. Ziewnął przeciągle i wymamrotał „cześć”. – To Chōji. – kolejno siedział taki sympatyczny przy kości, który momentalnie obdarzył ją uśmiechem. – Gai i Kiba. – brunet i szatyn, którzy momentalnie dosiedli się po jej dwóch stronach i zaczęli się zalecać, co spotkało się z jej głośnym śmiechem. – I Sasuke. – dopiero po chwili go dojrzała. A kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały zaczęła się zastanawiać, dlaczego właśnie jego jako ostatniego poznała. Czarnowłosy, czarnooki chłopak o bladej cerze i chyba najbardziej idealnych ustach jakie kiedykolwiek widziała. A znała się na proporcjach.

- Cześć wam. Jestem Sakura. – przedstawiła się i z każdym po kolei nawiązała kontakt wzrokowy. Tylko Sasuke ominęła, rumieniąc się niezauważalnie. Odchrząknęła.

- Co studiujecie? – zapytała.

- Oni – tu wskazał na Shikamaru i Chōjiego – studiują filozofię. Gai i Kiba socjologię, a my z Sasuke prawo. – odpowiedział. Dziewczyna westchnęła.

- Oczywiście sztuki nikt. – rzuciła, a Naruto momentalnie się ożywił.

- Zapomniałem o Sai ‘m! On studiuje malarstwo epokowe. – dorzucił, a zielonooka uśmiechnęła się promiennie.

- To świetnie. Odbiegasz w takim razie od wszelkich stereotypów i łamiesz moje spostrzeżenia na temat facetów. Tak trzymaj. – dodała, a Kiba, Gai, Chouji i Naruto zaśmiali się.

- To spoko. Może spotkamy się i porozmawiamy o tym? – zapytał Sai, a dziewczyna przytaknęła.

- Skąd przyjechałaś? – zapytał nagle Sasuke. Sakura poczuła, jak dreszcze przebiegają po jej plecach na dźwięk jego głębokiego głosu. Jej mina od razu stężała, a spojrzenie stało się chłodne i odległe o całe mile od uniwersyteckiej kawiarni.

- Nie lubię o tym rozmawiać. Wybaczcie, ale muszę już iść. – odpowiedziała wytrącona z równowagi. Spakowała książkę do torby i pożegnawszy się z towarzyszami wyszła. Słyszała odprowadzające ją krzyki Naruto, że Sasuke zachował się jak idiota. Chciała wrócić i wytłumaczyć, żeby go nie winił, bo skąd mógł wiedzieć, ale zaraz pomyślała, że mógłby podejrzewać ją o jakieś głębsze intencje. Gdy tak zamyślona stała na dziedzińcu przed akademikiem, ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się i spojrzała w czarne jak węgle oczy Sasuke.

- Wybacz, jeżeli cię uraziłem. – powiedział, a zielonooka pokręciła głową.

- Nie masz mnie za co przepraszać. Skąd mogłeś wiedzieć, że nie chcę na ten temat rozmawiać? Dopiero co mnie poznałeś. – odpowiedziała i ruszyła przed siebie w towarzystwie karookiego. Dzień miał się już ku końcowi. Słońce nikło za ubranym w drzewa horyzontem, rzucając jedynie widmowe promienie ciepła na ich twarze. Nie zauważyła, jak bardzo zaczytała się w kawiarni. – Dlaczego akurat prawo, co? – zapytała po chwili milczenia.

- Mój ojciec i brat są adwokatami. Moja mama jest zafascynowana sztuką. Namalowała kilka obrazów, ale nie jest światową malarką. Ceni sobie anonimowość. – odpowiedział.

- Lubię takich artystów. To oni właśnie najpiękniej malują. Nie robią tego w celach komercyjnych. Malują to, co czują. Najbardziej cenię sobie niejaką Mikoto. Nie wiem jak ma na nazwisko, bo posługuje się tym pseudonimem czy to nawet imieniem. Nie ma więcej informacji na jej temat. Chciałabym ją poznać, o ile jeszcze żyje. – zapatrzyła się w niebo, a Sasuke nagle skojarzył. Chodziło jej o jego matkę, Mikoto Uchiha. Nie odezwał się jednak na ten temat. Postanowił zmienić kierunek rozmowy.

- Dlaczego nie lubisz rozmawiać na temat swojego dzieciństwa? - spojrzał na nią pytająco i widział, jak się spina. Instynkt prawnika dał znać, że coś ukrywa.

- Nie było cudowne. Wiążą się z nim same rozczarowania, ból i niezrozumienie. Po co mam się cofać ryzykując, że stanę się zgorzkniała? Panie adwokacie, czy to ma sens? – zapytała z iskierką w oku. Poczuł się w tej chwili dziwnie lekki. Jej półuśmiech i figlarne spojrzenie przygasłych tęczówek spowodowało z kolei uśmiech na jego ustach.

- Ma, jeżeli trzeba się uporać z przeszłością, aby zrobić krok naprzód. – odpowiedział, a Sakura zamyśliła się.

- Masz rację. Czy teraz jestem winna? – spojrzała na niego poważniejąc, a on mimowolnie zaśmiał się.

- Nie, bo tylko przyznałaś mi rację, a nie przyznałaś się do winy. W tym momencie domniemam niewinności. – odrzekł i chwycił ją pod ramię, gdy poślizgnęła się na zamarzniętej kałuży.

- Och, jestem niezdarna. Jak zwykle. – zarumieniła się. Sasuke niechętnie puścił ją i szli powoli dalej. Nie kierowali się do akademika, tylko spacerowali po dziedzińcu grając w słowne gierki.

- Odwdzięczysz mi się dając się zaprosić na kawę lub herbatę z miodem. – spojrzał na nią wyczekująco.

- Nie. Niestety. – odparła, a on poczuł powiew zawodu. – Ani na kawę, ani na herbatę. Jakbyś jednak zaproponował dobrego grzańca to owszem, pójdę. – uśmiechnęła się nieśmiało, a Sasuke rozchmurzył się momentalnie.

- A więc na grzańca. – wysunął lewe ramię, a zielonooka wsunęła pod nie rękę i tak ruszyli na rozgrzewający napój.

        Długo śmiali się i rozmawiali. Sasuke nie przypuszczał, że może się z kimś tak dobrze dogadywać. A zwłaszcza z dziewczyną, która na pierwszy rzut oka wyglądała na zarozumiałą laskę gotową rzucić mu się w ramiona, podczas gdy z jej mózgu będą parowały toksyczne opary.

