Słońce
unosiło się wysoko nad horyzontem, gdy pewna różowowłosa dziewczynka siedziała
samotnie na huśtawce i czubkiem buta kopała kamyki znajdujące się nieopodal jej
nóg. Minę miała zamyśloną, podczas gdy jej rówieśnicy bawili się w piaskownicy
obok, śmiejąc się i wygłupiając beztrosko.
- Hej, wielko-czoła! - zawołał
jakiś chłopak, starszy od niej o rok czy dwa. Dziewczynka zgarbiła się
nieznacznie, ale nie odpowiedziała na zaczepkę. Znużona ciągłym dokuczaniem ze
strony dzieci z placu zeszła z huśtawki i spacerkiem ruszyła w kierunku
niewielkiej polany, skrytej za polem treningowym numer pięć. Zawsze, kiedy
przechodziła obok wielkiej łąki, uwielbiała obserwować z ukrycia, jak starsze
dzieci trenują różne ataki, rzuty bronią i kontrolę swojej chakry. Marzyła, by
kiedyś okazało się, że i ona jest naznaczona tym darem. Wtedy już nie
nazywaliby jej wielko-czoła. Wtedy miałaby już imię i nazwisko.
Gdy zerknęła
na trening, zamarła. Na końcu pola, nieopodal starej wiśni, stał chłopak, na
którego uwielbiała spoglądać i zawsze peszyła się, gdy ją na tym przyłapywał.
Miał długie, czarne włosy i taką piękną, bladą twarz, a gdy uśmiechał się do
niej to odwracała się na pięcie i uciekała najdalej, jak mogła. Wiedziała, że
jest z rodu Uchiha, i że ma brata, ale jego nigdy nie obserwowała. Zawsze
chodził z mamą na zakupy i rzadko pojawiał się na placu. Często myślała, że
jest wyrzutkiem, tak jak ona czy ten drugi. Ten od potwora.
Naruto, bo
chyba tak miał na imię, z nikim nie rozmawiał. Często widziała, jak wodzi
tęsknym spojrzeniem za dziećmi bawiącymi się w parku, ale nigdy do nich nie
podchodził. Kiedy przez przypadek dosięgła go zbłąkana piłka, aż wyrywał się do
zabawy. Inni jednak uciekali przed nim, co sprawiało mu przykrość. Odrzucał im
wtedy zabawkę i wracał w swoje stare miejsce, czyli na kłodę powalonego drzewa
i ponownie błądził smutnymi oczami za skaczącymi i roześmianymi rówieśnikami.
Dziewczynka nieraz zatrzymywała się w oddali i współczuła mu, jednak nigdy nie
podeszła bliżej.
Czemu?
Zadawała sobie to pytanie zawsze, ilekroć mijała powalone drzewo, ale nigdy nie
potrafiła sobie na nie odpowiedzieć. Może takie już było jego przeznaczenie?
Chłopiec z demonem, który nigdy nie znajdzie przyjaciół? Sama stawała się
wyrzutkiem. Chodziła samotnie po terenach Konoha i odkrywała coraz to nowsze
skróty. Wyobrażała sobie wtedy, że jest ninja i wyrusza z tajną misją
inwigilacji okolicy, aż nie zostanie zdemaskowana i pojmana przez wroga, czyli
inne dzieci. Wtedy uciekała do bazy, czyli domu i tam zdawała sprawozdanie
swojemu hokage, mamie, opowiadając co ciekawego się dzisiaj wydarzyło. Wszystko
odbywało się w ścisłych procedurach i obie miały wtedy niezłą zabawę. Ale
nadchodził moment, gdy znów musiała się zmierzyć z innymi dziećmi i wtedy było
jej ciężko. Uciekała do swojej samotni i tam spędzała nieraz czas od rana do
wieczora.
