czwartek, 7 marca 2013

Siedem lat [1]

      Siedem lat. Minęło siedem długich lat, od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Zaprzestałam szukania. Jeżeli ktoś nie chciał, aby go odnaleźć, to żadne starania nie byłyby owocne. Podczas snu widziałam go. Niemalże czułam jego palącą obecność. Ale to były jedynie wątłe wyobrażenia. Zmienił się? Na pewno. Musiał wydorośleć. Och, co ja plotę!
      Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Zeskoczyłam z parapetu i zbiegłam po schodach.
- Ino? – zapytałam, gdy ujrzałam blondynkę stojącą w drzwiach mojego mieszkania.
- Cześć, mogę?
- Jasne. – szybko odparłam i odsunęłam się wpuszczając zziębniętą przyjaciółkę do środka. Rozebrała się, a ja w tym czasie udałam się do kuchni, żeby zaparzyć nam herbaty. – Co cię do mnie sprowadza? – zapytałam, gdy siedziałyśmy już w salonie i popijałyśmy gorący napar.
- Organizacja corocznego kuligu dla dzieciaków. – odparła, a ja uśmiechnęłam się. Oczywiście.
- To w czym mam pomóc?
- Chodzi o opiekę medyczną w razie jakiegoś niechcianego wypadku. – odpowiedziała, a ja skinęłam głową.
- Nie ma problemu. – rzuciłam pogodnie. – A co u ciebie i Sai ‘a? Kiedy ślub? – Ino rozpromieniła się, a jej radość była zaraźliwa.
- Myśleliśmy o maju. – zaczęła opowiadać o weselu, sukni i gościach, a ja starałam się żyć tym razem z nią. Co miałam zrobić? Byłam trochę jak pasożyt i żywiłam się emocjami innych. No bo ileż można czuć ból i pustkę po stracie kogoś, kogo się kochało?
- Maj… Cudny miesiąc. Pani Chiyo uszyje ci sukienkę? – zapytałam. Yamanaka odłożyła kubek na stolik.
- Rozmawiałam z nią. Uznała, że jeszcze mamy czas, ale zaklepała termin. – zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Już widzę cię w tej ślicznej koronkowej bieli… - szepnęłam radośnie, a przyjaciółka zapiszczała rzucając mi się w ramiona. Śmiałyśmy się w głos, wciąż prześcigając w pomysłach na sukienki, dekoracje, druhny i kompozycje kwiatowe.
      Godzinę później byłam już sama. Siedziałam pusta, jak szklanka po sake stojąca na stoliku i myślałam. Nie mogłam zostawać bez nikogo, bo smutek i żal pochłaniały mnie doszczętnie. Ale egoistycznym byłoby szukać towarzystwa jedynie po to, aby poczuć się lepiej. Och, sama już nie wiedziałam, co myśleć. Spojrzałam tęsknie na stare zdjęcie drużyny siódmej. Wtedy nigdy nie byłam sama. Głupie sprzeczki z Naruto i wzdychanie do Sasuke może i bezwartościowo wypełniały mi próżnię, ale przynajmniej miałam się na czym skupić. Teraz? Teraz mam szpital, wolontariat w ośrodku zapomogi społecznej, wizyty u ludzi, których nie stać na płacenie za opiekę medyczną i wiele innych zajęć, a i tak ogarnia mnie poczucie bezdennej pustki. O, ironio.
      Skalkulowałam zajęcia na drugi dzień i stwierdziłam, że do pracy mam na dwunastą, więc bez wahania sięgnęłam po butelkę sake i śmiało przechyliłam ją wlewając w gardło ukojenie. Rzadko zdarzało się, że piłam, ale dzisiaj musiałam. Chciałam zapomnieć choć na chwilę. Palące wspomnienia zrujnowały mój świat. Chwiejna rzeczywistość, w której obecnie tkwiłam coraz częściej znikała, a ja po prostu nie istniałam.
      Przez mglisty i niespokojny sen przedarło się pukanie do drzwi. Zignorowałam te dźwięki sądząc, że to jest wytwór mojej upojonej wyobraźni. Chwilę potem pukanie przerodziło się w chrobot, szczęk czegoś metalowego i na koniec w kroki. Wiele kroków. A może tylko mi się wydawało? Nie poruszyłam się nasłuchując. Potrząsnęłam głową i zbadałam chakrę przybysza. Było ich troje. Dwóch nie znałam, ale ten trzeci nosił śladowe ilości dziwnie znajomej energii. Zamiast poderwać się i obrać jakąś taktykę, ja leżałam na parapecie i było mi obojętne. Mogą wziąć mnie w niewolę, zabić na miejscu, a nawet torturować. Nic nie było mi straszne, bo nicość po odejściu Uchihy zafundowała mi wiele wrażeń. Chciałam umrzeć.
