poniedziałek, 3 czerwca 2013

Prawdziwa tożsamość [1]



Słońce unosiło się wysoko nad horyzontem, gdy pewna różowowłosa dziewczynka siedziała samotnie na huśtawce i czubkiem buta kopała kamyki znajdujące się nieopodal jej nóg. Minę miała zamyśloną, podczas gdy jej rówieśnicy bawili się w piaskownicy obok, śmiejąc się i wygłupiając beztrosko.
- Hej, wielko-czoła! - zawołał jakiś chłopak, starszy od niej o rok czy dwa. Dziewczynka zgarbiła się nieznacznie, ale nie odpowiedziała na zaczepkę. Znużona ciągłym dokuczaniem ze strony dzieci z placu zeszła z huśtawki i spacerkiem ruszyła w kierunku niewielkiej polany, skrytej za polem treningowym numer pięć. Zawsze, kiedy przechodziła obok wielkiej łąki, uwielbiała obserwować z ukrycia, jak starsze dzieci trenują różne ataki, rzuty bronią i kontrolę swojej chakry. Marzyła, by kiedyś okazało się, że i ona jest naznaczona tym darem. Wtedy już nie nazywaliby jej wielko-czoła. Wtedy miałaby już imię i nazwisko.

Gdy zerknęła na trening, zamarła. Na końcu pola, nieopodal starej wiśni, stał chłopak, na którego uwielbiała spoglądać i zawsze peszyła się, gdy ją na tym przyłapywał. Miał długie, czarne włosy i taką piękną, bladą twarz, a gdy uśmiechał się do niej to odwracała się na pięcie i uciekała najdalej, jak mogła. Wiedziała, że jest z rodu Uchiha, i że ma brata, ale jego nigdy nie obserwowała. Zawsze chodził z mamą na zakupy i rzadko pojawiał się na placu. Często myślała, że jest wyrzutkiem, tak jak ona czy ten drugi. Ten od potwora.

Naruto, bo chyba tak miał na imię, z nikim nie rozmawiał. Często widziała, jak wodzi tęsknym spojrzeniem za dziećmi bawiącymi się w parku, ale nigdy do nich nie podchodził. Kiedy przez przypadek dosięgła go zbłąkana piłka, aż wyrywał się do zabawy. Inni jednak uciekali przed nim, co sprawiało mu przykrość. Odrzucał im wtedy zabawkę i wracał w swoje stare miejsce, czyli na kłodę powalonego drzewa i ponownie błądził smutnymi oczami za skaczącymi i roześmianymi rówieśnikami. Dziewczynka nieraz zatrzymywała się w oddali i współczuła mu, jednak nigdy nie podeszła bliżej.

Czemu? Zadawała sobie to pytanie zawsze, ilekroć mijała powalone drzewo, ale nigdy nie potrafiła sobie na nie odpowiedzieć. Może takie już było jego przeznaczenie? Chłopiec z demonem, który nigdy nie znajdzie przyjaciół? Sama stawała się wyrzutkiem. Chodziła samotnie po terenach Konoha i odkrywała coraz to nowsze skróty. Wyobrażała sobie wtedy, że jest ninja i wyrusza z tajną misją inwigilacji okolicy, aż nie zostanie zdemaskowana i pojmana przez wroga, czyli inne dzieci. Wtedy uciekała do bazy, czyli domu i tam zdawała sprawozdanie swojemu hokage, mamie, opowiadając co ciekawego się dzisiaj wydarzyło. Wszystko odbywało się w ścisłych procedurach i obie miały wtedy niezłą zabawę. Ale nadchodził moment, gdy znów musiała się zmierzyć z innymi dziećmi i wtedy było jej ciężko. Uciekała do swojej samotni i tam spędzała nieraz czas od rana do wieczora.