Dzisiaj też
tak było. Znów jej dokuczali i musiała uwolnić się od tego wszystkiego, a szum
wiatru i szelest strumyka pomagał jej w ukojeniu żalu do świata. Opadła na
polanę i wplotła palce w trawę. Obserwowała, jak biało-szare obłoki leniwie
posuwały się po niebie, swoim rytmem zasłaniając jej co jakiś czas dostęp do
promieni słonecznych. W pewnej chwili zaśmiała się z całą dziecięcą beztroską,
ale ten śmiech dla kogoś dorosłego był pełen smutku i pretensji do świata.
- Lubisz tu przychodzić? -
poderwała się na równe nogi. Na widok długowłosego chłopaka zarumieniła się i
spuściła wzrok na czubek swoich butów. Skinęła nieznacznie głową i splotła ze
sobą palce obu dłoni, nerwowo wykręcając je w każdą stronę. - Denerwujesz się?
- zaśmiał się pogodnie, a różowowłosa z zawstydzeniem ponownie skinęła głową.
Ten piękny chłopiec rozmawiał z NIĄ! Z wielko-czołą! Na dodatek ma dar chakry i
jest ze wspaniałego klanu Uchiha!
- Jesteś Sakura Haruno, prawda? -
przeniosła na niego przestraszone spojrzenie.
- Nikt tak na mnie nie mówi -
poprawiła go cichym i niepewnym głosem.
- Jak to? - zwrócił się do niej
zdziwiony. - Przecież tak masz na imię - w jego stwierdzeniu kryło się
zapytanie, więc rezolutnie skinęła głową. - No, więc w czym problem? - podszedł
do niej powolnym krokiem.
- Wołają na mnie wielko-czoła -
odparła z rezerwą. Chłopak wyciągnął w jej stronę dłoń i przeczesał jej włosy,
jednocześnie odgarniając je z czoła Sakury. - Nie... - zaprotestowała sparaliżowana.
Nie chciała, by ten śliczny chłopak zobaczył jej defekt.
- Ja jestem Itachi.
- Wiem - odpowiedziała i szybko
opuściła grzywkę na odsłonięte czoło. - Masz brata, Sasuke, ale on nie bawi się
z nami. Chodzi z waszą mamą na zakupy i jest takim samym wyrzutkiem jak my -
odparła rzeczowo. Itachi zaśmiał się w głos, a Sakura dopiero wtedy zrozumiała,
co powiedziała i jakie mogłyby być tego konsekwencje. - Przepraszam, nie
chciałam powiedzieć nic złego - dodała pospiesznie. Poczuła się źle. - Idź na
trening, bo twój sensei będzie zły - z powrotem opadła na trawę i zamyśliła
się.
- Do zobaczenia jutro -
odpowiedział i odszedł machając do niej, ale Sakura nie widziała tego gestu.
Leżała na ciepłej ziemi i krzyczała na siebie w duchu za tak bezczelne zachowanie.
Jednak przez tę złość przebijała się radość ze spotkania z Itachim. Był miły i
nie śmiał się z niej, co wywołało na jej twarzy głupi uśmiech. Przeciągnęła się
rozkosznie i wstała.
- Pora wracać do domu - rzuciła
pod nosem widząc chylące się ku zachodowi słońce. Ruszyła przez las omijając
pole treningowe w obawie, że spotka tam Itachiego. Niby nic złego się nie
stało, ale wolała odwlec spotkanie z nim do jutra. Przedarła się więc przez
dzikie maliny, a gdy z nich wyszła syknęła z bólu. Całe nogi, od kolan po
kostki, miała poharatane od ostrych kolców krzewu. Z trudem stłumiła łzy i
ruszyła w dalszą drogę.
Zatrzymała
się przed niewielkim strumykiem i nabrała w dłonie trochę wody, którą następnie
obmyła zranioną skórę. Chłód płynu złagodził pieczenie, więc pewniejszym
krokiem ruszyła w dalszą drogę. Pech jednak chciał, że gdy próbowała
przeskoczyć z kamienia na kamień, jej noga poślizgnęła się i dziewczynka
spadła. Zsuwała się po śliskiej trawie starając uchwycić się jakiejkolwiek
gałęzi. Nim znalazła cokolwiek, czego mogłaby się przytrzymać, wylądowała
wprost przy złamanym drzewie, na którym siadywał chłopiec z demonem.