      Powietrze przeszył czyjś syk, soczyste przekleństwo i jedno niewyraźne mruknięcie.
- Gomen… - gdyby tylko moje serce choć raz zatrzepotało niespokojnie to poderwałabym się do walki. Ale ono miarowo wybijało swój rytm w bezpiecznych okowach żeber, czekając na decyzję mózgu. Ten z kolei nie wydawał się być zaalarmowany hałasem, może z powodu zamroczenia alkoholowego. A więc trwałam w oczekiwaniu na to, co przeznaczył mi los.
- Szukać jej. – warknął ktoś niecierpliwie i tak władczo.
- Hai. – mruknęli w odpowiedzi kompani. Tego trzeciego musieli zostawić w salonie, bo usłyszałam, jak na piętro wchodzi jedna osoba, a po parterze porusza się druga. Mój umysł zbyt wolno wyłapał zagrożenie, ale zaalarmował na całego. Szybko wyciszyłam poziom chakry i uspokoiłam oddech. Pięknie. Zsunęłam się z parapetu słysząc włamywacza w pokoju obok. Prześlizgnęłam spojrzeniem po pokoju i utkwiłam wzrok w zegarku, który wskazywał pierwszą w nocy. Powoli, starając się nie narobić hałasu, wsunęłam się pod łóżko i wyczekiwałam. Głupia, głupia, głupia. Mogłam otworzyć okno i po prostu zeskoczyć, ale byłam mistrzynią w podejmowaniu złych decyzji.
      Z dołu dobiegł mnie głos jednego z obcych.
- Tu jej nie ma. – i cichą, acz wyraźną odpowiedź:
- Kuso. – musiał być wściekły. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a ja spod łóżka ujrzałam stopy mężczyzny. Poziom jego chakry był potężny i niecodzienny. Zwykli włamywacze nie posiadaliby takich umiejętności. Oni musieli chcieć czegoś więcej niż cennych rzeczy.
- Mam cię. – usłyszałam i przerażona poczułam, jak łapie mnie za kostkę i wyciąga spod łóżka. W akcie dzikiej rozpaczy skumulowałam w dłoniach chakrę i złapałam nimi za nadgarstki oprawcy paraliżując jego system nerwowy na kilka minut. Rejestrowałam, jak jego bezwładne ciało opada z łoskotem na posadzkę, ale nie mając wiele czasu zerwałam się do biegu. Mistrzyni w podejmowaniu złych decyzji wybrała schody prowadzące do salonu, wprost w łapy pozostałych dwóch shinobi. Było już za późno na odwrót. Gdy zeskakiwałam z ostatniego stopnia czyjeś dłonie pochwyciły mnie w pasie. Krzyknęłam i zaczęłam się szarpać.
- Uważaj na jej dłonie. – usłyszałam głos z kanapy i przypomniałam sobie o tym, że jestem dobrym shinobi. Ponownie skumulowałam w rękach chakrę, ale ten oprawca był sprytniejszy. Poczułam, jak pod wpływem jego techniki moje ciało sztywnieje uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Technika defensywna. Umysłem skontrolowałam przepływ chakry tak, aby cienką ścieżką dotarł do mojego serca spowalniając je. Teraz sprawiało wrażenie martwego. W normalnych warunkach wymagało to kilkuminutowego uspokojenia i maksymalnego skupienia, więc nie wiem, jak przebiegło to w obecnym stresie. Technika pozwalała mi na oszukanie przeciwnika i jednoczesne kontrolowanie otoczenia. Mój własny wynalazek.
- Cholera, szefie. Jej serce nie bije. – usłyszałam przerażony głos trzymającego mnie mężczyzny. W pokoju zapała cisza przerywana przesuwaniem się wskazówek zegara.
     Schodzący po schodach włamywacz lekko kulał, ale nic nie powiedział. Milczący typ. Siedzący na kanapie poruszył się. – Bierzemy ją ze sobą. – cholera. Ta technika miała to do siebie, że przywracanie serca do jego normalnego tętna, które pozwalało na bezpieczne wybudzenie się z letargu, zajmowało kilka dni.