Dzisiaj też tak było. Znów jej dokuczali i musiała uwolnić się od tego wszystkiego, a szum wiatru i szelest strumyka pomagał jej w ukojeniu żalu do świata. Opadła na polanę i wplotła palce w trawę. Obserwowała, jak biało-szare obłoki leniwie posuwały się po niebie, swoim rytmem zasłaniając jej co jakiś czas dostęp do promieni słonecznych. W pewnej chwili zaśmiała się z całą dziecięcą beztroską, ale ten śmiech dla kogoś dorosłego był pełen smutku i pretensji do świata.
- Lubisz tu przychodzić? - poderwała się na równe nogi. Na widok długowłosego chłopaka zarumieniła się i spuściła wzrok na czubek swoich butów. Skinęła nieznacznie głową i splotła ze sobą palce obu dłoni, nerwowo wykręcając je w każdą stronę. - Denerwujesz się? - zaśmiał się pogodnie, a różowowłosa z zawstydzeniem ponownie skinęła głową. Ten piękny chłopiec rozmawiał z NIĄ! Z wielko-czołą! Na dodatek ma dar chakry i jest ze wspaniałego klanu Uchiha!
- Jesteś Sakura Haruno, prawda? - przeniosła na niego przestraszone spojrzenie.
- Nikt tak na mnie nie mówi - poprawiła go cichym i niepewnym głosem.
- Jak to? - zwrócił się do niej zdziwiony. - Przecież tak masz na imię - w jego stwierdzeniu kryło się zapytanie, więc rezolutnie skinęła głową. - No, więc w czym problem? - podszedł do niej powolnym krokiem.
- Wołają na mnie wielko-czoła - odparła z rezerwą. Chłopak wyciągnął w jej stronę dłoń i przeczesał jej włosy, jednocześnie odgarniając je z czoła Sakury. - Nie... - zaprotestowała sparaliżowana. Nie chciała, by ten śliczny chłopak zobaczył jej defekt.
- Ja jestem Itachi.
- Wiem - odpowiedziała i szybko opuściła grzywkę na odsłonięte czoło. - Masz brata, Sasuke, ale on nie bawi się z nami. Chodzi z waszą mamą na zakupy i jest takim samym wyrzutkiem jak my - odparła rzeczowo. Itachi zaśmiał się w głos, a Sakura dopiero wtedy zrozumiała, co powiedziała i jakie mogłyby być tego konsekwencje. - Przepraszam, nie chciałam powiedzieć nic złego - dodała pospiesznie. Poczuła się źle. - Idź na trening, bo twój sensei będzie zły - z powrotem opadła na trawę i zamyśliła się.
- Do zobaczenia jutro - odpowiedział i odszedł machając do niej, ale Sakura nie widziała tego gestu. Leżała na ciepłej ziemi i krzyczała na siebie w duchu za tak bezczelne zachowanie. Jednak przez tę złość przebijała się radość ze spotkania z Itachim. Był miły i nie śmiał się z niej, co wywołało na jej twarzy głupi uśmiech. Przeciągnęła się rozkosznie i wstała.
- Pora wracać do domu - rzuciła pod nosem widząc chylące się ku zachodowi słońce. Ruszyła przez las omijając pole treningowe w obawie, że spotka tam Itachiego. Niby nic złego się nie stało, ale wolała odwlec spotkanie z nim do jutra. Przedarła się więc przez dzikie maliny, a gdy z nich wyszła syknęła z bólu. Całe nogi, od kolan po kostki, miała poharatane od ostrych kolców krzewu. Z trudem stłumiła łzy i ruszyła w dalszą drogę.