Przestraszona chciała wstać, ale ból skręconej kostki uniemożliwiał jej
swobodne poruszanie się. Rozejrzała się czujnie po całym terenie w poszukiwaniu
wyrzutka, ale na jej szczęście nie było go tu.
- Baka! - skarciła się głośno. -
Przecież nie ma się czego bać - starała się uspokoić.
- Co tu robisz? - na dźwięk jego
głosy cała zesztywniała. Nie było w nim wrogości ani żadnych negatywnych emocji.
Słyszała tylko ciekawość zmieszaną z radością. 'Tylko spokojnie, Sakura. '
uspokajała się w myślach, ale, o dziwo, nie czuła panicznej chęci ucieczki.
Spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem.
Miał
cudownie niebieskie oczy, które patrzyły na nią z fascynacją i ubóstwieniem.
Były takie szczere, bezbronne i błyszczące. Jego blond czupryna była potargana
od biegu przez las i na pewni nie dała się tak łatwo ujarzmić. Postanowiła nie
gapić się na niego jak sroka w gnat, tylko odezwać się wreszcie w jakiś
sensowny i logiczny sposób.
- Biegłam przez las i
poślizgnęłam się na kamieniu - wyjaśniła. - No i chyba skręciłam kostkę - jak
na komendę kontuzja odezwała się tępym, pulsującym bólem.
- Pomogę ci! Nie martw się, ze
mną nie zginiesz! - krzyczał, biegając tam i z powrotem jakby był nadpobudliwy.
Sakura obserwowała go nie kryjąc swojego rozbawienia.
- Spokojnie - zachichotała cicho.
- Przecież nie ucieknę, Naruto - na dźwięk swojego imienia zamarł. Dziewczynka
przestraszona obserwowała jego zastygłą bez wyrazu twarz. - Nie chciałam cię
urazić, przepraszam - zarumieniła się. Dzisiaj już drugi raz kogoś obraziła, co
utwierdziło ją w fakcie, że jest beznadziejna.
- Nie, nie! - Naruto zaczął
machać gwałtownie rękami. Uśmiechnął się do niej krzywo, drapiąc się
jednocześnie w potylicę. - Tylko nikt nigdy nie mówił mi po imieniu. Zawsze
'potwór' albo 'wyrzutek' - Sakura zauważyła zrezygnowanie na jego twarzy, ale
nie był zły.
- Na mnie mówią wielko-czoła -
odparła z uśmiechem.
- Głupki! - uniósł się chłopiec.
- Gdzie tam wielko-czoła! Raczej Wisienka - zarumienił się na to stwierdzenie,
ale to Sakura przybrała w tym momencie kolor dojrzałej wiśni.
Nie widziała
w nim niczego złego. Miał demona, ale z nim walczył i starał się być normalny.
Nikt z wioski nie wiedział, jak bardzo musiał się starać. W niczym nie zawinił,
a nosił zbyt ciężkie brzemię, jak na jego wątłe, dziecięce barki. Nie rozumiał,
czym jest odrzucenie i dlaczego to właśnie od jest wyrzutkiem. Strach sprawiał,
że ludzie posuwali się do najgorszych słów i czynów, byle tylko być w
bezpiecznej odległości od zagrożenia. Sakura poczuła do niego nić sympatii.
- To co? Pomożesz mi? - zapytała
po chwili krępującego milczenia. Skinął głową i pomógł jej wstać. Razem, krok
po kroku, dotarli pod jej dom.
- Sakura! - usłyszała krzyk
swojej mamy, która wybiegła przed dom na widok swojej córki.
- Nic mi nie jest - zapewniła ją
dziewczynka, gdy kobieta bacznie oglądała jej skaleczenia i zwichniętą kostkę.
- Mamo, czy Naruto może zjeść z nami kolację? - Rin zamarła na dźwięk jego
imienia.
- Uzumaki Naruto? - zapytała
spoglądając na chłopca, chociaż dokładnie wiedziała, że to on. Temperament
dziedziczył po Kushinie, ale z wyglądu był kropla w krople jak Minato.