      Poczułam, jak otulają mnie poły materiału, zapewne należącego do płaszcza niosącego mnie shinobi, a chwilę potem wyszliśmy na mróz. Spowolnienie przepływu krwi w moim krwiobiegu spowodowało samoistne wyziębienie mojego organizmu, a co za tym idzie – jego zesztywnienie.
- Ona jest sztywna. – poczułam jego wibrujący w klatce piersiowej głos, który rezonował w całym moim organizmie.
- Cwana bestia. – mruknął gniewnie ten trzeci. Przyzwyczaiłam się, że jeden z nich w ogóle się nie odzywa.
      Nie wiem, ile czasu mnie nieśli, ale czynniki z zewnątrz docierały maziście i bardzo odlegle. Zastygłe w bezruchu mięśnie i kości zdawały się być z kamienia, a przeraźliwe zimno już dawno wychłodziło mój organizm. Jedynie bardzo powolna, wyczuwalna tylko dla medyka praca serca sprawiała, że nie zamarzłam na śmierć.
- Zanieście ją do celi i zawołajcie Karin. – Chryste! Trafiłam do Hebi! Czyli… Milczącym był Jūgo, niósł mnie Suigetsu, a ten trzeci to… Sasuke.
      Ułożył mnie na twardej pryczy i przykrył szorstkim pledem. Pomieszczenie śmierdziało zaschniętą krwią i ludzkimi odchodami. Gdzieś w kącie usłyszałam pisk szczura, co nie spodobało mi się specjalnie. I byłabym się wzdrygnęła, gdyby nie fakt, że jestem martwa. No, nie do końca.
      Nie wiem ile czasu leżałam, ale w końcu do celi weszła jakaś osoba. Z tego, co zdołałam zarejestrować, to nie zamknęła krat w pomieszczeniu. Podeszła do mnie i dotknęła mojego policzka. Dłonie zdecydowanie należały do kobiety, więc zapewne badała mnie Karin.
- I co? – usłyszałam Suigetsu. Warknęła w odpowiedzi i zaczęła mnie badać. Ze sposobu, jakim to robiła wywnioskowałam, że kiedyś miała styczność z leczeniem, ale nie należała do wybitnych jednostek. Sasuke musiał trzymać ją w Hebi tylko ze względu na jej niesamowitą umiejętność wyszukiwania i rozpoznawania chakry.
- Na pierwszy rzut oka jest martwa. – prychnęłam równo z Suigetsu. To znaczy, ja zrobiłam to mentalnie. – Jej serce bije naprawdę powoli i w dużych odstępach czasowych. Jej tętno nie jest wyczuwalne. Musiała stworzyć tę technikę sama. – odparła.
- Albo ty jesteś zbyt niedouczona. – mruknął mężczyzna. Karin prychnęła w złości. – Szef pyta, kiedy się obudzi.
- Równie dobrze to ja mogę go uleczyć. – mruknęła. Sasuke ranny? A może chory? Cholera. Jestem tutaj, aby go uzdrowić.
- On chce wyjść z tego żywy… - dodał aluzyjnie, a kobieta zerwała się z miejsca.
- Nie wiem, kiedy się ocknie. To jej technika. Nie została opisana, więc to zależy od niej. Jak dla mnie mogłaby się nie budzić wcale. – rzuciła pełna pogardy i opuściła celę. Suigetsu podszedł do mojej pryczy i przysiadł na jej brzegu.
- Postaraj się, skarbie. Sasuke zostało niewiele czasu. – odparł poważnie, a ja zastanawiałam się ile wiedzieli. Może powiedział im o moim głupim uczuciu i teraz grają na moich emocjach? A może naprawdę zostało mu mało czasu? Wiedziałam jedno. Nie obudzę się wcześniej jak za cztery dni.
* * *
- Co z nią? – zapytał Sasuke. Karin siedziała w fotelu naprzeciwko jego łóżka i wpatrywała się w przywódcę Hebi spokojnym spojrzeniem.
- Sama stworzyła tę technikę i nic nie mogę na to poradzić.
- Nie dasz rady jej wybudzić? – zirytował się. Pokręciła głową.
- Jakakolwiek ingerencja w jej obecny stan może spowodować jej śmierć. – mruknęła. – Tsunade nie żyje, a Haruno jest jedyną, która ma możliwość wyleczenia cię.