Zatrzymała się przed niewielkim strumykiem i nabrała w dłonie trochę wody, którą następnie obmyła zranioną skórę. Chłód płynu złagodził pieczenie, więc pewniejszym krokiem ruszyła w dalszą drogę. Pech jednak chciał, że gdy próbowała przeskoczyć z kamienia na kamień, jej noga poślizgnęła się i dziewczynka spadła. Zsuwała się po śliskiej trawie starając uchwycić się jakiejkolwiek gałęzi. Nim znalazła cokolwiek, czego mogłaby się przytrzymać, wylądowała wprost przy złamanym drzewie, na którym siadywał chłopiec z demonem. Przestraszona chciała wstać, ale ból skręconej kostki uniemożliwiał jej swobodne poruszanie się. Rozejrzała się czujnie po całym terenie w poszukiwaniu wyrzutka, ale na jej szczęście nie było go tu.
- Baka! - skarciła się głośno. - Przecież nie ma się czego bać - starała się uspokoić.
- Co tu robisz? - na dźwięk jego głosy cała zesztywniała. Nie było w nim wrogości ani żadnych negatywnych emocji. Słyszała tylko ciekawość zmieszaną z radością. 'Tylko spokojnie, Sakura. ' uspokajała się w myślach, ale, o dziwo, nie czuła panicznej chęci ucieczki. Spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem.

Miał cudownie niebieskie oczy, które patrzyły na nią z fascynacją i ubóstwieniem. Były takie szczere, bezbronne i błyszczące. Jego blond czupryna była potargana od biegu przez las i na pewni nie dała się tak łatwo ujarzmić. Postanowiła nie gapić się na niego jak sroka w gnat, tylko odezwać się wreszcie w jakiś sensowny i logiczny sposób.
- Biegłam przez las i poślizgnęłam się na kamieniu - wyjaśniła. - No i chyba skręciłam kostkę - jak na komendę kontuzja odezwała się tępym, pulsującym bólem.
- Pomogę ci! Nie martw się, ze mną nie zginiesz! - krzyczał, biegając tam i z powrotem jakby był nadpobudliwy. Sakura obserwowała go nie kryjąc swojego rozbawienia.
- Spokojnie - zachichotała cicho. - Przecież nie ucieknę, Naruto - na dźwięk swojego imienia zamarł. Dziewczynka przestraszona obserwowała jego zastygłą bez wyrazu twarz. - Nie chciałam cię urazić, przepraszam - zarumieniła się. Dzisiaj już drugi raz kogoś obraziła, co utwierdziło ją w fakcie, że jest beznadziejna.
- Nie, nie! - Naruto zaczął machać gwałtownie rękami. Uśmiechnął się do niej krzywo, drapiąc się jednocześnie w potylicę. - Tylko nikt nigdy nie mówił mi po imieniu. Zawsze 'potwór' albo 'wyrzutek' - Sakura zauważyła zrezygnowanie na jego twarzy, ale nie był zły.
- Na mnie mówią wielko-czoła - odparła z uśmiechem.
- Głupki! - uniósł się chłopiec. - Gdzie tam wielko-czoła! Raczej Wisienka - zarumienił się na to stwierdzenie, ale to Sakura przybrała w tym momencie kolor dojrzałej wiśni.

Nie widziała w nim niczego złego. Miał demona, ale z nim walczył i starał się być normalny. Nikt z wioski nie wiedział, jak bardzo musiał się starać. W niczym nie zawinił, a nosił zbyt ciężkie brzemię, jak na jego wątłe, dziecięce barki. Nie rozumiał, czym jest odrzucenie i dlaczego to właśnie od jest wyrzutkiem. Strach sprawiał, że ludzie posuwali się do najgorszych słów i czynów, byle tylko być w bezpiecznej odległości od zagrożenia. Sakura poczuła do niego nić sympatii.
- To co? Pomożesz mi? - zapytała po chwili krępującego milczenia. Skinął głową i pomógł jej wstać. Razem, krok po kroku, dotarli pod jej dom.
- Sakura! - usłyszała krzyk swojej mamy, która wybiegła przed dom na widok swojej córki.
- Nic mi nie jest - zapewniła ją dziewczynka, gdy kobieta bacznie oglądała jej skaleczenia i zwichniętą kostkę. - Mamo, czy Naruto może zjeść z nami kolację? - Rin zamarła na dźwięk jego imienia.
- Uzumaki Naruto? - zapytała spoglądając na chłopca, chociaż dokładnie wiedziała, że to on. Temperament dziedziczył po Kushinie, ale z wyglądu był kropla w krople jak Minato.
- Znałam twoich rodziców - odparła. Chłopiec wyraźnie ożywił się na wzmiankę o mamie i tacie. Chciał poznać jak najwięcej z ich życia, bo samemu nigdy już ich nie spotka. Nie w tym wcieleniu. Rin uśmiechnęła się, ale widać było, że wspomnienie wymienionych osób sprawiło jej ból.
- To może czy nie? - Sakura niecierpliwie ciągnęła mamę za skraj bluzki. Rin, wyrwana ze wspomnień, uśmiechnęła się ciepło do chłopca.
- Oczywiście, chodźcie - zaobserwowała, jak Naruto podaje Sakurze rękę i pomaga jej wejść do domu. Jej serce zatrzepotało boleśnie, ale zignorowała smutek, jaki w niej tkwił i weszła za dziećmi, zamykając za sobą drzwi.