- Znałam twoich rodziców -
odparła. Chłopiec wyraźnie ożywił się na wzmiankę o mamie i tacie. Chciał
poznać jak najwięcej z ich życia, bo samemu nigdy już ich nie spotka. Nie w tym
wcieleniu. Rin uśmiechnęła się, ale widać było, że wspomnienie wymienionych
osób sprawiło jej ból.
- To może czy nie? - Sakura
niecierpliwie ciągnęła mamę za skraj bluzki. Rin, wyrwana ze wspomnień,
uśmiechnęła się ciepło do chłopca.
- Oczywiście, chodźcie -
zaobserwowała, jak Naruto podaje Sakurze rękę i pomaga jej wejść do domu. Jej
serce zatrzepotało boleśnie, ale zignorowała smutek, jaki w niej tkwił i weszła
za dziećmi, zamykając za sobą drzwi.
Od tego dnia
Naruto był częstym bywalcem w domu Haruno, co jednak nie pomogło mu w zdobyciu
zaufania innych. Ludzie wciąż byli przerażeni obecnością demona w ich wiosce.
Nie wiedzieli tylko, że ich niechęć karmiła Lisa o Dziewięciu Ogonach, który
rósł w siłę.
Z Itachim
zobaczyła się kilka dni później, gdy leżała na tej samej łące i obserwowała
przesuwające się po niebie chmury, aż ktoś ich jej nie przysłonił. Tym kimś,
kto rzucił cień na jej twarz, był właśnie starszy z braci Uchiha.
- Przyszłaś - wpatrywał się w jej
wielkie, zielone oczy, których inne dzieci panicznie się bały.
- Jak co dzień - odparła i
usiadła, prostując się. – Skończyłeś trening? – zapytała i poklepała miejsce
obok siebie. Chłopak skorzystał z jej zaproszenia i przysiadł na piętach,
kiwając się w przód i w tył.
- Tak jakby – rzucił tajemniczo.
Przeniósł swoje spojrzenie z nieboskłonu na jej zdziwioną twarz. Jej oczy
patrzyły na niego w zaciekawieniu. – Wyszedłem troszkę wcześniej – wyjaśnił.
- Ale twój sensei nie był zły? –
zapytała, skubiąc źdźbła trawy.
- Myślę, że nie – odparł po
chwili zastanowienia. – Powiedziałem mu, że ktoś na mnie czeka i zgodził się –
dodał, obserwując jak jej gesty zamierają.
- Przyszedłeś tu dla mnie? –
zapytała ciszej.
- No, nie dlatego, że niebo tutaj
jest bardziej niebieskie – zaśmiał się z jej niezrozumiałej miny. Westchnął. –
Dla ciebie.
- Ale – zaczęła, a Itachi
zachęcił ją wzrokiem, by mówiła dalej. – Dziękuję. Nikt nigdy jeszcze nie
zrezygnował dla mnie z czegoś.
- Nie ma za co – odparł i opadł
na trawę. Przymknął powieki i wziął głęboki wdech. Sakura przypatrywała się
jego czarnym jak smoła włosom, które rozsypały się po zieleni pod nim,
komponując się finezyjnie. – Przyglądasz mi się. Mam coś na nosie? – zapytał.
Dziewczynka podskoczyła.
- Skąd wiesz, że się patrzę? – zapytała
niemalże z wyrzutem, tak naprawdę maskując zażenowanie i wstyd. Itachi otworzył
oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Zamknij powieki – polecił, co
Sakura wykonała od razu. – Weź głęboki oddech, wycisz się i wsłuchaj w serce.
- Dziwnie bije – oznajmiła po
chwili.
- Dziwnie znaczy jak? – drążył.
- Niespokojnie – nie spodziewał się
po niej takiej intuicji emocjonalnej. – Jakby coś było nie tak, ale… No, wiesz.