        Młody Uchiha znany był ze swej nieprzystępności. Unikał kontaktów z płcią przeciwną, bo uważał je za stratę czasu. Musiał przykładać się do nauki, bo chociaż miał w rodzinie prawników, to chciał udowodnić, że nie potrzebuje protekcji. Nie wyobrażał sobie, że jego brat lub ojciec mogą zostać posądzeni o nepotyzm. Miał swoją dumę i honor. Poza tym zdawał sobie sprawę, że prawo ma we krwi. Wszystko uległo lekkiej zmianie, gdy podsłuchał rozmowę swojej mamy z Itachim. Jego rodzicielka pytała wtedy brata, czy aby na pewno on, Sasuke, nie jest gejem. Do dzisiaj chciało mu się śmiać z jej miny, gdy wszedł wtedy do pokoju i oznajmił, że woli kobiety.

- Świetnie mi się z tobą rozmawia. Po raz pierwszy w życiu tyle się śmiałem jednego wieczora. Jesteś niesamowita. – powiedział, gdy stali pod drzwiami jej pokoju i nadszedł czas pożegnania. Sakura zarumieniła się i odchrząknęła.

- Mnie również. Dziękuję za miły wieczór. Dobranoc. – na pożegnanie pocałowała go w policzek i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Sasuke oparł się o nie plecami i zjechał na ziemię nie wiedząc, że po drugiej stronie dziewczyna zrobiła to samo. Obydwoje czuli, że to coś więcej niż początek przyjaźni, ale na razie żadne z nich nie wiedziało jak to rozwinąć. Postanowili, że dadzą szansę wykazać się czasowi. Może chociaż raz nie zepsuje niczego. 
 

* * *


        Ich znajomość powoli przeradzała się w żywe uczucie. Nie mieli zamiaru zapanować na przebiegiem wydarzeń. Na korytarzach Sakurę spotykały pożądliwe spojrzenia ze strony mężczyzn i zawistne od strony płci przeciwnej. U Sasuke odwrotnie. Jednak nie przejmowali się tym kompletnie. Właśnie czekał, aż wyjdzie z akademika, gdyż mieli iść do teatru. Spojrzał na zegarek w momencie, kiedy Sakura wyłoniła z budynku.

- Nie chce mi się iść do teatru. – powiedział cicho Sasuke, a Sakura popatrzyła na niego karcąco. Poczuł, że zawalił.

- Mówisz to dopiero teraz? Czekałam od wczoraj, aż powiesz, że masz inne plany. – jęknęła, a Uchiha zaśmiał się. Zaskakiwała go każdego dnia, a przy tym dowiadywał się, że posiada uczucia, o których istnienia do tej pory nie miał pojęcia.

- Już się bałem, że będziesz zła. – odparł i spojrzał jej w oczy. Pokręciła głową.

- Na ciebie? – zapytała z niedowierzaniem. – Nie umiem. Naprawdę nie chciało mi się iść do teatru. Możesz pomyśleć, że mówię tak, aby nie zrobić ci przykrości, ale to nie prawda. – dodała, a Sasuke pocałował ją w policzek.

- Poczekaj chwilę. – podszedł do jakiejś pary, która właśnie zacięcie się o coś kłóciła. Wziął chłopaka na stronę, wręczył mu dwa bilety i szepnął coś na ucho. Po chwili Sakura patrzyła, jak dziewczyna rzuca się swojemu ukochanemu na szyję i całuje go namiętnie. W ferworze uczuć zapomniał on o Sasuke, który dał mu bilety na spektakl.

- Popatrz. Rozprzestrzeniasz miłość… - uśmiechnęła się. Karooki odwrócił ją do siebie i po raz pierwszy od ich pierwszego spotkania pocałował ją. Pieszczota była subtelna i delikatna. Dawał Sakurze szansę na reakcję, której w głębi ducha się obawiał. Zielonooka poczuła, jak w jej podbrzuszu zaczyna ją łaskotać, a z nóg robi się wata. Objęła chłopaka za szyję i pogłębiła pocałunek. Uchiha nie zawiódł się. Kiedy wreszcie spojrzeli sobie w oczy uśmiechnęli się do siebie. Nie wiedzieli co mają powiedzieć, toteż chwycili się za ręce i ruszyli przed siebie. W pewnej chwili Sakura puściła jego rękę i zaczęła okręcać się wokół własnej osi śmiejąc się w głos. Sasuke patrzył na nią jak zaczarowany. Z letargu wyrwał go pisk opon i krzyk. Stanął w miejscu sparaliżowany, a jego myśli momentalnie umknęły z jego głowy pozostawiając pustkę.

         Śnieg prószył delikatnie, gdy Sasuke swoim wzrokiem poszukiwał różowych włosów rozsypanych na białym puchu. Podbiegł do miejsca, w którym z gwałtownym piskiem hamował samochód.

- Tak nagle wybiegła na jezdnię… - mruczał pod nosem zdenerwowany kierowca, wysiadając z auta, ale karooki nie mógł zrozumieć co on bredzi. Sakura przecież nie wybiegła na jezdnię. A może chodziło o kogoś innego? Wtem z zadumy wyrwał go głos ukochanej, która uspokajała płaczące dziecko. Obszedł samochód i ujrzał klęczącą na śniegu zielonooką. Ulga, jaką wtedy poczuł była niewysłowiona. Kolana miał jak z waty, ale chwiejnym krokiem podszedł do dziewczyny.

- Cichutko. Mama zaraz przyjdzie… - szeptała dziewczyna. Jak na zawołanie usłyszeli z oddali rozpaczliwe nawoływania. Dziewczynka podniosła czujnie główkę, aby po chwili wyrwać się z objęć Sakury i pognać w tylko jej znanym kierunku. Sasuke niewiele myśląc podbiegł do różowowłosej i porwał ją w objęcia. Tulił ją do siebie i szeptał, żeby nigdy więcej go tak nie straszyła, żeby uważała i żeby go już nie opuszczała.

- Spokojnie. Już wszystko dobrze. – odpowiedziała i uśmiechnęła się do chłopaka promiennie. Ucałowała czule jego spierzchnięte wargi i oparła się czołem o czoło Sasuke wpatrując się bacznie w jego czarne jak noc tęczówki. Widziała, jak błądzą w nich na przemian strach i ulga. Jego oddech powoli wracał do normy, a uścisk zelżał.

- Czy to pani uratowała moją Nyu? Moją kochaną córeczkę? – usłyszeli za sobą zdesperowany kobiecy głos. Sakura odsunęła się od ukochanego i pokiwała głową. Nieznajoma podeszłą do niej i mocno przytuliła.

- Jak ja mam pani dziękować? – na rumianych od zimna policzkach matki dziecka zalśniły łzy. Zielonooka wzruszona ponownie przytuliła kobietę.

- Życie dziecka jest bezcenne. – szepnęła tylko. Wysunęła się z objęć i schyliła twarz ku małej Nyu.