Od tego dnia Naruto był częstym bywalcem w domu Haruno, co jednak nie pomogło mu w zdobyciu zaufania innych. Ludzie wciąż byli przerażeni obecnością demona w ich wiosce. Nie wiedzieli tylko, że ich niechęć karmiła Lisa o Dziewięciu Ogonach, który rósł w siłę.

Z Itachim zobaczyła się kilka dni później, gdy leżała na tej samej łące i obserwowała przesuwające się po niebie chmury, aż ktoś ich jej nie przysłonił. Tym kimś, kto rzucił cień na jej twarz, był właśnie starszy z braci Uchiha.
- Przyszłaś - wpatrywał się w jej wielkie, zielone oczy, których inne dzieci panicznie się bały.
- Jak co dzień - odparła i usiadła, prostując się. – Skończyłeś trening? – zapytała i poklepała miejsce obok siebie. Chłopak skorzystał z jej zaproszenia i przysiadł na piętach, kiwając się w przód i w tył.
- Tak jakby – rzucił tajemniczo. Przeniósł swoje spojrzenie z nieboskłonu na jej zdziwioną twarz. Jej oczy patrzyły na niego w zaciekawieniu. – Wyszedłem troszkę wcześniej – wyjaśnił.
- Ale twój sensei nie był zły? – zapytała, skubiąc źdźbła trawy.
- Myślę, że nie – odparł po chwili zastanowienia. – Powiedziałem mu, że ktoś na mnie czeka i zgodził się – dodał, obserwując jak jej gesty zamierają.
- Przyszedłeś tu dla mnie? – zapytała ciszej.
- No, nie dlatego, że niebo tutaj jest bardziej niebieskie – zaśmiał się z jej niezrozumiałej miny. Westchnął. – Dla ciebie.
- Ale – zaczęła, a Itachi zachęcił ją wzrokiem, by mówiła dalej. – Dziękuję. Nikt nigdy jeszcze nie zrezygnował dla mnie z czegoś.
- Nie ma za co – odparł i opadł na trawę. Przymknął powieki i wziął głęboki wdech. Sakura przypatrywała się jego czarnym jak smoła włosom, które rozsypały się po zieleni pod nim, komponując się finezyjnie. – Przyglądasz mi się. Mam coś na nosie? – zapytał. Dziewczynka podskoczyła.
- Skąd wiesz, że się patrzę? – zapytała niemalże z wyrzutem, tak naprawdę maskując zażenowanie i wstyd. Itachi otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Zamknij powieki – polecił, co Sakura wykonała od razu. – Weź głęboki oddech, wycisz się i wsłuchaj w serce.
- Dziwnie bije – oznajmiła po chwili.
- Dziwnie znaczy jak? – drążył.
- Niespokojnie – nie spodziewał się po niej takiej intuicji emocjonalnej. – Jakby coś było nie tak, ale… No, wiesz. Jakbym wiedziała, że mama patrzy na moje wybryki, ale wiedziałabym, że na mnie nie nakrzyczy. Rozumiesz? – z konsternacją starała się wyjaśnić Itachi ‘emu, co czuła. Rozbawiła go jej zacięta mina, a uroku jej skupieniu dodało delikatne otworzenie przez nią jednego oka.
- Tak, wiem – odpowiedział. – Muszę już iść – oznajmił po chwili, podnosząc się z ziemi.
- Dziękuję, że przyszedłeś – uśmiechnęła się delikatnie. Uchiha wyjął ze swoich włosów kilka źdźbeł trawy i poprawił kucyka.
- Nie masz nic przeciwko, gdybym przyprowadził jutro Sasuke? – zapytał na odchodnym. Obserwował, jak na jej twarzy pojawia się lekki grymas, a zaraz potem niepewność.
- Obiecałam Naruto, że zabiorę go tu ze sobą – odpowiedziała. – Nie przeszkadzałoby wam to?
- Nie – powiedział. – Myślę, że nie – pomachał jej na pożegnanie i zniknął w kłębach dymu. Wiedział, że przy następnej możliwej okazji Sakura poprosi go, by zrobił tak jeszcze raz. 