- Wiem. – warknął rozeźlony. Doskonale to wiedział. Nie widział się z nią tyle lat. Głupi skarcił się w głowie za swoją sentymentalność. Uzdrowi cię, a ty ją po prostu zabijesz pomyślał. Tak, to było wyjście z sytuacji. Ale na jak wiele będzie go stać, gdy spojrzy w jej zielone tęczówki, które ostatnim razem wypaliły w jego duszy smutek i tęsknotę? Głupi sentymentalny Sasuke syknęła z pogardą jego podświadomość. – Wyjdź. – Karin posłusznie opuściła pomieszczenie.
- Jūgo. – powiedział. Nie musiał krzyczeć, mężczyzna zawsze pojawiał się na jego najcichsze wezwanie. – Przenieś ją do wolnej sypialni w północnej części. Zadbaj, by miała opiekę. – Jūgo skinął w odpowiedzi i zniknął z jego pola widzenia. Uchiha westchnął i zapadł w sen. Jego ciało zdecydowanie zbyt szybko męczyło się, pokonywane przez nieznaną mu chorobę. Haruno miała być jego wybawieniem.
* * *
      Czułam zmiany w swoim organizmie, co sugerowało upłynięcie wyznaczonego czasu. Lada chwila miałam się obudzić i stanąć przed swoim przeznaczeniem i przekleństwem równocześnie. Jak miałam zareagować? Rzucić mu się na szyję? Nawrzeszczeć? Olać go? Powieki drgnęły pod wpływem budzących się z letargu mięśni, by chwilę potem podnieść się do góry. Głos całkowicie zamarł w moim gardle, ale z tego akurat byłam rada. Nie musiałam nic mówić, kiedy stanę z Sasuke twarzą w twarz. Wsłuchałam się w reakcję swojego serca, która wcale mi się nie spodobała. Mój organ podjął szaleńczą gonitwę na myśl, że spotkam Uchihę, więc momentalnie odrzuciłam jego obraz ze swej pamięci. Powoli podniosłam się z łóżka czując w całym ciele otępienie.
- Idziemy. – podskoczyłam na materacu słysząc głos Jūgo. Pomału opuściłam stopy na posadzkę i podtrzymując się drewnianej ramy stanęłam na równych nogach. Mężczyzna złapał mnie delikatnie pod ramię i poprowadził w stronę drzwi. Przywdziałam na twarz wyraz chłodnej maski opanowania i dałam się prowadzić w nieznaną sobie stronę.
- Wejść. – usłyszałam zimny głos Sasuke, gdy Jūgo zapukał w jedno ze skrzydeł. Otworzył przede mną podwoje, ale nie wszedł do środka. Wsunęłam się w półmrok pokoju rejestrując głuchy trzask drzwi. – Panna Haruno. – głos miał słaby, ale wyniosły i surowy. Skinęłam głową czując, jak moje ciało powoli odzyskuje sprawność. – Niezła technika. Nie próżnowałaś przez te lata. – ponownie skinęłam głową niezdolna wydusić żadnego dźwięku. – Mowę ci odebrało? – nie był zdenerwowany czy rozeźlony. Tylko ciekawy. Zaśmiał się, gdy potaknęłam. – Jesteś tutaj nie bez powodu. – złapałam się drewnianego wezgłowia przy nogach mebla i wzięłam głęboki wdech. Zarejestrowałam jak poruszył się niespokojnie, gdy zaczęłam dławić się chwytanym powietrzem. Chciał kogoś przywołać, ale podniosłam rękę, aby tego nie robił. Wyplułam kilka haustów zakrzepłej krwi czując na sobie jego palące spojrzenie.
- To normalne… – wycharczałam. Opadłam na podłogę i oparłam dłonie na kolanach. Czułam się zażenowana wiedząc, że Uchiha mnie obserwuje, ale nie dałam rady podnieść się z dumnie uniesionym czołem. – Na co cierpisz?
- Częściowy niedowład dolnej partii ciała. – odparł. – Poza tym bardzo szybko się męczę i często zaczyna brakować mi tchu. – oparłam się na zmęczonych ramionach i podciągnęłam na nogi. Chwiejnym krokiem podeszłam do Sasuke i opadłam ciężko na materac. Technika może i dobra, ale wycieńczała.