- Uważaj na siebie, królewno. Słuchaj mamy i uważaj. – powiedziała. Ucałowała ją w czółko i chwyciwszy Sasuke pod ramię ruszyli pod akademik po wieczorze pełnym wrażeń. 
 

* * *

         
       Obudziła się stosunkowo wcześnie. Za oknami ścieliła się jeszcze ciemna poświata umykającej przed dniem nocy. Wykonawszy poranne czynności wyszła do stołówki zjeść jakiekolwiek śniadanie. Jednak gdy dotarła na miejsce stwierdziła, że apetyt jej nie dopisuje, więc postanowiła pozostać przy samej kawie. Długo jednak nie cieszyła się spokojem, bo do sali wbiegł Naruto poszukując kogoś wzrokiem. Tą osobą była właśnie ona. Zarejestrowała jego srogie spojrzenie, kiedy zamaszystymi krokami zmniejszał między nimi odległość.

- Mogłaś zginąć, wariatko. – skwitował jej postępowanie i przytulił ją do siebie.

- Naruto, mam już dosyć tych czułości, ale dzięki za troskę. – odpowiedziała z uśmiechem. – Poza tym ta dziewczynka miała o wiele mniejsze szanse niż ja. – dodała i wlepiła w niego wymowne spojrzenie. Zamyślony blondyn pokiwał głową.

- Postąpiłbym tak samo, ale ty… Ty jesteś taka krucha i w ogóle… - rozrzewnił się. Zielonooka skwitowała to jękiem pomieszanym ze śmiechem.

- Czuję się jak dziewczyna pod opieką jej starszego brata. – roześmiali się już na dobre. Wtedy do stołówki weszła granatowowłosa dziewczyna. Sakurę zdziwiło to, że miała prawie że białe tęczówki. Naruto odwrócił się w stronę, w którą przyjaciółka wlepiła swój niedowierzający i zaciekawiony wzrok.

- Hinata! – wydarł się nagle, a nadchodząca dziewczyna omal co nie zemdlała.

- Naruto, opanuj się. Wystraszysz ją na śmierć. – upomniała go surowo różowowłosa. Chłopak zmieszał się lekko, ale po chwili wyszczerzył swoje zęby w śnieżnobiałym szerokim uśmiechu. Białooka podeszła do ich stolika i przysiadła się.

- Hinata. – przedstawiła się zielonookiej.

- Sakura. – odpowiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się ciepło. Od razu zawiązała się między nimi nić porozumienia, która za niedługo miała się przerodzić w gruby sznur przyjaźni. Nie zdążyli zacząć rozmowy na dobre, gdy w drzwiach stołówki stanął Sasuke. Zaspane spojrzenie, włosy w lekkim nieładzie i wyraz twarzy, jakby chciało mu się ziewnąć. Różowowłosą rozczulił ten widok. Pomachała do chłopaka, a ten momentalnie się ożywił. Podszedł do nich i usadowił się koło Sakury. Pocałował ją na powitanie w policzek i spojrzał na stolik.

- Nic nie jecie? – zapytał zdziwiony. Jedynie zielonooka dzierżyła w dłoni kubek jeszcze parującej czarnej kawy. Blondyn podrapał się po głowie.

- Ja w sumie nie byłam głodna. Naruto nie zdążył nic zamówić, a Hinata dołączyła do nas dosłownie dwie minuty temu. – uśmiechnęła się ciepło. Sasuke chwycił dłoń Sakury umiejscawiając je na swoim udzie. Zarejestrował ciche westchnięcie dziewczyny i rzucił jej ukradkowe wyzywające spojrzenie.

- Halo! Ziemia do gołąbków! – huknął Naruto. Para oderwała się od siebie jak oparzona, a Hinata zachichotała zakrywając przy tym kurtuazyjnie usta.

- Nie chowaj buzi kiedy się śmiejesz. Masz taki ładny uśmiech. – rzucił Naruto do białookiej, jakby wcale a wcale przed chwilą nie przerwał słodkiej chwili parze przyjaciół.

- O Boże, Hinata! – jęknęła Sakura ledwie zdążając złapać koleżankę ratując ją tym samym przed upadkiem z krzesła.

- Naruto, działasz na nią destruktywnie. Idźcie z Sasuke zamówić coś do jedzenia. – zakomenderowała. Studenci pokiwali głowami i posłusznie odeszli od stolika.

- Wszystko w porządku? Jesteś strasznie czerwona. – uśmiechnęła się łobuzersko zielonooka, na co Hinata przygryzła wargi. – Podoba ci się, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała, a milczenie koleżanki wzięła za potwierdzenie. Westchnęła. Granatowowłosa chrząknęła.

- Już dawno zwróciłam na niego uwagę, ale on zdaje się nic nie zauważać. Ciągle błądzi myślami gdzieś w chmurach i postępuje strasznie lekkomyślnie. Zastanawiam się jak on sobie daje rady na tym prawie. Tam potrzeba jest maksimum skupienia, co raczej nie idzie z Naruto w parze. – powiedziała. Sakura zaśmiała się w głos, a po chwili wtórowała jej Hinata.

- Zdążyłam już na tyle poznać Naruto, żeby stwierdzić, że on najzwyczajniej w świecie nic nie zauważa. Pewnie gdyby zwrócił uwagę na sygnały, które mu wysyłasz, to już dawno bylibyście parą. – pokrzepiła koleżankę. Zastanowiła się chwilę. – Trzeba jakoś zaaranżować wam spotkanie. – powiedziała, a w głowie powstawał iście szatański plan swatania. W tej chwili do stolika podeszli Sasuke wraz z Naruto.

- O czym tak plotkowałyście? – zapytał Naruto, a Hinata momentalnie pobladła.

- O tobie. – odpowiedziała zielonooka, granatowowłosa szturchnęła ją łokciem.

- Co o mnie mówiłyście? – zapytał zaciekawiony blondyn wchłaniając porcję ramen. Jedną z dziesięciu jakie miał na tacce. Białooka po cichu odprawiała modły, a Sasuke z zainteresowaniem przysłuchiwał się wymianie zdań.

- Odprowadzisz mnie potem do pokoju? – zwróciła się do Naruto Sakura. Sasuke zakrztusił się herbatą, Hinata ponownie omal nie zemdlała, ale tym razem z radości, a niebieskooki wypuścił łyżkę z ręki i zaczął poklepywać bruneta po plecach.

- Jasne, nie ma sprawy. – odpowiedział. Karooki posłał różowowłosej zirytowane spojrzenie, a ta w odpowiedzi położyła dłoń na jego udzie i przejechała nią po całej jego długości. W pewien sposób chłopak uspokoił się.

- Mam do ciebie sprawę. Koniecznie na osobności, ale nie martw się. Nie zrobię ci krzywdy. – dodała. Chłopak pochłonięty przez ramen nie zwrócił jednak uwagi na jej słowa.