Jakbym wiedziała, że mama patrzy na moje wybryki, ale wiedziałabym, że na mnie
nie nakrzyczy. Rozumiesz? – z konsternacją starała się wyjaśnić Itachi ‘emu, co
czuła. Rozbawiła go jej zacięta mina, a uroku jej skupieniu dodało delikatne
otworzenie przez nią jednego oka.
- Tak, wiem – odpowiedział. –
Muszę już iść – oznajmił po chwili, podnosząc się z ziemi.
- Dziękuję, że przyszedłeś –
uśmiechnęła się delikatnie. Uchiha wyjął ze swoich włosów kilka źdźbeł trawy i
poprawił kucyka.
- Nie masz nic przeciwko, gdybym
przyprowadził jutro Sasuke? – zapytał na odchodnym. Obserwował, jak na jej
twarzy pojawia się lekki grymas, a zaraz potem niepewność.
- Obiecałam Naruto, że zabiorę go
tu ze sobą – odpowiedziała. – Nie przeszkadzałoby wam to?
- Nie – powiedział. – Myślę, że
nie – pomachał jej na pożegnanie i zniknął w kłębach dymu. Wiedział, że przy
następnej możliwej okazji Sakura poprosi go, by zrobił tak jeszcze raz.
Siedzieli
na przygotowanym przez mamę Sakury kocu. W koszyku mieli kilka kanapek, wodę i
po kawałku ciasta, a w misce trochę owoców. Naruto wydał trochę swoich
oszczędności i kupił im po miseczce ramen.
- Chyba się najadłam za wszystkie
czasy – jęknęła Sakura i opadła na koc, masując się po brzuchu. – Do domu to
będziesz musiał mnie toczyć – rzuciła i obydwoje zaśmiali się głośno.
- Nie martw się, do tego czasu
wszystko ci się ułoży – zapewnił ją blondyn i wstał z koca. Rozejrzał się
wokoło. – Ładnie tutaj. Kiedy tu przychodzisz?
- Zawsze, gdy czuję się samotna –
odparła i zamyśliła się. – Czyli codziennie.
- Aż tak często? – zdziwił się.
Dziewczynka podniosła się na łokciach i zmierzyła go bacznym spojrzeniem.
- A ty nie czujesz się samotny? –
zapytała. – Na przykład, kiedy śmieją się z ciebie, albo przezywają cię –
wymieniła. Naruto podrapał się w tył głowy.
- Jest mi przykro, to fakt. Ale
czuję się samotny, gdy widzę inne dzieci, które idą gdzieś ze swoimi rodzicami –
usiadł koło niej i spojrzał w niebo.
- Zapomniałam – odparła speszona.
– Tęsknisz za nimi? – przyglądała mu się z zaciekawieniem, ale w środku jej
serce zabiło boleśniej.
- Tęsknię, ale wiem, że są tam –
wskazał dłonią niebo – I czuwają nade mną. Patrzą, gdy się potknę, pomagają,
gdy mam dość wszystkich ludzi i wiem – jego oczy zapłonęły nadzieją i
determinacją. – Że będą patrzeć, gdy spełnię swoje największe marzenie – dodał.
- Jakie to marzenie? – zapytała nieśmiało.
Chłopiec opuścił głowę i zmierzył ją rozochoconym wzrokiem.
- Zostanę hokage Wioski Ukrytej w
Liściach! – zakrzyknął i podskoczył w miejscu. Młoda Haruno wpatrywała się w
niego jak oczarowana. Chciała mieć tyle odwagi i nadziei na spełnienie swoich
marzeń, co on. Pomimo, że jego rodzice nie żyli, ludzie byli mu przeciwni, on
nie stracił radości.
- Życzę ci tego, Naruto –
uśmiechnęła się radośnie, chociaż w sercu bała się, że ona nigdy nie osiągnie
ani połowy ze swoich marzeń.
- A ty, Sakurcia? – zwrócił się
do niej. – Jakie ty masz marzenia? – dziewczynka zawahała się chwilę.