- Zdejmij koszulę. – mruknęłam. Bez zastanowienia wykonał moje polecenie. – Nie mam za wiele chakry, więc tylko cię przebadam. – wyjaśniłam. Skinął głową na znak, że rozumie. Nie spuszczał ze mnie bacznego spojrzenia. No, tak. Mogłam go po prostu zabić, więc wolał pozostać czujnym. Zaśmiałam się, na co zmrużył oczy. – Nie mam na tyle siły, żeby ustać, a co dopiero pozbawić kogokolwiek życia.
- Ciekawa umiejętność. – szepnął mrocznie. Pokręciłam głową w niewiedzy. – Czytanie w myślach. – spłonęłam rumieńcem, ale nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Przyłożyłam drżące dłonie do jego klatki piersiowej i zaczęłam rekonesans. Serce wybijało powolny, miarowy rytm, ale płuca nie pracowały normalnie. Zmarszczyłam brwi. – Co jest? – zapytał, ale uciszyłam go jednym spojrzeniem. Muskałam opuszkami palców jego skórę szukając źródła zakłóconej funkcji oddechowej. Kumulowała się gdzieś w okolicach lędźwi, które były poważnie uszkodzone. Nadszarpnięte kręgi wywoływały dysfunkcję chodzenia, a zrosty bezpośrednio wpływały na złe samopoczucie bruneta. Westchnęłam.
- Zostałeś ostatnio poważnie poturbowany w walce? – zapytałam. Wywiad w medycynie to podstawa leczenia. Skinął głową.
- Uderzyłem w półkę skalną. – pokręciłam głową. – Miałem jedynie ranę, więc Karin ją uleczyła.
- Oczywiście. Najlepiej zamieść pod dywan. – warknęłam.
- Wiesz, co mi jest? – zapytał.
- Masz źle zrośnięte miejsce w lędźwiach, które powodują nierówną pracę płuc, a pęknięte kręgi uniemożliwiają ci poruszanie się. – zaklął pod nosem. – Długo to trwa?
- Miesiąc. – odparł. Podniosłam się na pewniejszych nogach.
– Możliwe, że w twoim organizmie powstały stałe uszkodzenia i, nawet gdy cię wyleczę, nie będziesz mógł normalnie funkcjonować.
- Zostanę kaleką? – jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Skinęłam lekceważąco głową, ale wewnątrz szalałam. Musiałam znaleźć sposób, żeby go uzdrowić. – Rozumiem, ale nie przyjmuję tego do wiadomości. – pewny siebie dupek.
- Nie łapię… - powiedziałam szczerze. Uśmiechnął się zgryźliwie.
- Nie opuścisz tego miejsca, dopóki nie odzyskam władzy w nogach. – rzucił zuchwale. Moje źrenice rozszerzyły się do granic możliwości.
- To może nigdy nie nastąpić! – krzyknęłam. Jego rysy wykrzywił grymas wściekłości.
- W takim razie przyzwyczajaj się do mojej obecności, bo utkniesz ze mną do końca życia. – odparł. Chciałam coś powiedzieć, ale do sypialni wszedł Jūgo i Suigetsu. Złapali mnie za ramiona i wyprowadzili na korytarz.
- Witaj w Hebi, Sakuro. – uśmiechnął się białowłosy.
* * *
      Siedziałam w kuchni i smarowałam kanapkę masłem. W głowie krążyły mi słowa Sasuke. Do końca życia? Owszem, ale nie w takiej okoliczności. Wciąż byłam zdziwiona swobodą, jaką otrzymałam. Bez skrępowania mogłam poruszać się po całej organizacji, a nawet poza nią. Jedynie, co mnie ograniczało to ciągły nadzór któregoś z członków Hebi.
- Cześć, Saki. – usłyszałam obok głos Suigetsu. Skinęłam głową i powróciłam do smarowania kanapki. – Spokojnie, bo nic z niej nie zostanie. – zaśmiał się mężczyzna. Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, a potem na kanapkę i westchnęłam. Faktycznie, prawie wywierciłam w niej dziurę. Odłożyłam ją na stół i wstałam.
- Sasuke już się obudził? – zapytałam. Białowłosy skinął głową. Ruszyłam w stronę sypialni Uchihy, ale powstrzymał mnie głos towarzysza.
– Jest nie w humorze. – wzruszyłam ramionami.
- Co mnie to interesuje?
      Zapukałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Śmiało pchnęłam skrzydło i znalazłam się w środku.
- Nie pozwoliłem wejść. –warknął wychodząc z łazienki. A raczej czołgając się. – Wynoś się! – ryknął wściekły. Westchnęłam. Wyglądał żałośnie. Silny i potężny shinobi staje się niewolnikiem własnego ciała. Ukucnęłam przed nim i złapałam go pod jedno ramię.