Godzinę potem Sakura szła z Naruto przez korytarz, a Sasuke zaoferował się, że odprowadzi Hinatę pod jej salę zajęć.

- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? – zapytał zniecierpliwiony. Sakura westchnęła.

- Podoba ci się jakaś dziewczyna? – zapytała prosto z mostu. Miała na uwadze wyprowadzić go z równowagi. Plan zadziałał. Wyraźnie zmieszany Naruto podrapał się po głowie.

- Czy ja wiem. W sumie jedna mi się podoba, ale nie mam pojęcia jak do niej trafić. Wydaje się zbyt mądra i zbyt dobra dla takiego idioty jak ja. – odparł niebieskooki.

- Czy to aby czasem nie jest Hinatka? – spojrzała na niego kątem oka. Chłopak przystanął chwilę i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.

- Jesteś czarownicą. – odpowiedział.

- Czyli dobrze zgadywałam, tak? – nie potrzebowała odpowiedzi. – No to zagadaj do niej. Zaproś ją gdzieś. Może do kina albo do teatru? Spacer po parku? Może zwyczajnie do jakiejś knajpki? - podsuwała mu propozycje. Wraz z ich napływem wyraz konsternacji na twarzy chłopaka rósł i wzmagał się coraz bardziej.

- Ale ja nie wiem co ona lubi… - odparł zrezygnowany. – Poza tym nawet nie wiem jak do niej zagadać, a co dopiero zaprosić ją gdzieś na randkę. – założył ręce na karku i zapatrzył się w sufit.

- Napisz jej liścik. Zobaczysz, będzie łatwiej. Ona jest nieśmiała, więc na pewno zrozumie jak potem powiesz jej, że ty także jesteś trochę nieśmiały. – pocałowała go w policzek i weszła do pokoju. Ledwie zamknęła za sobą drzwi, gdy usłyszała pukanie. Otworzyła je na oścież wpuszczając tym samym Sasuke do swojego pokoju.

- Nie złość się. Okazuje się, że nasz Naruto jest zakochany ze wzajemnością w Hinacie. – od razu dodała na swoje usprawiedliwienie. – Musiałam im jakoś pomóc. – uśmiechnęła się. Karooki zbliżył się do niej i pocałował ją czule.

- Hinata jest nieśmiała tylko przy Naruto. Kiedy ją odprowadzałem prowadziliśmy całkowicie swobodną rozmowę. – rzekł. Zaśmiali się obydwoje. Ponownie złączyli się w pocałunku zapominając o Bożym świecie. Sasuke pierwszy przerwał pieszczotę.

- Pamiętasz kiedy mówiłaś, którego malarza lubisz najbardziej? – zapytał. Dziewczyna pokiwała głową. – Udało mi się załatwić ci z nim spotkanie. A raczej z nią. – dodał. Zielonooka rozszerzyła oczy ze zdumienia. Na usta cisnęło jej się wiele pytań, ale w tym momencie poruszała wargami jak ryba ustami w wodzie.

- Muszę ci się przyznać, że to chyba nawet moja mama. – dorzucił.

- Ukrywałeś to przede mną? – zapytała z udawaną obrazą.

- Najpierw musiałem sprawdzić ile artystów maluje pod pseudonimem ‘Mikoto’’, a gdy się okazało, że tylko jedna kobieta, już wiedziałem, że chodzi o moją mamę. Nawet sam nie wiedziałem, że wydała swoje obrazy. – na potwierdzenie swoich słów pokazał dziewczynie zdjęcie jednego z nich zawieszonego w ich salonie.

- Tak! To dokładnie ten obraz! – wykrzyknęła z zachwytu. Rzuciła się Sasuke na szyję i pocałowała go żarliwie. Kolejne marzenie się ziściło. Najpierw akademia, potem miłość Sasuke, a teraz Mikoto. Nie mogła uwierzyć w to co się działo. Kumulacja.

- Tylko mnie nie uduś, bo ze spotkania nic nie wyjdzie. - zaśmiał się, gdy dziewczyna odsunęła się od niego spłoszona.

- Och, wybacz. - szepnęła, ale w jej oczach zaiskrzyły się figlarne ogniki, które Sasuke tak pokochał. Nie mógł uwierzyć, że i ona pokochała jego. Wciąż miał wrażenie, że to wszystko jest jedynie snem, on za chwilę się obudzi, a po zielonookiej zostanie jedynie mgliste spojrzenie.

- Pojedziemy w ten weekend. Co ty na to? - zapytał, a Sakura pokiwała entuzjastycznie głową. Już nie mogła się doczekać tego spotkania. W pewnej chwili jednak jej mina zmartwiała, co nie uszło czujnej uwadze Sasuke. Złapał jej policzki w obie dłonie i zmusił, aby na niego spojrzała. - Co się stało? - zapytał szczerze zaniepokojony jej zmianą nastroju. Dziewczyna przygryzła delikatnie wargę i minęło trochę czasu, nim wydusiła z siebie to, co właśnie zaprzątało jej głowę.

- Ale jak mnie przedstawisz? - zdawało jej się, że i on nagle zamarł. Miała rację. Pierwszy raz przyprowadza ją do własnego domu. Ojciec jak zwykle spojrzy na nią sceptycznie, Itachi zaakceptuje od razu, a mama rzuci się na nią jak wygłodniała hiena licząc, że Sakura to jej przyszła, długo wyczekiwana synowa.

- Jako swoją dziewczynę? - odpowiedział po krótkiej chwili namysłu.

- Jeżeli uważasz, że tak będzie odpowiednio, to w porządku. - uśmiechnęła się delikatnie i cmoknęła go w policzek. - Leć na zajęcia, bo się spóźnisz, a potem będą gadać, że mam na ciebie zły wpływ. - rzuciła i odepchnęła go od siebie ze śmiechem.

- Raczej zbawienny. - poprawił ją i puszczając jej oczko wyszedł z jej pokoju. Sakura przebrała się w luźniejszą koszulę i jeansy i również opuściła pomieszczenie, kierując się do audytorium na kolejne zajęcia.

        Wieczorem ledwie widziała na oczy. Dzisiejszy dzień był męczący i zmusił ją do pełnego zaangażowania. Ino z malarstwa epokowego wyciągnęła ją na korty, potem Misaki z grupy poprosiła ją o pomoc w przygotowaniu prezentacji z gotyku, a na sam koniec została porwana z dzikim okrzykiem na partyjkę bilarda. Oczywiście oprócz tego miała wykłady, więc teraz powłócząc nogami wdrapała się po schodach i skierowała się do drzwi swojego pokoju. Jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała stojącą przy nich Hinatę.

- Co się stało? - zapytała, gdy tylko wyjęła z kieszeni kluczyk i otworzyła pokój, wpuszczając przyjaciółkę przodem.

- Naruto zaprosił mnie na randkę. - wydusiła z siebie białooka. Sakura klasnęła w dłonie i uścisnęła ją serdecznie.

- No, nareszcie. - rzuciła uradowana. - I pewnie nie wiesz w co się ubrać. - zaśmiała się z zakłopotanej miny Hinaty.

- W sumie to chciałam pożyczyć od ciebie tą śliczną białą tunikę. - powiedziała nieśmiało. Haruno skinęła głową i wyciągnęła z szafy ubrania.

- Tylko proszę, nie zemdlej mi tam... - zastanowiła się chwilę. - Gdzie właściwie cię zaprosił? - zapytała podejrzliwie.

- Idziemy do kina. - odparła Hyūga, a Haruno odetchnęła z ulgą.

- Myślałam, że zaprosi cię na ramen. - odparła na pytające spojrzenie Hinaty. Wręczyła jej tunikę i życząc powodzenia pożegnała się z nią. Zmęczona położyła się na łóżku i przysnęła. Obudziło ją ciche pukanie do drzwi. Otworzyła oczy i spojrzała na zegarek wskazujący godzinę dziewiątą. Przetarła policzki i otworzyła sypialnię. Ujrzała uśmiechniętego Sasuke, trzymającego w ręce talerz z kanapkami i dwa kubki ciepłej herbaty.

- Nie zeszłaś na kolację. - odparł w usprawiedliwieniu za najście. W jej brzuchu zaburczało, co chłopak skwitował śmiechem, ale jego spojrzenie było ostrzegawcze. - Kiedyś się zagłodzisz.

- Oj, no już. Jemy? - zapytała.

- TY jesz, ja już jestem po kolacji. - poprawił ją i postawił naczynia na stoliku.

- Przecież ja nie zjem tyle! - zawołała. - Pęknę. - jęknęła z udawanym przejęciem.

- Dasz radę. - ponaglił ją wzrokiem. Gdy Sakura wchłaniała kolejną kanapkę, Sasuke popijał herbat i opowiadał, jak to Naruto przeżywał katusze nie wiedząc, jak zagadać do Hinaty. - Myślałem, że skona, gdy wręczał jej karteczkę z zaproszeniem. - Sakura w odpowiedzi zachichotała. - Przepisywał ją chyba ze sto razy, nim uznał, że jest okej. Nawet zapytała Sai' a czy jest wykonana z kaligraficzną precyzją.

- Rety! Biedaczek... - łyknęła herbaty i spojrzała na Sasuke. Niespodziewanie po jej kręgosłupie przebiegł rozkoszny dreszcz. W ustach jej zaschło, pomimo pitej herbaty. Przełknęła instynktownie ślinę i rozchyliła delikatnie wargi, gdy w jej podbrzuszu obudziło się palące pożądanie. Wzięło się znikąd i zawładnęło nią całkowicie. Jej oddech przyspieszył, a dłonie zaczęły drżeć. Wpatrywali się sobie w oczy czując to samo. Nagle Sasuke doskoczył do dziewczyny i wpił się gwałtownie w jej usta. Sakura jęknęła, gdy jej pożądanie zaczęło chwiać się na granicy zaspokojenia i nienasycenia. Wciąż całując ją Sasuke przesunął ją w głąb łóżka i nachylił się nad nią. Jego gorące, żarliwe usta odrywały ją od otaczającej ich rzeczywistości. Czuła rozkoszne rwanie w okolicach intymnej strefy, które popychało ją do pogłębienia pieszczoty.

- Sasuke... - westchnęła w jego wargi. Chłopak zamknął ją w żelaznym uścisku i ponownie złączył ich w finezyjnej pieszczocie. Oderwał się od jej ust i powiódł nosem po jej kości policzkowej, aż do skroni, skąd delikatnymi pocałunkami zsuwał się wzdłuż jej żuchwy, aż po wgłębienie jej szyi.

- Sakura... - szepnął, całując jej brodę, a następnie usta. Dziewczyna oderwała się od niego i spojrzała w jego oczy. Pożądliwe spojrzenie Sasuke parzyło jej ciało, ale nie było w tym wszystkim mowy o wahaniu. Ufała mu i chciała zrobić to właśnie z nim.

- Chcę tego. - odparła.

- Robiłaś to kiedyś? - zapytał. Próbowała wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek uczucia, ale jego mimika pozostawała enigmatyczna.

- W liceum. Wiesz, udowadnianie miłości. - rzuciła kwaśno, przypominając sobie całe zajście. Gdy było po wszystkim zgodnie z Ikuto stwierdzili, że chyba jednak nie są sobie pisani. Niezręczna sytuacja ulotniła się w ekspresowym tempie, a oni pozostali przyjaciółmi do grobowej deski.

- To tak jak ja. - odpowiedział, a zielonooka poczuła ulgę. Zniecierpliwiony tym gadaniem powrócił do rozpalania jej ciała na nowo, czemu Sakura oddawała się z wielkim zapałem.

       Delikatnie zębami skubał jej skórę na szyi i dekolcie, a dziewczyna przeczesywała jego włosy z lubością, co chwila pojękując.

- Zamknę pokój. - szepnęła i wstała, kierując się do drzwi. W tym czasie Sasuke zrzucił z łóżka ubrania, a talerz i kubek odstawił na stolik przy szafie. Zielonooka przygasiła światło tak, aby w pomieszczeniu panował półmrok i podeszła do czekającego na nią chłopaka. Powoli usiadła mu na kolanach i nieśmiało złączyła ich w pocałunku. Nie miała doświadczenia w tych sprawach, ale z tego co się dowiedziała, to Sasuke chyba też za wiele nie wiedział. Poczuła, jak jego chłodne dłonie wsuwają się powoli pod jej koszulkę. - Pozwalam na wszystko. - odparła z niegrzecznym uśmiechem. Uchiha nabrał gwałtownie powietrza, a w jego oczach zauważyła niebezpieczny błysk. W jednej chwili rzucił ją na łóżko i przygniótł swoim ciężarem.

- Mam na ciebie ochotę od naszego pierwszego spotkania. - zamruczał jej do ucha. Zielonooka zachichotała.

- No to chrup. - odparła odważnie. Wplątała palce w jego włosy i pociągnęła za nie gwałtownie, odchylając tym samym jego głowę do tyłu. Podniosła się lekko i ugryzła delikatnie w szyję. Z satysfakcją zarejestrowała jego przeciągły jęk.

- Wolę, gdy to ja dominuję. - złapał jej ręce i unieruchomił nad jej głową.

- Jakiś ty władczy. - zamruczała. Oddawała każdą pieszczotę, którą od niego otrzymywała. Smak jego ust był odurzający. Przypomniała sobie pierwszą myśl, gdy ujrzała jego idealne wargi. I tak, jak podejrzewała, całował obłędnie.