- Nie chcę być przeciętna –
odpowiedziała cichutko. – Chciałabym zostać medykiem i mieć dar chakry – podciągnęła
kolana pod brodę i siłą pohamowała napływające do jej oczu gorące łzy. Jej lęki
powróciły, chociaż od kilku dni potrafiła się im przeciwstawić. Teraz wypłynęły
niczym oliwa na wodę i za nic nie chciały dać się stłumić.
- Ty nigdy nie będziesz
przeciętna – żachnął się Naruto. Sakura pociągnęła nosem i podniosła na niego
wielkie ze strachu, zielone oczy. – Masz różowe włosy! I oczy zielone jak
trawa! – wyliczał. Dziewczynka patrzyła na niego jak zaczarowana nie wiedząc,
co powiedzieć. Wymieniał w niej te rzeczy, które ona uznawała za koszmarne u
samej siebie.
- Ale Naruto – próbowała coś
powiedzieć, jednak chłopak nie dawał jej dojść do słowa.
- Nie ‘ale’ tylko to jest prawda –
podparł się pod boki. – Czemu nie chcesz w to uwierzyć? – nie mógł tego pojąć,
jak ktoś, kto nie ma w sobie żadnego potwora, ktoś kto ma rodziców, może nie
widzieć u siebie tylu zalet. – Masz mamę i tatę, nie nosisz demona. Czego
chcieć więcej? – nie popatrzyła na to od tej strony. Stwierdziła, że miał
rację, jednak nie potrafiła pozbyć się tych lęków.
Nieraz
słyszała, jak pani Yamanaka rozmawiała z jej mamą na jej temat. Wielokrotnie
pytała się, dlaczego Sakura jest taka zlękniona, zahukana i niepewna siebie. Narzekała,
że wszczyna bójki, jest niegrzeczna i nieusłuchana. Tak, jakby jej aniołek Ino
była lepsza. Chłopczyca. Pyskowała, zadzierała nosa i nosiła się wysoko, jakby
była podwórkowym hokage. Sakura nigdy z nią nie rozmawiała, bo Ino nie wyrażała
takiej ochoty. Raczej mijały się, ale zielonooka wiedziała, jaka Yamanaka
potrafi być.
- Wybacz – odparła, wyrywając się
z zamyślenia. – Chyba o coś pytałeś – uśmiechnęła się słodko.
- Oj, Sakurcia – pokręcił głową. –
Mniej bujania w obłokach – dodał.
- Oj, no weź – rzuciła niezadowolona.
– Pomarzyć nie można? – zaczęła się z nim droczyć całkowicie zapominając, że
mieli się dzisiaj spotkać z Itachim i Sasuke. Więc nie zauważyła, gdy do końca
dnia bracia Uchiha nie zjawili się na polance.
- No to dobranoc, Naruto – pożegnała się z nowym kolegą i weszła do domu zamykając za sobą drzwi. Mama gotowała w kuchni kolację, a tata dziewczynki czytał w fotelu gazetę.
- Widzę, że moja księżniczka
wróciła – odparł Hotaru, opuszczając na czubek nosa okulary.
- Tata! – wykrzyknęła radośnie i
rzuciła się ojcu w ramiona. Jej tata miał dar chakry, mama nie. Haruno często
wyruszał na długie i niebezpieczne misje, dlatego dziewczynka wykorzystywała
każdy moment jego obecności, by się nim nacieszyć. Poza tym uwielbiała jego
opowieści o swoich przygodach, często podkolorowanych, czasami ogładzonych.
- Co u ciebie, maleńka? –
uwielbiała, gdy zwracał się do niej w ten sposób. Czuła się wtedy taka
wyjątkowa, jakby dla niego istniała tylko ona. Cóż poradzić, ale relacja Sakury
i jej ojca była idealnym obrazem relacji córeczki tatusia i samego taty.
- Byłam dzisiaj na pikniku z
Naruto. Śmialiśmy się, biegaliśmy. A wiesz, że znalazłam takiego wielkiego
robaka? – zapytała, kreśląc w powietrzu ogrom jego pancerzyka. Hotaru
przysłuchiwał się jej w autentycznym zaciekawieniu, chociaż w najmroczniejszych
kącikach jego umysłu czaiła się obawa. Nie o jej przyjaźń z Naruto, bo pan
Haruno był jednym z niewielu ludzi, którzy realnie patrzyli na problem demona w
wiosce. Wiedział, że nie ma co robić problemów tam, gdzie ich na razie nie ma.