                Siedzieli na przygotowanym przez mamę Sakury kocu. W koszyku mieli kilka kanapek, wodę i po kawałku ciasta, a w misce trochę owoców. Naruto wydał trochę swoich oszczędności i kupił im po miseczce ramen.
- Chyba się najadłam za wszystkie czasy – jęknęła Sakura i opadła na koc, masując się po brzuchu. – Do domu to będziesz musiał mnie toczyć – rzuciła i obydwoje zaśmiali się głośno.
- Nie martw się, do tego czasu wszystko ci się ułoży – zapewnił ją blondyn i wstał z koca. Rozejrzał się wokoło. – Ładnie tutaj. Kiedy tu przychodzisz?
- Zawsze, gdy czuję się samotna – odparła i zamyśliła się. – Czyli codziennie.
- Aż tak często? – zdziwił się. Dziewczynka podniosła się na łokciach i zmierzyła go bacznym spojrzeniem.
- A ty nie czujesz się samotny? – zapytała. – Na przykład, kiedy śmieją się z ciebie, albo przezywają cię – wymieniła. Naruto podrapał się w tył głowy.
- Jest mi przykro, to fakt. Ale czuję się samotny, gdy widzę inne dzieci, które idą gdzieś ze swoimi rodzicami – usiadł koło niej i spojrzał w niebo.
- Zapomniałam – odparła speszona. – Tęsknisz za nimi? – przyglądała mu się z zaciekawieniem, ale w środku jej serce zabiło boleśniej.
- Tęsknię, ale wiem, że są tam – wskazał dłonią niebo – I czuwają nade mną. Patrzą, gdy się potknę, pomagają, gdy mam dość wszystkich ludzi i wiem – jego oczy zapłonęły nadzieją i determinacją. – Że będą patrzeć, gdy spełnię swoje największe marzenie – dodał.
- Jakie to marzenie? – zapytała nieśmiało. Chłopiec opuścił głowę i zmierzył ją rozochoconym wzrokiem.
- Zostanę hokage Wioski Ukrytej w Liściach! – zakrzyknął i podskoczył w miejscu. Młoda Haruno wpatrywała się w niego jak oczarowana. Chciała mieć tyle odwagi i nadziei na spełnienie swoich marzeń, co on. Pomimo, że jego rodzice nie żyli, ludzie byli mu przeciwni, on nie stracił radości.
- Życzę ci tego, Naruto – uśmiechnęła się radośnie, chociaż w sercu bała się, że ona nigdy nie osiągnie ani połowy ze swoich marzeń.
- A ty, Sakurcia? – zwrócił się do niej. – Jakie ty masz marzenia? – dziewczynka zawahała się chwilę.
- Nie chcę być przeciętna – odpowiedziała cichutko. – Chciałabym zostać medykiem i mieć dar chakry – podciągnęła kolana pod brodę i siłą pohamowała napływające do jej oczu gorące łzy. Jej lęki powróciły, chociaż od kilku dni potrafiła się im przeciwstawić. Teraz wypłynęły niczym oliwa na wodę i za nic nie chciały dać się stłumić.
- Ty nigdy nie będziesz przeciętna – żachnął się Naruto. Sakura pociągnęła nosem i podniosła na niego wielkie ze strachu, zielone oczy. – Masz różowe włosy! I oczy zielone jak trawa! – wyliczał. Dziewczynka patrzyła na niego jak zaczarowana nie wiedząc, co powiedzieć. Wymieniał w niej te rzeczy, które ona uznawała za koszmarne u samej siebie.
- Ale Naruto – próbowała coś powiedzieć, jednak chłopak nie dawał jej dojść do słowa.
- Nie ‘ale’ tylko to jest prawda – podparł się pod boki. – Czemu nie chcesz w to uwierzyć? – nie mógł tego pojąć, jak ktoś, kto nie ma w sobie żadnego potwora, ktoś kto ma rodziców, może nie widzieć u siebie tylu zalet. – Masz mamę i tatę, nie nosisz demona. Czego chcieć więcej? – nie popatrzyła na to od tej strony. Stwierdziła, że miał rację, jednak nie potrafiła pozbyć się tych lęków. 