- Chodź.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. – syknął.
- Przestań się mazgaić i współpracuj. – sapnęłam, gdy spróbowałam postawić go na bezwładne nogi. Za drugim podejściem był bardziej przystępny. Oparł się na mnie całym swoim ciężarem, a ja zmobilizowałam wszystkie siły i powoli, krok po kroku, dotarliśmy do łóżka. Uchiha ułożył się na materacu i zmierzył mnie twardym wzrokiem. Widziałam, jak jego klatka piersiowa unosi się nierytmicznie, co znacznie utrudnia mu normalne funkcjonowanie.
- Odzyskałaś już siły? – skinęłam w odpowiedzi i usiadłam obok mężczyzny. Położyłam dłoń na jego torsie czując, jak sztywnieje pod wpływem mojego dotyku.
- Nie myśl sobie za wiele. – mruknęłam. – Tylko cię badam. – prychnął w odpowiedzi. – Dzisiaj spróbuję pozbyć się tych zrostów, co unormuje twój oddech. – odparłam. Spojrzałam mu w oczy i powoli zaczęłam rozpinać jego koszulę. Utknęliśmy we wzajemnej sile swoich tęczówek prowadząc niemą grę uczuć. Nie potrafiłam określić jednak ich palety. Gdy rozpięłam ostatni guzik zsunęłam ją delikatnie z ciała mężczyzny. Zalała mnie fala nieznanego dotąd gorąca, a w ustach mi zaschło. Powstrzymałam się jednak przed przełknięciem śliny i skupiłam się na swoim zadaniu.
- Czujesz się bardzo swobodnie w moim towarzystwie. – szepnął. Zmarszczyłam brwi.
- Wiem i to mnie martwi. – zaśmiał się urzekając mnie tym dźwiękiem. – Obróć się na brzuch. – z trudem, ale wykonał moje polecenie. Usiadłam na jego pośladkach i nachyliłam się nad profilem jego twarzy. – Śpij. – dokładnie, kiedy mój oddech owionął jego twarz, zasnął.
      Zabrałam się do pracy. Otworzyłam zasklepioną ranę i używając jego koszuli otarłam krew ściekającą po jego bokach. Od razu ujrzałam zrosty blokujące funkcję oddechu. Używając słabej chakry ataku usunęłam źródło problemu i spojrzałam na uszkodzone kręgi. Nie wyglądało to źle, ale nie wiedziałam w jakim stopniu zaawansowania jest już ta dysfunkcja. Szybko zaleczyłam nowo powstałe rany i zasklepiłam skórę na plecach. Wytarłam resztki krwi i ułożyłam ciało bruneta w wygodniejszej pozycji. Od razu zarejestrowałam zmianę w jego oddechu i uśmiechnęłam się pod nosem. Usuwanie zrostów było dosyć częstym zabiegiem, który wykonywałam w szpitalu, więc miałam go opanowanego do perfekcji.
- Jūgo. – powiedziałam na głos, a w pokoju pojawił się wzywany członek Hebi. – Przynieś mi, proszę, miskę z letnią wodą, czysty ręcznik i wyślij Karin po rumianek i skrzyp polny. – skinął głową i zniknął za drzwiami. Liczyłam, że kobieta potrafiła odnaleźć te zioła. Chwilę potem dostałam miskę i materiał. – Dziękuję. – mężczyzna drgnął. Widocznie nieczęsto ktoś dziękował mu za wykonywaną pracę.
- Karin powinna zjawić się za godzinę. Potrzebujesz czegoś jeszcze? – po raz pierwszy usłyszałam jego głos. Był cichy, spokojny i całkowicie wyzuty z emocji.
- Bandaży. – pokiwał głową.
      Po godzinie przyrządziłam maść poprawiającą gojenie. Wsmarowałam ją w ranę na plecach Uchihy i obandażowałam go dokładnie. Zarejestrowałam jego delikatny ruch.
- Nie ruszaj się. – szepnęłam i odgarnęłam z jego czoła zlepione potem włosy. Otworzył szeroko oczy i zaczął się wiercić. – Nie ruszaj się. – powtórzyłam zniecierpliwiona.
- Chcę położyć się na plecach. – mruknął ochryple.
- Masz świeżą ranę, więc na razie nie możesz. – namoczyłam ręcznik i przemyłam nim twarz mężczyzny. Przymknął powieki, ale momentalnie otworzył je szeroko.