Bardziej martwił się, że syn państwa Uchiha już przejawił swoje zdolności
użycia chakry, podobnie jak sam Naruto, a ona jeszcze nie. Chciał, aby była shinobi
i spełniła swoje marzenia i miał w to wiarę. Bał się, że gdyby się okazało, że
jest normalna, bez tych zdolności, to mogłaby się załamać. – Tato, czy ty mnie
słuchasz!? – oburzyła się.
- Oczywiście, kochanie – zapewnił
ją mężczyzna. Obdarzył swoją żonę ukradkowym spojrzeniem. Rin patrzyła na niego
z kuchni wzrokiem mówiącym ‘wiem, czym się martwisz’. Poczuł ulgę, że nie był w
tych obawach osamotniony.
Na
drugi dzień Naruto nie przyszedł na polankę, ale Sakura nie martwiła się. Mama
jej powiedziała, że został wezwany do hokage, jak co kilka dni, na meldunek,
czy wszystko z nim w porządku. Bez towarzystwa Sakura włóczyła się po podwórku
szukając jakiegoś zajęcia.
- Patrzcie – usłyszała za plecami
głos jednego z dzieci. – Wielko-czoła wyszła ze swojej jaskini!
- Tak – podchwycił kolejny głos. –
Brzydula wyłoniła się ze swoich lochów! – do oczu Sakury napłynęły łzy.
Próbowała się uspokoić, ale okazało się, że bez Naruto nie czuje się tak pewna
siebie. Stał się jej bliski i to dawało jej siły, by nie pokazywać po sobie,
jak bardzo bolą ją te nieprzyjemne uwagi. Teraz Naruto koło niej nie było i to
sprawiło, że wypuściła z oczu łzy i uciekła w tylko sobie znanym kierunku.
Siedziała
na trawie polany i płakała. Łkała, a łzy rzewnie spływały po jej policzkach,
rozbijając się na jej kolanach. Chciała, aby Naruto tu był i ją pocieszył.
Tęskniła za nim, chociaż nie było go raptem jeden dzień. I to na dodatek nie cały.
- Przestań płakać – usłyszała za
plecami. Pociągnęła nosem i wysunęła bojowniczo podbródek.
- Czego ode mnie chcesz? –
zapytała, gdy Ino usiadła po jej lewej stronie.
- Powiedziałam im, że sami nie są
lepsi – rzuciła blondynka o ślicznych, błękitnych oczach. Sakura wyprostowała
się powoli. – Nazwałam ich tchórzami, ale oni to nic w porównaniu do ciebie! –
zielonooka pokręciła ze zdziwienia głową.
- Przyszłaś tutaj, żeby mnie
obrażać!? – zdenerwowała się, a żyłka zaczęła pulsować na jej czole. Jeszcze
nigdy nie poczuła takiej nieokiełznanej złości. Dosłownie nie wiedziała, gdzie
ma podziać ręce, żeby te nie dosięgły twarzy Yamanaki. Miała wrażenie, jakby
przez jej ciało przebiegły małe impulsy elektryczne, ale zwaliła to na
wściekłość.
- Nie – odparła odważnie. –
Przyszłam, żeby tobą potrząsnąć – oznajmiła. – Jak będziesz im pokazywać, że
cię bolą ich uwagi to oni nigdy nie przestaną – dodała. Sakura zagryzła wargi i
zamyśliła się, dostrzegając w słowach Ino wiele prawdy. No, bo gdyby im
pokazała, że ją to nie interesuje, co o niej wygadują, a nawet przemówiła im do
rozumu? Może wtedy spojrzeliby na nią jak na odważną osobę?
- Naprawdę mam wielkie czoło? –
zapytała cicho. Ino westchnęła zirytowana. Sięgnęła do kieszeni swoich spodenek
i wyjęła z nich czerwoną chustkę. – Obróć się do mnie przodem.
- Ale co chcesz zrobić? –
zapytała niepewnie Haruno.
- A możesz przestać gadać i się
obrócić? – mruknęła Ino i ponagliła ją wzrokiem. Zielonooka wykonała jej
polecenie. Yamanaka wykonała z materiału opaskę i spięła nią grzywkę Sakury,
która opadała na jej czoło kryjąc mankament urody dziewczynki. Na czubku jej
głowy prezentowała się teraz śliczna kokarda. – Masz ładne czoło i nie musisz
się martwić. Powinnaś chodzić z uniesioną głową – odparła. – Moja mama tak
mówi. Nie należy pozwalać ludziom niszczyć sobie życia – dodała.
- Dziękuję – szepnęła zielonooka.
- To co? – zapytała Yamanaka i
wyciągnęła w jej stronę rękę. – Przyjaciółki? – twarz Sakury rozpromieniła się.
Ujęła energicznie dłoń blondynki i skinęła głową.
- Przyjaciółki.
_______________________________________________________________________________________________________________
Wybaczcie mi tyle zwłoki, ale musiałam pomyśleć, zanim to napisałam. Wiem, że opuściłam się strasznie, ale spoglądając na listę blogów, które czytam, widzę, że nie tylko ja mam postój. Bardzo mnie to martwi, bo ja rzeczywiście strasznie się rozleniwiłam. Nie chcę zepsuć tej partówki, więc poświęcę jej więcej czasu. Chciałabym, abyście złapali to, co chcę Wam przekazać. A to niestety nie należy do najłatwiejszych zadań. Mam nadzieję, że podobała Wam się ta część. Tak, jak pisałam w swoim informatorze, że przewiduję na ten pomysł cztery części. A więc do następnego :)
Taki niestety okres ze prawie wszyscy maja zastoj, rok szkolny sie zbliza, jeszcze sesja u was jest. Ja naszczescie mam to wszystko za soba i tak jak napisalam na Bonds, postaram sie moja przerwe do pazdziernika wykorzystac w znacznym stopniu ;)
OdpowiedzUsuńO jezu... nawet nie wiesz jak lekko czytało się tą pierwszą część partówki, nie mam pojęcia nawet kiedy ją przeczytałam, łaknąc więcej i więcej ;) No cóż mój apetyt na twoje opowiadania jak sama widzisz nigdy nie jest zapełniony hihihi ;) Ale cierpliwie będę czekać na dalsze perypetie bohaterów 'Naruto'.
Taka dziecinna sielanka, która tak naprawdę nie była sielanką. I mam wrażenie że ta sielanka zostanie jeszcze bardziej zakłucona przez to co wydarzy się z klanem Uchiha, mam rację? W końcu dla Sakury byłoby szokiem dowiedzenie się że osoba, z którą tyle rozmawiała i która była dla niej miła, byłaby zdolna to tak karygodnego czynu.. ;)
Nie pozostaje mi nic, jak tylko czekać na nowego newsa u ciebie ;)
Pozdrawiam cieplutko ;*
Ojej, siedzę i się smucę, a tu nagle niespodzianka :) Strasznie się cieszę, że już dodałaś pierwszą część tej partówki, i oczywiście czekam na więcej! Podoba mi się ten nastrój, bo teoretycznie jest jeszcze spokojnie, a coś się jednak czai w tle. Mam nadzieję, że szybko napiszesz :)
OdpowiedzUsuńEno... Partówka została napisana w zadowalającym stopniu, co mnie cieszy. ^ ^
OdpowiedzUsuńChoć wyłapałam kilka literówek, to czytało się bardzo swobodnie pierwszą część partówki xD I zaraz zabieram się za kolejne :P
Bardzo ciekawi mnie dlaczego bracia Uchiha nie pojawili się na pikniku... Zapewne wyjaśnisz to dopiero w następnej części :PPP
Ciekawy miałaś pomysł, aby pisać o tym jak byli mali :D
No nic, czytam dalej.