                Nieraz słyszała, jak pani Yamanaka rozmawiała z jej mamą na jej temat. Wielokrotnie pytała się, dlaczego Sakura jest taka zlękniona, zahukana i niepewna siebie. Narzekała, że wszczyna bójki, jest niegrzeczna i nieusłuchana. Tak, jakby jej aniołek Ino była lepsza. Chłopczyca. Pyskowała, zadzierała nosa i nosiła się wysoko, jakby była podwórkowym hokage. Sakura nigdy z nią nie rozmawiała, bo Ino nie wyrażała takiej ochoty. Raczej mijały się, ale zielonooka wiedziała, jaka Yamanaka potrafi być.
- Wybacz – odparła, wyrywając się z zamyślenia. – Chyba o coś pytałeś – uśmiechnęła się słodko.
- Oj, Sakurcia – pokręcił głową. – Mniej bujania w obłokach – dodał.
- Oj, no weź – rzuciła niezadowolona. – Pomarzyć nie można? – zaczęła się z nim droczyć całkowicie zapominając, że mieli się dzisiaj spotkać z Itachim i Sasuke. Więc nie zauważyła, gdy do końca dnia bracia Uchiha nie zjawili się na polance.

- No to dobranoc, Naruto – pożegnała się z nowym kolegą i weszła do domu zamykając za sobą drzwi. Mama gotowała w kuchni kolację, a tata dziewczynki czytał w fotelu gazetę.
- Widzę, że moja księżniczka wróciła – odparł Hotaru, opuszczając na czubek nosa okulary.
- Tata! – wykrzyknęła radośnie i rzuciła się ojcu w ramiona. Jej tata miał dar chakry, mama nie. Haruno często wyruszał na długie i niebezpieczne misje, dlatego dziewczynka wykorzystywała każdy moment jego obecności, by się nim nacieszyć. Poza tym uwielbiała jego opowieści o swoich przygodach, często podkolorowanych, czasami ogładzonych.
- Co u ciebie, maleńka? – uwielbiała, gdy zwracał się do niej w ten sposób. Czuła się wtedy taka wyjątkowa, jakby dla niego istniała tylko ona. Cóż poradzić, ale relacja Sakury i jej ojca była idealnym obrazem relacji córeczki tatusia i samego taty.
- Byłam dzisiaj na pikniku z Naruto. Śmialiśmy się, biegaliśmy. A wiesz, że znalazłam takiego wielkiego robaka? – zapytała, kreśląc w powietrzu ogrom jego pancerzyka. Hotaru przysłuchiwał się jej w autentycznym zaciekawieniu, chociaż w najmroczniejszych kącikach jego umysłu czaiła się obawa. Nie o jej przyjaźń z Naruto, bo pan Haruno był jednym z niewielu ludzi, którzy realnie patrzyli na problem demona w wiosce. Wiedział, że nie ma co robić problemów tam, gdzie ich na razie nie ma. Bardziej martwił się, że syn państwa Uchiha już przejawił swoje zdolności użycia chakry, podobnie jak sam Naruto, a ona jeszcze nie. Chciał, aby była shinobi i spełniła swoje marzenia i miał w to wiarę. Bał się, że gdyby się okazało, że jest normalna, bez tych zdolności, to mogłaby się załamać. – Tato, czy ty mnie słuchasz!? – oburzyła się.
- Oczywiście, kochanie – zapewnił ją mężczyzna. Obdarzył swoją żonę ukradkowym spojrzeniem. Rin patrzyła na niego z kuchni wzrokiem mówiącym ‘wiem, czym się martwisz’. Poczuł ulgę, że nie był w tych obawach osamotniony. 