Gdy leżeli już całkowicie rozebrani i rozpaleni do granic możliwości Sasuke spojrzał głęboko w oczy Sakurze. Widząc w nich przyzwolenie powoli wszedł w nią czując, jak rozkosz rozlewa się po jego ciele. Trwał przez chwilę w bezruchu napawając się tym momentem szczęścia i spełnienia. Chciał, by trwało to wiecznie...
 

* * *


- Co się stało z twoimi rodzicami? - zapytał Sasuke, gdy pewnego razu siedzieli w jego pokoju. Sakura leżała oparta o jego tors i czytała jedną z zadanych przez profesora książkę, a Uchiha uczył się kolejnej ustawy prawnej. Poczuł w jednej chwili, jak mięśnie różowowłosej sztywnieją. Chwilę trwało, nim się odezwała.

- Moja mama zginęła w pożarze naszego domu, a ojciec zniknął zaraz po jej pogrzebie. - odparła osowiałym głosem. Chłopak momentalnie wypuścił trzymany w rękach tom i mocno przytulił do siebie wytrąconą z równowagi Sakurę.

- Przykro mi... - powiedział.

- Nie bardziej, jak mnie... - szepnęła, ale po dobrym nastroju zostało już tylko złudzenie. - Ale nie kochałam jej. - dodała.

- Musiałaś ją kochać. - zawyrokował. - Była twoją matką. Kochałaś ją bezwarunkową miłością.

- Nie. - warknęła zła. - Ona widziała we mnie jedynie kolejną szansę na zysk. Z moim talentem i jej sprytem wszystko poszłoby z łatwizną. Gdy tylko znalazła dla mnie choć odrobinę wolnego czasu, to poświęcała ją na szkoleniu moich umiejętności. - Sasuke milczał. Może i to, co Sakura powiedziała, miało trochę sensu, ale nigdy nie uwierzyłby w to, że zielonooka nigdy nie kochała swojej mamy. - Wiem, dlaczego twoja mama zrezygnowała ze światowej sławy. - odparła. Uchiha posłał jej pytające spojrzenie.

- Myślisz, że zrobiłaby to samo mnie i Itachiemu, co twoja tobie? - dziewczyna skinęła głową.

- Sława zawsze uderza do głowy. A zwłaszcza, gdy idzie w parze z pieniędzmi. - tu Sasuke nie mógł się z nią nie zgodzić. - Chociaż twoja mama jest wspaniałą osobą. Myślę, że wybrałaby wartości rodzinne. - uśmiechnął się pod nosem.

- Moja wspaniała mama nie wyobraża sobie swojej rodziny bez takiej wspaniałej synowej, jaką byłabyś ty. - rzucił niby od niechcenia, ale kątem oka obserwował wykwitające na policzkach Sakury rumieńce.

- Nie wie, co mówi... - rzuciła, ale w jej głosie wyczuł nutkę radości, którą tak bardzo u niej uwielbiał. Nic nie mówiąc wstał i podszedł do swojej szafy. Sakura bacznie obserwowała jego poczynania, będąc z minuty na minutę bardziej ciekawą, co chłopak zamierzał zrobić. Zesztywniała jednak, gdy Sasuke uklęknął przed nią na jedno kolano, a w wyciągniętej ręce pokazał czerwone, aksamitne pudełeczko.

- Sakuro Haruno, czy zostaniesz wspaniałą synową? - zapytał. - Czy będziesz moja? Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie? W biedzie i w dostatku? W zamian oferuję ci siebie. Całe swoje serce, duszę, umysł i ciało. - dodał i wpatrywał się w nią z niepewnością. Kochał ją najmocniej na świecie, a teraz nie był już taki pewny jej twierdzącej odpowiedzi. Chwila milczenia przeciągała się w nieskończoność. W pewnym momencie zielonooka wyjęła z torby zeszyt i szybko zaczęła w nim coś kreślić. Gdy pokazała mu dzieło uśmiechnął się szeroko i włożył na palec serdeczny jej prawej dłoni pierścionek. Połączeni w namiętnym pocałunku nie zauważyli, jak na ziemię spada zeszyt Haruno z przekreślonym jej nazwiskiem rodowym i dopisanym 'Sakura Uchiha'. 
 

TRZY LATA PÓŹNIEJ


        Biały puch lekką pierzynką oblepiał ziemię. Niektórych cieszył, innym sprawiał ból. Chłodne tęczówki bacznie obserwowały otoczenie wokół. Nie mogła sobie pozwolić na żadne niewłaściwe posunięcie. Z rozwagą stawiała każdy kolejny krok modląc się w duchu, by nie okazał się tym fałszywym.

        Modliła się? Nie, to niewłaściwe określenie. Ona nie umiała żadnej modlitwy. Szła przez życie czerpiąc z niego garściami, niejednokrotnie zabierając innym szczęście, którego ona posiadała aż nadto, ale nie potrafiła w pełni z niego skorzystać. Teraz, gdy została sama poczuła, co znaczy być smutnym i samotnym. Porzucona przez życie na skraju jakiejś drogi wracała sama, ucząc się pokory życia na nowo.

        Zauważyła, jak z jednego z mieszkań wyszło młode małżeństwo. Mężczyzna był niewątpliwie piękny, pełen gracji. Na jego twarzy gościł wyraz bezbrzeżnej miłości i troski do ukochanej żony. Tę z kolei znała. Wiedziała, jak się nazywa i skąd pochodzi. Poniekąd to ona była celem jej obserwacji. Starała się uchwycić każdy jej detal. Wciąż zadawała sobie pytanie, czy też jest próżna i egoistyczna, ale widząc jej uśmiechniętą twarz, również malującą się troską i miłością wiedziała, że nikt nigdy nie stał się bardziej podły i nienawistny, co ona sama. Zamknęła powieki i zbolała opadła na pobliską ławkę.

        Podejść czy nie? Zatruwać czy dać odetchnąć? Tyle sprzeczności krążyło w jej głowie i nie potrafiła uzmysłowić sobie, czego tak naprawdę pragnie. Wszystkie jej wybory, podejmowane dotąd świadomie lub nie, prowadziły do nieszczęścia. Potarła zmęczone powieki i ponownie prześledziła poczynania młodego małżeństwa. Dzisiaj wigilia. Magiczny czas odkupienia i dzielenia się z innymi miłością. Czy i ona zasługuje na odrobinę radości? Czy potrafi dać je drugiej osobie? Wstała z ławki i w pewnej odległości ruszyła za śmiejącą się w głos parą. Przeszli park, kilka uliczek, aż wreszcie dotarli na niewielki cmentarz. Brama była otwarta, a przy grobach zmarłych stało kilka osób pogrążonych w głębokich emocjach. W smutku, żalu, złości, nienawiści czy radości, nieważne. Potrafili kontemplować z nieżyjącymi bliskimi nawet dzisiaj, gdy powinni spędzać czas w domu, z żywymi.

        Patrzyła, jak mężczyzna staje u podnóża niewielkiego pagórka, a kobieta wspina się na górę i staje pod niewielką wierzbą. Dłonią w zielonej rękawiczce odgarnia z nagrobka śnieg i zapala stojący samotnie znicz. Uśmiecha się smutno i niepewnie dotyka tablicy z tak dobrze znanym jej imieniem i nazwiskiem. Stoi teraz i obserwuje wszystko z niedowierzaniem. Podejmuje decyzję, która na zawsze zmieni wszystko. Dosłownie każde wspomnienie, każdą chwilę i każde uczucie z życia młodej kobiety. Ruszyła w ich stronę, zatrzymując się niepewnie metr od nich. Przygaszona, młoda kobieta odrywa policzek od ramienia swojego męża i lustruje ją ciekawym spojrzeniem, które z minuty na minutę zmienia się w niedowierzające i zszokowane. Niespokojnie ściska dłoń mężczyzny, szukając w nim oparcia, które on oferuje całym sobą. Wydaje się, że mija cała wieczność, gdy tak wpatrują się w siebie nawzajem szukając jakichkolwiek emocji, by wyrazić to, co obecnie czują. Przez twarz młodej kobiety przebiega złość, radość, żal, smutek, a w pewnej chwili nienawiść. Tego się obawiała. Stawia niepewny krok w tył, chcąc uciec stąd jak najprędzej, ale coś się zmienia. Kobieta puszcza dłoń swojego męża i wyciąga ją w jej stronę, a w jej oczach gości radość i bezwarunkowa miłość.

- Sakurcia... - szepnęła zbolałym głosem posiadaczka oczu dokładnie tego samego koloru, co jej córka. - Sakurcia...

- Mamo. - odparła słabym, ale słyszalnym tonem. - Mamusiu, chodźmy do domu...
_______________________________________________________________________________________________________________


Wiem, dużo czasu zajęło mi napisanie tej partówki, ale co mogę powiedzieć? Każde zakończenie, jakie do tej pory rodziło mi się w głowie, wydawało się nie być odpowiednim do zamysłu. Kilka razy chciałam kogoś uśmiercić, rozdzielić Sasuke z Sakurą, wplątać w to jakiś konflikt i tak naprawdę, to godzinę przed wstawieniem tej części rozwiązanie przyszło mi do głowy. Nie jestem z niej zadowolona, ale cóż. Przynajmniej nie leży mi na sumieniu i sama dla siebie wiem, że na nic lepszego nie było mnie stać. Bo, cóż. Gdybym chciała stworzyć coś dobrego, to musiałabym pisać ją od początku. :)

Tak więc, końcem ogłoszeń dla moich owieczek: dziękuję wszystkim nowym i tym wytrwałym :) Gdyby nie wy, już dawno przestałabym pisać :D



9 komentarzy:

  1. Znów doprowadziłaś mnie do łez, choć sama nie wiem, dlaczego. Jestem beksą. W każdym razie dobrze, że wybrałaś takie zakończenie - poruszające i piękne, i... szczęśliwe! Jak zwykle wyprowadziłaś mnie ze stanu stabilności emocjonalnej, ale w dobrym sensie. Kiedy czytałam tę partówkę zrodziła się we mnie jakaś taka nadzieja w lepsze jutro i wiara w te (wspominane wcześniej) szczęśliwe zakończenie. Mówiąc szczerze brak mi tego, dlatego po prostu DZIĘKUJĘ. Ogromnie DZIĘKUJĘ.
    W dodatku wszystko napisane jest nienagannie. Czułam, że włożyłaś w to wiele serca i pracy, co spowodowało, że na pewno przeczytam to ponownie. A korzystając z okazji.. niejednokrotnie przeczytam również Twój komentarz pod moim postem. Ściskam mooocno ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu mi głupio, tak dawno nie komenowałam. Przepraszam ale zostałam przytłoczona przez nawał obowiązków, stresu... No, ale nie piszę tego komentarza po to, żeby się usprawiedliwiać.
    Piszę, żebyś wiedziała, że zawsze jestem, nawet jeśli nie zostawiam po sobie śladu :)
    Nie wiem, co mogę napisać... Na pewno to, że zgadzam się z koleżanką powyżej.
    Uwielbiam Twoją twórczość. Kocham Twój styl, jest w nim coś takiego... Coś, czego zawsze brakuje w moich wypowiedziach. Polot.
    Przyznam, że obawiałam się tego, jak zakończysz tą partówkę. Okazało się jednak, że niepotrzebnie.
    Jedyne, co przychodzi mi do głowy to... Dziękuję.
    Znów podniosłaś mnie na duchu, dałaś nadzieję.
    Również nie raz wrócę do tego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak, tak:-D doczekalam sie, oczywiscie czytalam to juz w nocy, ale nie bylam na silach pisac:-D szczerze powiedziawszy początek byl jakis nie podobny do Ciebie, jesli moge to tak okreslic... Ale juz po paru zdaniach zaczelam "wsiakac" w te opowiesc, oczywiscie, jak zawsze majstersztyk:-D Ten fragment z wypadkiem, strasznie mi przypomina cos, co juz kiedys, gdzies czytalam z tym paringiem, aczkolwiek ani calego opowiadania, ani autora nie jestem w stanie sobie przypomniec... Mysle, ze wole Twoje opowiadania osadzone w swiecie ninja, ale to rowniez mi sie podobalo i bylam zaskoczona, ze bylo tak sielankowo:-D;-):-o w kazym razie, dziekuje za kolejny cudowny wytwor Twojej wyobrazni, jak zawsze czekam niecierpliwie na nowy wymysly, przelane na papier, duuuuzo weny:-*:-*:-*:-*:-* hayley

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomość na http://sasuke-i-sakura-w-innej-odslonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno ja cię wręcz uwielbiam *____* Przeczytałam wczoraj 'Magiczny Czas' tak na dobranoc i aż nie wiedziałam co mam powiedzieć. I prawdę powiedziawszy to nadal zbytnio nie wiem. Ale twój styl pisania, urzekł mnie od samego początku, nie tylko tu ale na gdy milosc wystawiono na probe takze. Po prostu geniusz literacki *___*
    Jeśli chodzi o tą partówkę to ukazałaś taką prawdziwą historię. Dziewczyna mająca i nie mająca rodziny. Nowy uniwersytet, nowa miłość i ahh.... ;D
    Powiem szczerze że niektóre teksty powaliły mnie na łopatki. Śmiałam się jak do sera, a mój siedząc z boku ze znajomym popijąc sobie piwko, patrzyli na mnie jak na wariata ;D Ale czytając jak Mikoto pyta Itachiego, czy Sasuke czasami nie jest gayem, to po prostu nie wytrzymałam ;D Albo jak Naruto przepisywał po naście razy liścik dla Hinatki, pytając się Sassuke czy kaligrafia jest w porządku ;D
    Jedyne co mi rzuciło się w oczy niemalże od razu to fakt że bohaterzy toczą życie uniwerysteckie poniekąd. I prawdę mówiąc to właśnie fabuła mojego nowego dziecka też będzie toczyć się podczas studii ;) Taki mały sneak-peak ;D
    Dobra nie rozpisuję się dalej, bo mogłabym tak bez końca, a książki mnie wołają - jutro egzamin AAAAA! ;OOOO
    Reszte jednopartówek przeczytam po sesji ;D Ale powiem jeszcze że wczoraj doprowadziłaś mojego korektorka numer 2 do przekleństw, gdy przeczytała 'A zegar tyka...'. A gdy się uspokoiła stwierdziła że nienawidzi i kocha takie jednopartówki tylko że jej smutno później było! I aż się boję je przeczytać! Ale przeczytam ;)
    A teraz lece bo książki się już wydzierać na mnie zaczynają ;D
    Byeeeee ;*********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twojego korektora? Ta 'funkcja' nie jest mi znana, gdyż większość znajomych to mnie wysyła teksty do poprawek ^^
      Mam nadzieję, że nie mam żadnych rażących błędów :) Kiedyś dosłownie marzyłam, że właśnie Ty wejdziesz na mojego bloga i go przeczytasz, ale nie wiedziałam, że marzenie się ziści xoxo
      Kochana, życzę Ci powodzenia na egzaminach i, gdy tylko wolny czas będzie Ci się wylewał z nadmiaru, to serdecznie zapraszam do czytania reszty moich wymysłów :) Jak zwykle dziękuję za słowa pochwały, ale jeżeli coś będzie kiedykolwiek nie tak - czekam na krytykę, bo lubię, gdy się rozwijam, a nie siadam na laurach :* Buziaki i mi tu więcej nie sneak-peak'uj, bo Cię osobiście przez komputer uduszę xD Czekam na c.d. u Ciebie ^^

      Usuń
    2. No ja mam dwie panie które mi sprawdzają teksty, głównie pod kątem stylistycznym... po czasami gdy prześlą mi jedno zdanie to sama łapię za głowę ;D
      Prawdę mówiąc, to żaden błąd nie rzucił mi się w oczy ;)
      Ja? Naprawdę? To raczej ja ciebie podziwiam, bo twój styl pisania jest wprost nieziemski *___* Normalnie uwielbiam cię! Ale to już ci powiedziałam ;)
      A jeśli chodzi o krytykę, to masz to jak w banku ;) Też nie lubię osiadać na laurach ;)
      Dobra, dobra już żadnego sneak-peak nie będzie ;D Ale tak jakoś mi się skojarzyło ;)
      No właśnie próbuję przedrzeć się przez nowy rozdział na Bonds ;)
      Buziaki ;***

      Usuń
  6. Przeczytałam tą partówkę już w dniu dodania, wtedy, gdy tak naprawdę powinnam już spać, żeby nie chodzić, jak zombie po uczelni. Niestety dopiero teraz znalazłam czas, żeby skomentować i już kolejny raz trochę Cię po wychwalać. ^^ Pomysł na pierwszy rzut oka wydawał mi się prosty, banalny, ale gdy myślę o nim z perspektywy tych kilku dni, nie jest on już w moich oczach zwyczajny, jest niezwykły i pokazuje, jak czuje się większość zaniedbanych, wykorzystywanych przez rodziców dzieci, od których nie dostają miłości. Tej niezwykłości niewątpliwie dodaje koniec. Kiedy już nie spodziewałam się żadnego wielkiego obrotu spraw i myślałam, że żadne zaskoczenie mnie już nie spotka, ty jednak kolejny raz zrobiłaś coś, po czym otworzyłam usta ze zdziwienia. :) Widząc "trzy lata później" pomyślałam, że pewnie będę zaraz świadkiem szczęśliwej, rodzinnej sceny, w której Sakura i Sasuke mają już dzieci i siedzą sobie gdzieś na zielonej trawce, myśląc o tym jak się kochają. Ty mnie zaskoczyłaś powrotem matki, w której śmierć naprawdę uwierzyłam. I jakoś tak mi się smutno zrobiło, taki żal się pojawił i wzruszenie, że pomimo wielu złych wyborów matki, pomimo zaniedbania i egoizmu, Sakura była w stanie jej wybaczyć i stłumić własną nienawiść. Bardzo tez spodobało mi się przedstawienie państwa Uchiha z perspektywy właśnie matki Sakury. Było to ciekawe spojrzenie, dzięki tej scenie w moim odczuciu wyszłaś poza ramy zwyczajności. Cieszę się, że właśnie w ten sposób postanowiłaś zakończyć tą jednopartówkę. :)
    Ogólnie czuję, że mogłaś wycisnąć znacznie więcej z tego pomysłu, ale też się nie zawiodłam. :) Na razie ciągle moją ulubioną jednopartówką pozostaje "Siedem lat" i muszę Ci powiedzieć, że postawiłaś sobie nią wysoką poprzeczkę. Ja jak się do czegoś przywiąże, to nie ma zmiłuj, będę do tego wracać i wracać. ^^ Dlatego też pewnie ten lekki niedosyt po tej jednopartówce.
    Oczywiście czekam na więcej oraz życzę dużo weny i czasu na pisanie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że Ariane powiedziała za mnie wszystko.
    Mam podobne odczucia, chociaż nie uważam, że "Siedem lat" było twoją najlepszą jednopartówką.
    Niby to było banalne. Niby, bo tylko z pozoru.
    Gdzieś napisałam, że lubię smakować opowiadanie. Obierać je warstwa, po warstwie i czuję się bezgranicznie szczęśliwa, gdy w samym środku, pod tymi warstwami kłębi się coś pięknego, cudownego i uniwersalnego. Sens.
    Twój przekaz był wyraźny. Wyraźny i ważny. Sama czasem mam wrażenie, że padam ofiarą takiej nieczułości, że jestem tylko pieskiem na pokaz. Ale jak mogłabym nie kochać? Jak? Przecież nad tym nie ma się kontroli, bo to jest bezwarunkowe.

    Uwielbiam cię. Ostatnio przeglądałam katalog w poszukiwaniu dobrego bloga i szmira, szmirą poganiała. Jesteś jedną z nielicznych już bloggerek, które mają to "coś". Dziękuję

    Pozdrawiam cię serdecznie
    Ikula

    OdpowiedzUsuń