- Mój oddech… - zaczął.
- Wiem. A teraz proszę, nie ruszaj się. – zmierzył mnie poważnym spojrzeniem, ale skinął głową. Zauważyłam na jego ciele gęsią skórkę, więc złapałam za koc leżący na fotelu i przykryłam nim Sasuke. Przez chwilę na jego twarzy gościł wyraz zakłopotania i niezręczności, ale umknął równie szybko jak się pojawił. – Widziałam resztę obrażeń. – odparłam. Usiadłam na podłodze obok łóżka i wpatrzyłam się w zmięcie na pościeli. Wszystko, byle nie patrzeć w oczy Sasuke. Westchnął. – Nie są poważne, ale nie wiem jakie szkody już zdążyły wyrządzić. Naprawdę nie wiem, czy będziesz jeszcze kiedykolwiek chodził, Sasuke. – drgnął na dźwięk swojego imienia.
- Sakura… - teraz to ja zadrżałam. Cholera, nie chciałam przebywać w tym pokoju ani chwili dłużej. Wstałam z ziemi i skierowałam się do wyjścia.
- Odpoczywaj. – mruknęłam. Zanim zatrzasnęłam drzwi raz jeszcze usłyszałam swoje imię. Osunęłam się po zamkniętym skrzydle i ukryłam twarz w dłoniach. Było bardzo źle. Zbyt gwałtownie reagowałam na jego obecność i to było zgubne.
      Podniosłam się i szybko wróciłam do swojego tymczasowego pokoju. Gdy tylko zamknęłam się w środku opadłam ciężko na łóżko i wróciłam myślami do Konohy. Zniknęłam bez śladu. Może wykorzystam fakt i już tam nie wrócę?
      Tak byłoby lepiej. Krążyłabym samotnie po świecie nie szukając niczego konkretnego. Nic nie trzymałoby mnie w miejscu, nie musiałabym się o nikogo martwić ani troszczyć. Miałabym czas na szkolenie swoich umiejętności bez poczucia, że coś mnie w życiu mija. Byłabym jak Sasuke, ale bez dodatku w postaci zemsty. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w niebyt.
      Obudziło mnie pukanie do drzwi. Potrząsnęłam głową, żeby się dobudzić i ziewnęłam przeciągle.
- Proszę. – odparłam i wstałam poprawiając rozczochrane włosy.
- Sasuke chce cię widzieć. – mruknęła Karin. Spojrzałam na naręcze ubrań, które trzymała.
- Co to za rzeczy? – zapytałam z chłodną rezerwą. Spuściła wzrok na kilka szmat.
- Ubrania do wyrzucenia. – odpowiedziała.
- Zostaw je u mnie w pokoju. – rzuciłam i wskazałam dłonią na łóżko. Popatrzyła na mnie niezrozumiale. – Chyba nie uśmiecha ci się pożyczanie mi ciuchów, nie? – zapytałam.
- Nie mam na to najmniejszej ochoty. – prychnęła.
- A więc sama sobie coś zorganizuję. – ponagliłam ją wzrokiem. Natychmiastowo odetchnęła z ulgą i rzuciła je na moje łóżko. Opuściłam pokój zaraz po Karin i udałam się do sypialni Sasuke, z której właśnie wychodził Jūgo. Kąciki jego ust podniosły się do góry, gdy przepuszczał mnie w drzwiach. Skinęłam mu głową i ponownie usłyszałam trzask zamykanych skrzydeł. Przyzwyczaiłam wzrok do panującego tu półmroku i powoli ruszyłam w stronę łóżka przywdziewając maskę obojętności. Chociaż zauważyłam, że nie musiałam, bo i tak nic nie czułam.
- Widzę, że już lepiej oddychasz. – zwróciłam uwagę na zdrowe ruchy klatki piersiowej Uchihy.
- Owszem. Kiedy zoperujesz mi kręgi? – zapytał.
- Dopiero co ingerowałam w tamtym miejscu. Musi upłynąć co najmniej dwie doby, żebym ponownie otworzyła ranę. – wyjaśniłam. Nie skrzywił się na tę wiadomość. – Co będzie ze mną, gdy odzyskasz sprawność? – zapytałam. Spojrzał na mnie zastanawiając się nad czymś.
- A co byś chciała? – zwrócił się pytaniem na pytanie, a ja podniosłam na niego zaskoczony wzrok. Właśnie. Czego chciałam? Zostać z nim i przyłączyć się do Hebi? Wrócić do Konohy? Odejść spokojnie w świat? A może…
- Chciałabym zginąć z twojej ręki. – odparłam po minutach zastanowienia. Zamarł.

6 komentarzy:

  1. Wow. Aż mnie zmroziło.
    Oby tak dalej :)

    Pockerowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówka genialna, czekam na nn.
    Maykammi.

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz? Kończyć w takiej chwili...
    A ta Sakura chyba żartuje! Pewnie Sasuke się w niej zakocha i nie będzie w stanie jej zabić, co? Tak myślę. Albo inaczej - chciałabym, żeby tak było choć to do niego niepodobne :D
    Czekam na część drugą! Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Na internecie pełno jest opowiadań, w których to Sasuke porywa Sakurę do swojej kryjówki. Właściwie, można powiedzieć, że ten temat jest już oklepany... Ale podoba mi się.
    Możliwe, że zauroczyło mnie to, jak kreujesz bohaterów: zachowują charaktery pierwowzorów, ale nie są przesadzeni. Nawet nie wyobrażam sobie jak trzeba się natrudzić, żeby czytelnik naprawdę poczuł zmianę w takim Sasuke. I żeby to wyszło naturalnie.
    Blogerki zawsze przesadzają albo w jedną, albo w drugą stronę: 1. Sasuke jest wrednym palantem, dupkiem, który gwałci dawne przyjaciółki z drużyny, ale... Na końcu i tak będą żyć długo i szczęśliwie. Czytając takie coś mam ochotę przejechać otwartą dłonią po twarzy...
    2. Sasuke wrócił do Konohy (sam, dobrowolnie) i gdy tylko zobaczył Sakurę od razu wyznał jej miłość. Był słodki, miły, czuły... Czyli kompletne przeciwieństwo Sasuke jakiego znamy. I kochamy.
    Dzięki Bogu, są jeszcze autorki, które potrafią wczuć się w role swoich bohaterów :)
    Jedyne co mogłabyś dodać to więcej opisów. Wiem, że to partówka, więc bardziej skupiasz się na akcji, przez to tych opisów jest mniej, ale czasem ich brakuje: choćby nastrój panujący w kryjówce.
    Chyba to wszystko co chciałam napisać.
    Pozdrawiam! :*

    Hotaru-chan

    PS. Gomen za Anonim, ale się śpieszę ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka była wspaniała. Man nadzieje ze nie bedziesz słuchać niektórych komentarzy i bedziesz dalej prowadzić bloga bo jest wspaniały. Yuki-pink

    OdpowiedzUsuń
  6. Hah... to było tak dobre, że pozwolisz iż najpierw skomentuję notkę, a potem odpowiem na twoje pytania.

    Jak zauważyła Hotaru-chan wybrałaś z pozoru dosyć oklepany temat, ale tylko z pozoru. W rzeczywistości opowiadanie jest bardzo oryginalne i jak widzę usłuchałaś przynajmniej w części moich rad. Pisanie sprawiało ci przyjemność? I o to chodzi.
    Jestem zaintrygowana jak zawsze z resztą. Czuję jakby nagle z ręki zabrano mi dobrą książkę. Że też skończyłaś w takim momencie! Będę się gryźć tym, co będzie dalej, bo to wymyka się wszelkim schematom i nie mogę przewidzieć ciągu dalszego. Szczególnie po ostatniej wypowiedzi Sakury.

    Liczę, że kolejna część będzie równie wspaniała. I będę na nią czekać niecierpliwie.

    A co do twoich pytań, które zadałaś w komentarzu pod rozdziałem czwartym opowiadania, które tworzę z Patką...
    Ciężko jest mi nawet o tym mówić. Nie mam komputera i to nie z powodu jakiejś tam awarii, tylko nauki. Widzisz jestem w 3-ciej klasie gimnazjum, czeka mnie egzamin i wybór szkoły no i rodzice stwierdzili, że nauka pójdzie mi lepiej, jak nie będę miała dostępu. Mam go tylko okazyjnie na chwilę i też nie codziennie.

    Z pisaniem krucho, z komentowaniem krucho, ze wszystkim u mnie krucho, więc przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej.

    Chciałam cię przy okazji zaprosić na mojego nowego bloga również o parze SasuSaku tylko mniej konwencjonalnie ujętej. http://armagedon-smierci.blogspot.com/ Puki co pojawił się tam prolog.

    Pozdrawiam serdecznie, Ikula

    OdpowiedzUsuń