                Na drugi dzień Naruto nie przyszedł na polankę, ale Sakura nie martwiła się. Mama jej powiedziała, że został wezwany do hokage, jak co kilka dni, na meldunek, czy wszystko z nim w porządku. Bez towarzystwa Sakura włóczyła się po podwórku szukając jakiegoś zajęcia.
- Patrzcie – usłyszała za plecami głos jednego z dzieci. – Wielko-czoła wyszła ze swojej jaskini!
- Tak – podchwycił kolejny głos. – Brzydula wyłoniła się ze swoich lochów! – do oczu Sakury napłynęły łzy. Próbowała się uspokoić, ale okazało się, że bez Naruto nie czuje się tak pewna siebie. Stał się jej bliski i to dawało jej siły, by nie pokazywać po sobie, jak bardzo bolą ją te nieprzyjemne uwagi. Teraz Naruto koło niej nie było i to sprawiło, że wypuściła z oczu łzy i uciekła w tylko sobie znanym kierunku. 

                Siedziała na trawie polany i płakała. Łkała, a łzy rzewnie spływały po jej policzkach, rozbijając się na jej kolanach. Chciała, aby Naruto tu był i ją pocieszył. Tęskniła za nim, chociaż nie było go raptem jeden dzień. I to na dodatek nie cały.
- Przestań płakać – usłyszała za plecami. Pociągnęła nosem i wysunęła bojowniczo podbródek.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytała, gdy Ino usiadła po jej lewej stronie.
- Powiedziałam im, że sami nie są lepsi – rzuciła blondynka o ślicznych, błękitnych oczach. Sakura wyprostowała się powoli. – Nazwałam ich tchórzami, ale oni to nic w porównaniu do ciebie! – zielonooka pokręciła ze zdziwienia głową.
- Przyszłaś tutaj, żeby mnie obrażać!? – zdenerwowała się, a żyłka zaczęła pulsować na jej czole. Jeszcze nigdy nie poczuła takiej nieokiełznanej złości. Dosłownie nie wiedziała, gdzie ma podziać ręce, żeby te nie dosięgły twarzy Yamanaki. Miała wrażenie, jakby przez jej ciało przebiegły małe impulsy elektryczne, ale zwaliła to na wściekłość.
- Nie – odparła odważnie. – Przyszłam, żeby tobą potrząsnąć – oznajmiła. – Jak będziesz im pokazywać, że cię bolą ich uwagi to oni nigdy nie przestaną – dodała. Sakura zagryzła wargi i zamyśliła się, dostrzegając w słowach Ino wiele prawdy. No, bo gdyby im pokazała, że ją to nie interesuje, co o niej wygadują, a nawet przemówiła im do rozumu? Może wtedy spojrzeliby na nią jak na odważną osobę?
- Naprawdę mam wielkie czoło? – zapytała cicho. Ino westchnęła zirytowana. Sięgnęła do kieszeni swoich spodenek i wyjęła z nich czerwoną chustkę. – Obróć się do mnie przodem.
- Ale co chcesz zrobić? – zapytała niepewnie Haruno.
- A możesz przestać gadać i się obrócić? – mruknęła Ino i ponagliła ją wzrokiem. Zielonooka wykonała jej polecenie. Yamanaka wykonała z materiału opaskę i spięła nią grzywkę Sakury, która opadała na jej czoło kryjąc mankament urody dziewczynki. Na czubku jej głowy prezentowała się teraz śliczna kokarda. – Masz ładne czoło i nie musisz się martwić. Powinnaś chodzić z uniesioną głową – odparła. – Moja mama tak mówi. Nie należy pozwalać ludziom niszczyć sobie życia – dodała.
- Dziękuję – szepnęła zielonooka.
- To co? – zapytała Yamanaka i wyciągnęła w jej stronę rękę. – Przyjaciółki? – twarz Sakury rozpromieniła się. Ujęła energicznie dłoń blondynki i skinęła głową.
- Przyjaciółki.  
_______________________________________________________________________________________________________________

Wybaczcie mi tyle zwłoki, ale musiałam pomyśleć, zanim to napisałam. Wiem, że opuściłam się strasznie, ale spoglądając na listę blogów, które czytam, widzę, że nie tylko ja mam postój. Bardzo mnie to martwi, bo ja rzeczywiście strasznie się rozleniwiłam. Nie chcę zepsuć tej partówki, więc poświęcę jej więcej czasu. Chciałabym, abyście złapali to, co chcę Wam przekazać. A to niestety nie należy do najłatwiejszych zadań. Mam nadzieję, że podobała Wam się ta część. Tak, jak pisałam w swoim informatorze, że przewiduję na ten pomysł cztery części. A więc do następnego :)

3 komentarze:

  1. Taki niestety okres ze prawie wszyscy maja zastoj, rok szkolny sie zbliza, jeszcze sesja u was jest. Ja naszczescie mam to wszystko za soba i tak jak napisalam na Bonds, postaram sie moja przerwe do pazdziernika wykorzystac w znacznym stopniu ;)
    O jezu... nawet nie wiesz jak lekko czytało się tą pierwszą część partówki, nie mam pojęcia nawet kiedy ją przeczytałam, łaknąc więcej i więcej ;) No cóż mój apetyt na twoje opowiadania jak sama widzisz nigdy nie jest zapełniony hihihi ;) Ale cierpliwie będę czekać na dalsze perypetie bohaterów 'Naruto'.
    Taka dziecinna sielanka, która tak naprawdę nie była sielanką. I mam wrażenie że ta sielanka zostanie jeszcze bardziej zakłucona przez to co wydarzy się z klanem Uchiha, mam rację? W końcu dla Sakury byłoby szokiem dowiedzenie się że osoba, z którą tyle rozmawiała i która była dla niej miła, byłaby zdolna to tak karygodnego czynu.. ;)
    Nie pozostaje mi nic, jak tylko czekać na nowego newsa u ciebie ;)
    Pozdrawiam cieplutko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, siedzę i się smucę, a tu nagle niespodzianka :) Strasznie się cieszę, że już dodałaś pierwszą część tej partówki, i oczywiście czekam na więcej! Podoba mi się ten nastrój, bo teoretycznie jest jeszcze spokojnie, a coś się jednak czai w tle. Mam nadzieję, że szybko napiszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eno... Partówka została napisana w zadowalającym stopniu, co mnie cieszy. ^ ^
    Choć wyłapałam kilka literówek, to czytało się bardzo swobodnie pierwszą część partówki xD I zaraz zabieram się za kolejne :P
    Bardzo ciekawi mnie dlaczego bracia Uchiha nie pojawili się na pikniku... Zapewne wyjaśnisz to dopiero w następnej części :PPP
    Ciekawy miałaś pomysł, aby pisać o tym jak byli mali :D
    No nic, czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń