Siedem lat. Minęło
siedem długich lat, od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni.
Zaprzestałam szukania. Jeżeli ktoś nie chciał, aby go odnaleźć,
to żadne starania nie byłyby owocne. Podczas snu widziałam go.
Niemalże czułam jego palącą obecność. Ale to były jedynie
wątłe wyobrażenia. Zmienił się? Na pewno. Musiał wydorośleć.
Och, co ja plotę!
Z zamyślenia
wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Zeskoczyłam z parapetu i zbiegłam po
schodach.
- Ino? –
zapytałam, gdy ujrzałam blondynkę stojącą w drzwiach mojego
mieszkania.
- Cześć, mogę?
- Jasne. – szybko
odparłam i odsunęłam się wpuszczając zziębniętą przyjaciółkę
do środka. Rozebrała się, a ja w tym czasie udałam się do
kuchni, żeby zaparzyć nam herbaty. – Co cię do mnie sprowadza? –
zapytałam, gdy siedziałyśmy już w salonie i popijałyśmy gorący
napar.
- Organizacja
corocznego kuligu dla dzieciaków. – odparła, a ja uśmiechnęłam
się. Oczywiście.
- To w czym mam
pomóc?
- Chodzi o opiekę
medyczną w razie jakiegoś niechcianego wypadku. – odpowiedziała,
a ja skinęłam głową.
- Nie ma problemu. –
rzuciłam pogodnie. – A co u ciebie i Sai ‘a? Kiedy ślub? –
Ino rozpromieniła się, a jej radość była zaraźliwa.
- Myśleliśmy o
maju. – zaczęła opowiadać o weselu, sukni i gościach, a ja
starałam się żyć tym razem z nią. Co miałam zrobić? Byłam
trochę jak pasożyt i żywiłam się emocjami innych. No bo ileż
można czuć ból i pustkę po stracie kogoś, kogo się kochało?
- Maj… Cudny
miesiąc. Pani Chiyo uszyje ci sukienkę? – zapytałam. Yamanaka
odłożyła kubek na stolik.
- Rozmawiałam z
nią. Uznała, że jeszcze mamy czas, ale zaklepała termin. –
zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Już widzę cię w
tej ślicznej koronkowej bieli… - szepnęłam radośnie, a
przyjaciółka zapiszczała rzucając mi się w ramiona. Śmiałyśmy
się w głos, wciąż prześcigając w pomysłach na sukienki,
dekoracje, druhny i kompozycje kwiatowe.
Godzinę później
byłam już sama. Siedziałam pusta, jak szklanka po sake stojąca na
stoliku i myślałam. Nie mogłam zostawać bez nikogo, bo smutek i
żal pochłaniały mnie doszczętnie. Ale egoistycznym byłoby
szukać towarzystwa jedynie po to, aby poczuć się lepiej. Och, sama
już nie wiedziałam, co myśleć. Spojrzałam tęsknie na stare
zdjęcie drużyny siódmej. Wtedy nigdy nie byłam sama. Głupie
sprzeczki z Naruto i wzdychanie do Sasuke może i bezwartościowo
wypełniały mi próżnię, ale przynajmniej miałam się na czym
skupić. Teraz? Teraz mam szpital, wolontariat w ośrodku zapomogi
społecznej, wizyty u ludzi, których nie stać na płacenie za
opiekę medyczną i wiele innych zajęć, a i tak ogarnia mnie
poczucie bezdennej pustki. O, ironio.
Skalkulowałam
zajęcia na drugi dzień i stwierdziłam, że do pracy mam na
dwunastą, więc bez wahania sięgnęłam po butelkę sake i śmiało
przechyliłam ją wlewając w gardło ukojenie. Rzadko zdarzało się,
że piłam, ale dzisiaj musiałam. Chciałam zapomnieć choć na
chwilę. Palące wspomnienia zrujnowały mój świat. Chwiejna
rzeczywistość, w której obecnie tkwiłam coraz częściej znikała,
a ja po prostu nie istniałam.
Przez mglisty i
niespokojny sen przedarło się pukanie do drzwi. Zignorowałam te
dźwięki sądząc, że to jest wytwór mojej upojonej wyobraźni.
Chwilę potem pukanie przerodziło się w chrobot, szczęk czegoś
metalowego i na koniec w kroki. Wiele kroków. A może tylko mi się
wydawało? Nie poruszyłam się nasłuchując. Potrząsnęłam głową
i zbadałam chakrę przybysza. Było ich troje. Dwóch nie znałam,
ale ten trzeci nosił śladowe ilości dziwnie znajomej energii.
Zamiast poderwać się i obrać jakąś taktykę, ja leżałam na
parapecie i było mi obojętne. Mogą wziąć mnie w niewolę, zabić
na miejscu, a nawet torturować. Nic nie było mi straszne, bo nicość
po odejściu Uchihy zafundowała mi wiele wrażeń. Chciałam umrzeć.
Powietrze przeszył
czyjś syk, soczyste przekleństwo i jedno niewyraźne mruknięcie.
- Gomen… - gdyby
tylko moje serce choć raz zatrzepotało niespokojnie to poderwałabym
się do walki. Ale ono miarowo wybijało swój rytm w bezpiecznych
okowach żeber, czekając na decyzję mózgu. Ten z kolei nie
wydawał się być zaalarmowany hałasem, może z powodu zamroczenia
alkoholowego. A więc trwałam w oczekiwaniu na to, co przeznaczył
mi los.
- Szukać jej. –
warknął ktoś niecierpliwie i tak władczo.
- Hai. – mruknęli
w odpowiedzi kompani. Tego trzeciego musieli zostawić w salonie, bo
usłyszałam, jak na piętro wchodzi jedna osoba, a po parterze
porusza się druga. Mój umysł zbyt wolno wyłapał zagrożenie, ale
zaalarmował na całego. Szybko wyciszyłam poziom chakry i
uspokoiłam oddech. Pięknie. Zsunęłam się z parapetu słysząc
włamywacza w pokoju obok. Prześlizgnęłam spojrzeniem po pokoju i
utkwiłam wzrok w zegarku, który wskazywał pierwszą w nocy.
Powoli, starając się nie narobić hałasu, wsunęłam się pod
łóżko i wyczekiwałam. Głupia, głupia, głupia. Mogłam otworzyć
okno i po prostu zeskoczyć, ale byłam mistrzynią w podejmowaniu
złych decyzji.
Z dołu dobiegł
mnie głos jednego z obcych.
- Tu jej nie ma. –
i cichą, acz wyraźną odpowiedź:
- Kuso. – musiał
być wściekły. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a ja spod
łóżka ujrzałam stopy mężczyzny. Poziom jego chakry był potężny
i niecodzienny. Zwykli włamywacze nie posiadaliby takich
umiejętności. Oni musieli chcieć czegoś więcej niż cennych
rzeczy.
- Mam cię. –
usłyszałam i przerażona poczułam, jak łapie mnie za kostkę i
wyciąga spod łóżka. W akcie dzikiej rozpaczy skumulowałam w
dłoniach chakrę i złapałam nimi za nadgarstki oprawcy paraliżując
jego system nerwowy na kilka minut. Rejestrowałam, jak jego
bezwładne ciało opada z łoskotem na posadzkę, ale nie mając
wiele czasu zerwałam się do biegu. Mistrzyni w podejmowaniu złych
decyzji wybrała schody prowadzące do salonu, wprost w łapy
pozostałych dwóch shinobi. Było już za późno na odwrót. Gdy
zeskakiwałam z ostatniego stopnia czyjeś dłonie pochwyciły mnie w
pasie. Krzyknęłam i zaczęłam się szarpać.
- Uważaj na jej
dłonie. – usłyszałam głos z kanapy i przypomniałam sobie o
tym, że jestem dobrym shinobi. Ponownie skumulowałam w rękach
chakrę, ale ten oprawca był sprytniejszy. Poczułam, jak pod
wpływem jego techniki moje ciało sztywnieje uniemożliwiając mi
jakikolwiek ruch. Technika defensywna. Umysłem skontrolowałam
przepływ chakry tak, aby cienką ścieżką dotarł do mojego serca
spowalniając je. Teraz sprawiało wrażenie martwego. W normalnych
warunkach wymagało to kilkuminutowego uspokojenia i maksymalnego
skupienia, więc nie wiem, jak przebiegło to w obecnym stresie.
Technika pozwalała mi na oszukanie przeciwnika i jednoczesne
kontrolowanie otoczenia. Mój własny wynalazek.
- Cholera, szefie.
Jej serce nie bije. – usłyszałam przerażony głos trzymającego
mnie mężczyzny. W pokoju zapała cisza przerywana przesuwaniem się
wskazówek zegara.
Schodzący po
schodach włamywacz lekko kulał, ale nic nie powiedział. Milczący
typ. Siedzący na kanapie poruszył się. – Bierzemy ją ze sobą.
– cholera. Ta technika miała to do siebie, że przywracanie serca
do jego normalnego tętna, które pozwalało na bezpieczne wybudzenie
się z letargu, zajmowało kilka dni.
Poczułam, jak
otulają mnie poły materiału, zapewne należącego do płaszcza
niosącego mnie shinobi, a chwilę potem wyszliśmy na mróz.
Spowolnienie przepływu krwi w moim krwiobiegu spowodowało samoistne
wyziębienie mojego organizmu, a co za tym idzie – jego
zesztywnienie.
- Ona jest sztywna.
– poczułam jego wibrujący w klatce piersiowej głos, który
rezonował w całym moim organizmie.
- Cwana bestia. –
mruknął gniewnie ten trzeci. Przyzwyczaiłam się, że jeden z nich
w ogóle się nie odzywa.
Nie wiem, ile czasu
mnie nieśli, ale czynniki z zewnątrz docierały maziście i bardzo
odlegle. Zastygłe w bezruchu mięśnie i kości zdawały się być z
kamienia, a przeraźliwe zimno już dawno wychłodziło mój
organizm. Jedynie bardzo powolna, wyczuwalna tylko dla medyka praca
serca sprawiała, że nie zamarzłam na śmierć.
- Zanieście ją do
celi i zawołajcie Karin. – Chryste! Trafiłam do Hebi! Czyli…
Milczącym był Jūgo, niósł mnie Suigetsu, a ten trzeci to…
Sasuke.
Ułożył mnie na
twardej pryczy i przykrył szorstkim pledem. Pomieszczenie
śmierdziało zaschniętą krwią i ludzkimi odchodami. Gdzieś w
kącie usłyszałam pisk szczura, co nie spodobało mi się
specjalnie. I byłabym się wzdrygnęła, gdyby nie fakt, że jestem
martwa. No, nie do końca.
Nie wiem ile czasu
leżałam, ale w końcu do celi weszła jakaś osoba. Z tego, co
zdołałam zarejestrować, to nie zamknęła krat w pomieszczeniu.
Podeszła do mnie i dotknęła mojego policzka. Dłonie zdecydowanie
należały do kobiety, więc zapewne badała mnie Karin.
- I co? –
usłyszałam Suigetsu. Warknęła w odpowiedzi i zaczęła mnie
badać. Ze sposobu, jakim to robiła wywnioskowałam, że kiedyś
miała styczność z leczeniem, ale nie należała do wybitnych
jednostek. Sasuke musiał trzymać ją w Hebi tylko ze względu na
jej niesamowitą umiejętność wyszukiwania i rozpoznawania chakry.
- Na pierwszy rzut
oka jest martwa. – prychnęłam równo z Suigetsu. To znaczy, ja
zrobiłam to mentalnie. – Jej serce bije naprawdę powoli i w
dużych odstępach czasowych. Jej tętno nie jest wyczuwalne. Musiała
stworzyć tę technikę sama. – odparła.
- Albo ty jesteś
zbyt niedouczona. – mruknął mężczyzna. Karin prychnęła w
złości. – Szef pyta, kiedy się obudzi.
- Równie dobrze to
ja mogę go uleczyć. – mruknęła. Sasuke ranny? A może chory?
Cholera. Jestem tutaj, aby go uzdrowić.
- On chce wyjść z
tego żywy… - dodał aluzyjnie, a kobieta zerwała się z miejsca.
- Nie wiem, kiedy
się ocknie. To jej technika. Nie została opisana, więc to zależy
od niej. Jak dla mnie mogłaby się nie budzić wcale. – rzuciła
pełna pogardy i opuściła celę. Suigetsu podszedł do mojej pryczy
i przysiadł na jej brzegu.
- Postaraj się,
skarbie. Sasuke zostało niewiele czasu. – odparł poważnie, a ja
zastanawiałam się ile wiedzieli. Może powiedział im o moim głupim
uczuciu i teraz grają na moich emocjach? A może naprawdę zostało
mu mało czasu? Wiedziałam jedno. Nie obudzę się wcześniej jak za
cztery dni.
* * *
- Co z nią? –
zapytał Sasuke. Karin siedziała w fotelu naprzeciwko jego łóżka
i wpatrywała się w przywódcę Hebi spokojnym spojrzeniem.
- Sama stworzyła tę
technikę i nic nie mogę na to poradzić.
- Nie dasz rady jej
wybudzić? – zirytował się. Pokręciła głową.
- Jakakolwiek
ingerencja w jej obecny stan może spowodować jej śmierć. –
mruknęła. – Tsunade nie żyje, a Haruno jest jedyną, która ma
możliwość wyleczenia cię.
- Wiem. – warknął
rozeźlony. Doskonale to wiedział. Nie widział się z nią tyle
lat. Głupi skarcił się w głowie za swoją sentymentalność.
Uzdrowi cię, a ty ją po prostu zabijesz pomyślał. Tak, to
było wyjście z sytuacji. Ale na jak wiele będzie go stać, gdy
spojrzy w jej zielone tęczówki, które ostatnim razem wypaliły w
jego duszy smutek i tęsknotę? Głupi sentymentalny Sasuke
syknęła z pogardą jego podświadomość. – Wyjdź. – Karin
posłusznie opuściła pomieszczenie.
- Jūgo. –
powiedział. Nie musiał krzyczeć, mężczyzna zawsze pojawiał się
na jego najcichsze wezwanie. – Przenieś ją do wolnej sypialni w
północnej części. Zadbaj, by miała opiekę. – Jūgo skinął w
odpowiedzi i zniknął z jego pola widzenia. Uchiha westchnął i
zapadł w sen. Jego ciało zdecydowanie zbyt szybko męczyło się,
pokonywane przez nieznaną mu chorobę. Haruno miała być jego
wybawieniem.
* * *
Czułam zmiany w
swoim organizmie, co sugerowało upłynięcie wyznaczonego czasu.
Lada chwila miałam się obudzić i stanąć przed swoim
przeznaczeniem i przekleństwem równocześnie. Jak miałam
zareagować? Rzucić mu się na szyję? Nawrzeszczeć? Olać go?
Powieki drgnęły pod wpływem budzących się z letargu mięśni, by
chwilę potem podnieść się do góry. Głos całkowicie zamarł w
moim gardle, ale z tego akurat byłam rada. Nie musiałam nic mówić,
kiedy stanę z Sasuke twarzą w twarz. Wsłuchałam się w reakcję
swojego serca, która wcale mi się nie spodobała. Mój organ podjął
szaleńczą gonitwę na myśl, że spotkam Uchihę, więc momentalnie
odrzuciłam jego obraz ze swej pamięci. Powoli podniosłam się z
łóżka czując w całym ciele otępienie.
- Idziemy. –
podskoczyłam na materacu słysząc głos Jūgo. Pomału opuściłam
stopy na posadzkę i podtrzymując się drewnianej ramy stanęłam na
równych nogach. Mężczyzna złapał mnie delikatnie pod ramię i
poprowadził w stronę drzwi. Przywdziałam na twarz wyraz chłodnej
maski opanowania i dałam się prowadzić w nieznaną sobie stronę.
- Wejść. –
usłyszałam zimny głos Sasuke, gdy Jūgo zapukał w jedno ze
skrzydeł. Otworzył przede mną podwoje, ale nie wszedł do środka.
Wsunęłam się w półmrok pokoju rejestrując głuchy trzask drzwi.
– Panna Haruno. – głos miał słaby, ale wyniosły i surowy.
Skinęłam głową czując, jak moje ciało powoli odzyskuje
sprawność. – Niezła technika. Nie próżnowałaś przez te lata.
– ponownie skinęłam głową niezdolna wydusić żadnego dźwięku.
– Mowę ci odebrało? – nie był zdenerwowany czy rozeźlony.
Tylko ciekawy. Zaśmiał się, gdy potaknęłam. – Jesteś tutaj
nie bez powodu. – złapałam się drewnianego wezgłowia przy
nogach mebla i wzięłam głęboki wdech. Zarejestrowałam jak
poruszył się niespokojnie, gdy zaczęłam dławić się chwytanym
powietrzem. Chciał kogoś przywołać, ale podniosłam rękę, aby
tego nie robił. Wyplułam kilka haustów zakrzepłej krwi czując na
sobie jego palące spojrzenie.
- To normalne… –
wycharczałam. Opadłam na podłogę i oparłam dłonie na kolanach.
Czułam się zażenowana wiedząc, że Uchiha mnie obserwuje, ale nie
dałam rady podnieść się z dumnie uniesionym czołem. – Na co
cierpisz?
- Częściowy
niedowład dolnej partii ciała. – odparł. – Poza tym bardzo
szybko się męczę i często zaczyna brakować mi tchu. – oparłam
się na zmęczonych ramionach i podciągnęłam na nogi. Chwiejnym
krokiem podeszłam do Sasuke i opadłam ciężko na materac. Technika
może i dobra, ale wycieńczała.
- Zdejmij koszulę.
– mruknęłam. Bez zastanowienia wykonał moje polecenie. – Nie
mam za wiele chakry, więc tylko cię przebadam. – wyjaśniłam.
Skinął głową na znak, że rozumie. Nie spuszczał ze mnie
bacznego spojrzenia. No, tak. Mogłam go po prostu zabić, więc
wolał pozostać czujnym. Zaśmiałam się, na co zmrużył oczy. –
Nie mam na tyle siły, żeby ustać, a co dopiero pozbawić
kogokolwiek życia.
- Ciekawa
umiejętność. – szepnął mrocznie. Pokręciłam głową w
niewiedzy. – Czytanie w myślach. – spłonęłam rumieńcem, ale
nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Przyłożyłam drżące
dłonie do jego klatki piersiowej i zaczęłam rekonesans. Serce
wybijało powolny, miarowy rytm, ale płuca nie pracowały normalnie.
Zmarszczyłam brwi. – Co jest? – zapytał, ale uciszyłam go
jednym spojrzeniem. Muskałam opuszkami palców jego skórę szukając
źródła zakłóconej funkcji oddechowej. Kumulowała się gdzieś w
okolicach lędźwi, które były poważnie uszkodzone. Nadszarpnięte
kręgi wywoływały dysfunkcję chodzenia, a zrosty bezpośrednio
wpływały na złe samopoczucie bruneta. Westchnęłam.
- Zostałeś
ostatnio poważnie poturbowany w walce? – zapytałam. Wywiad w
medycynie to podstawa leczenia. Skinął głową.
- Uderzyłem w półkę
skalną. – pokręciłam głową. – Miałem jedynie ranę, więc
Karin ją uleczyła.
- Oczywiście.
Najlepiej zamieść pod dywan. – warknęłam.
- Wiesz, co mi jest?
– zapytał.
- Masz źle zrośnięte miejsce w lędźwiach, które powodują
nierówną pracę płuc, a pęknięte kręgi uniemożliwiają ci
poruszanie się. – zaklął pod nosem. – Długo to trwa?
- Miesiąc. –
odparł. Podniosłam się na pewniejszych nogach.
– Możliwe, że w
twoim organizmie powstały stałe uszkodzenia i, nawet gdy cię
wyleczę, nie będziesz mógł normalnie funkcjonować.
- Zostanę kaleką?
– jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Skinęłam lekceważąco
głową, ale wewnątrz szalałam. Musiałam znaleźć sposób, żeby
go uzdrowić. – Rozumiem, ale nie przyjmuję tego do wiadomości. –
pewny siebie dupek.
- Nie łapię… -
powiedziałam szczerze. Uśmiechnął się zgryźliwie.
- Nie opuścisz tego
miejsca, dopóki nie odzyskam władzy w nogach. – rzucił zuchwale.
Moje źrenice rozszerzyły się do granic możliwości.
- To może nigdy nie
nastąpić! – krzyknęłam. Jego rysy wykrzywił grymas
wściekłości.
- W takim razie
przyzwyczajaj się do mojej obecności, bo utkniesz ze mną do końca
życia. – odparł. Chciałam coś powiedzieć, ale do sypialni
wszedł Jūgo i Suigetsu. Złapali mnie za ramiona i wyprowadzili na
korytarz.
- Witaj w Hebi,
Sakuro. – uśmiechnął się białowłosy.
* * *
Siedziałam w
kuchni i smarowałam kanapkę masłem. W głowie krążyły mi słowa
Sasuke. Do końca życia? Owszem, ale nie w takiej okoliczności.
Wciąż byłam zdziwiona swobodą, jaką otrzymałam. Bez skrępowania
mogłam poruszać się po całej organizacji, a nawet poza nią.
Jedynie, co mnie ograniczało to ciągły nadzór któregoś z
członków Hebi.
- Cześć, Saki. –
usłyszałam obok głos Suigetsu. Skinęłam głową i powróciłam
do smarowania kanapki. – Spokojnie, bo nic z niej nie zostanie. –
zaśmiał się mężczyzna. Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, a
potem na kanapkę i westchnęłam. Faktycznie, prawie wywierciłam w
niej dziurę. Odłożyłam ją na stół i wstałam.
- Sasuke już się
obudził? – zapytałam. Białowłosy skinął głową. Ruszyłam w
stronę sypialni Uchihy, ale powstrzymał mnie głos towarzysza.
– Jest nie w
humorze. – wzruszyłam ramionami.
- Co mnie to
interesuje?
Zapukałam, ale nie
doczekałam się odpowiedzi. Śmiało pchnęłam skrzydło i
znalazłam się w środku.
- Nie pozwoliłem
wejść. –warknął wychodząc z łazienki. A raczej czołgając
się. – Wynoś się! – ryknął wściekły. Westchnęłam.
Wyglądał żałośnie. Silny i potężny shinobi staje się
niewolnikiem własnego ciała. Ukucnęłam przed nim i złapałam go
pod jedno ramię.
- Chodź.
- Nie potrzebuję
twojej pomocy. – syknął.
- Przestań się
mazgaić i współpracuj. – sapnęłam, gdy spróbowałam postawić
go na bezwładne nogi. Za drugim podejściem był bardziej
przystępny. Oparł się na mnie całym swoim ciężarem, a ja
zmobilizowałam wszystkie siły i powoli, krok po kroku, dotarliśmy
do łóżka. Uchiha ułożył się na materacu i zmierzył mnie
twardym wzrokiem. Widziałam, jak jego klatka piersiowa unosi się
nierytmicznie, co znacznie utrudnia mu normalne funkcjonowanie.
- Odzyskałaś już
siły? – skinęłam w odpowiedzi i usiadłam obok mężczyzny.
Położyłam dłoń na jego torsie czując, jak sztywnieje pod
wpływem mojego dotyku.
- Nie myśl sobie za
wiele. – mruknęłam. – Tylko cię badam. – prychnął w
odpowiedzi. – Dzisiaj spróbuję pozbyć się tych zrostów, co
unormuje twój oddech. – odparłam. Spojrzałam mu w oczy i powoli
zaczęłam rozpinać jego koszulę. Utknęliśmy we wzajemnej sile
swoich tęczówek prowadząc niemą grę uczuć. Nie potrafiłam
określić jednak ich palety. Gdy rozpięłam ostatni guzik zsunęłam
ją delikatnie z ciała mężczyzny. Zalała mnie fala nieznanego
dotąd gorąca, a w ustach mi zaschło. Powstrzymałam się jednak
przed przełknięciem śliny i skupiłam się na swoim zadaniu.
- Czujesz się
bardzo swobodnie w moim towarzystwie. – szepnął. Zmarszczyłam
brwi.
- Wiem i to mnie
martwi. – zaśmiał się urzekając mnie tym dźwiękiem. – Obróć
się na brzuch. – z trudem, ale wykonał moje polecenie. Usiadłam
na jego pośladkach i nachyliłam się nad profilem jego twarzy. –
Śpij. – dokładnie, kiedy mój oddech owionął jego twarz,
zasnął.
Zabrałam się do
pracy. Otworzyłam zasklepioną ranę i używając jego koszuli
otarłam krew ściekającą po jego bokach. Od razu ujrzałam zrosty
blokujące funkcję oddechu. Używając słabej chakry ataku usunęłam
źródło problemu i spojrzałam na uszkodzone kręgi. Nie wyglądało
to źle, ale nie wiedziałam w jakim stopniu zaawansowania jest już
ta dysfunkcja. Szybko zaleczyłam nowo powstałe rany i zasklepiłam
skórę na plecach. Wytarłam resztki krwi i ułożyłam ciało
bruneta w wygodniejszej pozycji. Od razu zarejestrowałam zmianę w
jego oddechu i uśmiechnęłam się pod nosem. Usuwanie zrostów było
dosyć częstym zabiegiem, który wykonywałam w szpitalu, więc
miałam go opanowanego do perfekcji.
- Jūgo. –
powiedziałam na głos, a w pokoju pojawił się wzywany członek
Hebi. – Przynieś mi, proszę, miskę z letnią wodą, czysty
ręcznik i wyślij Karin po rumianek i skrzyp polny. – skinął
głową i zniknął za drzwiami. Liczyłam, że kobieta potrafiła
odnaleźć te zioła. Chwilę potem dostałam miskę i materiał. –
Dziękuję. – mężczyzna drgnął. Widocznie nieczęsto ktoś
dziękował mu za wykonywaną pracę.
- Karin powinna
zjawić się za godzinę. Potrzebujesz czegoś jeszcze? – po raz
pierwszy usłyszałam jego głos. Był cichy, spokojny i całkowicie
wyzuty z emocji.
- Bandaży. –
pokiwał głową.
Po godzinie
przyrządziłam maść poprawiającą gojenie. Wsmarowałam ją w
ranę na plecach Uchihy i obandażowałam go dokładnie.
Zarejestrowałam jego delikatny ruch.
- Nie ruszaj się. –
szepnęłam i odgarnęłam z jego czoła zlepione potem włosy.
Otworzył szeroko oczy i zaczął się wiercić. – Nie ruszaj się.
– powtórzyłam zniecierpliwiona.
- Chcę położyć
się na plecach. – mruknął ochryple.
- Masz świeżą
ranę, więc na razie nie możesz. – namoczyłam ręcznik i
przemyłam nim twarz mężczyzny. Przymknął powieki, ale
momentalnie otworzył je szeroko.
- Mój oddech… -
zaczął.
- Wiem. A teraz
proszę, nie ruszaj się. – zmierzył mnie poważnym spojrzeniem,
ale skinął głową. Zauważyłam na jego ciele gęsią skórkę,
więc złapałam za koc leżący na fotelu i przykryłam nim Sasuke.
Przez chwilę na jego twarzy gościł wyraz zakłopotania i
niezręczności, ale umknął równie szybko jak się pojawił. –
Widziałam resztę obrażeń. – odparłam. Usiadłam na podłodze
obok łóżka i wpatrzyłam się w zmięcie na pościeli. Wszystko,
byle nie patrzeć w oczy Sasuke. Westchnął. – Nie są poważne,
ale nie wiem jakie szkody już zdążyły wyrządzić. Naprawdę nie
wiem, czy będziesz jeszcze kiedykolwiek chodził, Sasuke. – drgnął
na dźwięk swojego imienia.
- Sakura… - teraz
to ja zadrżałam. Cholera, nie chciałam przebywać w tym pokoju ani
chwili dłużej. Wstałam z ziemi i skierowałam się do wyjścia.
- Odpoczywaj. –
mruknęłam. Zanim zatrzasnęłam drzwi raz jeszcze usłyszałam
swoje imię. Osunęłam się po zamkniętym skrzydle i ukryłam twarz
w dłoniach. Było bardzo źle. Zbyt gwałtownie reagowałam na jego
obecność i to było zgubne.
Podniosłam się i
szybko wróciłam do swojego tymczasowego pokoju. Gdy tylko zamknęłam
się w środku opadłam ciężko na łóżko i wróciłam myślami do
Konohy. Zniknęłam bez śladu. Może wykorzystam fakt i już tam nie
wrócę?
Tak byłoby lepiej.
Krążyłabym samotnie po świecie nie szukając niczego konkretnego.
Nic nie trzymałoby mnie w miejscu, nie musiałabym się o nikogo
martwić ani troszczyć. Miałabym czas na szkolenie swoich
umiejętności bez poczucia, że coś mnie w życiu mija. Byłabym
jak Sasuke, ale bez dodatku w postaci zemsty. Zamknęłam oczy i
odpłynęłam w niebyt.
Obudziło mnie
pukanie do drzwi. Potrząsnęłam głową, żeby się dobudzić i
ziewnęłam przeciągle.
- Proszę. –
odparłam i wstałam poprawiając rozczochrane włosy.
- Sasuke chce cię
widzieć. – mruknęła Karin. Spojrzałam na naręcze ubrań, które
trzymała.
- Co to za rzeczy? –
zapytałam z chłodną rezerwą. Spuściła wzrok na kilka szmat.
- Ubrania do
wyrzucenia. – odpowiedziała.
- Zostaw je u mnie w
pokoju. – rzuciłam i wskazałam dłonią na łóżko. Popatrzyła
na mnie niezrozumiale. – Chyba nie uśmiecha ci się pożyczanie mi
ciuchów, nie? – zapytałam.
- Nie mam na to
najmniejszej ochoty. – prychnęła.
- A więc sama sobie
coś zorganizuję. – ponagliłam ją wzrokiem. Natychmiastowo
odetchnęła z ulgą i rzuciła je na moje łóżko. Opuściłam
pokój zaraz po Karin i udałam się do sypialni Sasuke, z której
właśnie wychodził Jūgo. Kąciki jego ust podniosły się do góry,
gdy przepuszczał mnie w drzwiach. Skinęłam mu głową i ponownie
usłyszałam trzask zamykanych skrzydeł. Przyzwyczaiłam wzrok do
panującego tu półmroku i powoli ruszyłam w stronę łóżka
przywdziewając maskę obojętności. Chociaż zauważyłam, że nie
musiałam, bo i tak nic nie czułam.
- Widzę, że już
lepiej oddychasz. – zwróciłam uwagę na zdrowe ruchy klatki
piersiowej Uchihy.
- Owszem. Kiedy
zoperujesz mi kręgi? – zapytał.
- Dopiero co
ingerowałam w tamtym miejscu. Musi upłynąć co najmniej dwie doby,
żebym ponownie otworzyła ranę. – wyjaśniłam. Nie skrzywił się
na tę wiadomość. – Co będzie ze mną, gdy odzyskasz sprawność?
– zapytałam. Spojrzał na mnie zastanawiając się nad czymś.
- A co byś chciała?
– zwrócił się pytaniem na pytanie, a ja podniosłam na niego
zaskoczony wzrok. Właśnie. Czego chciałam? Zostać z nim i
przyłączyć się do Hebi? Wrócić do Konohy? Odejść spokojnie w
świat? A może…
- Chciałabym zginąć
z twojej ręki. – odparłam po minutach zastanowienia. Zamarł.
Wow. Aż mnie zmroziło.
OdpowiedzUsuńOby tak dalej :)
Pockerowa
Końcówka genialna, czekam na nn.
OdpowiedzUsuńMaykammi.
No wiesz? Kończyć w takiej chwili...
OdpowiedzUsuńA ta Sakura chyba żartuje! Pewnie Sasuke się w niej zakocha i nie będzie w stanie jej zabić, co? Tak myślę. Albo inaczej - chciałabym, żeby tak było choć to do niego niepodobne :D
Czekam na część drugą! Pozdrawiam:*
Na internecie pełno jest opowiadań, w których to Sasuke porywa Sakurę do swojej kryjówki. Właściwie, można powiedzieć, że ten temat jest już oklepany... Ale podoba mi się.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że zauroczyło mnie to, jak kreujesz bohaterów: zachowują charaktery pierwowzorów, ale nie są przesadzeni. Nawet nie wyobrażam sobie jak trzeba się natrudzić, żeby czytelnik naprawdę poczuł zmianę w takim Sasuke. I żeby to wyszło naturalnie.
Blogerki zawsze przesadzają albo w jedną, albo w drugą stronę: 1. Sasuke jest wrednym palantem, dupkiem, który gwałci dawne przyjaciółki z drużyny, ale... Na końcu i tak będą żyć długo i szczęśliwie. Czytając takie coś mam ochotę przejechać otwartą dłonią po twarzy...
2. Sasuke wrócił do Konohy (sam, dobrowolnie) i gdy tylko zobaczył Sakurę od razu wyznał jej miłość. Był słodki, miły, czuły... Czyli kompletne przeciwieństwo Sasuke jakiego znamy. I kochamy.
Dzięki Bogu, są jeszcze autorki, które potrafią wczuć się w role swoich bohaterów :)
Jedyne co mogłabyś dodać to więcej opisów. Wiem, że to partówka, więc bardziej skupiasz się na akcji, przez to tych opisów jest mniej, ale czasem ich brakuje: choćby nastrój panujący w kryjówce.
Chyba to wszystko co chciałam napisać.
Pozdrawiam! :*
Hotaru-chan
PS. Gomen za Anonim, ale się śpieszę ^^
Notka była wspaniała. Man nadzieje ze nie bedziesz słuchać niektórych komentarzy i bedziesz dalej prowadzić bloga bo jest wspaniały. Yuki-pink
OdpowiedzUsuńHah... to było tak dobre, że pozwolisz iż najpierw skomentuję notkę, a potem odpowiem na twoje pytania.
OdpowiedzUsuńJak zauważyła Hotaru-chan wybrałaś z pozoru dosyć oklepany temat, ale tylko z pozoru. W rzeczywistości opowiadanie jest bardzo oryginalne i jak widzę usłuchałaś przynajmniej w części moich rad. Pisanie sprawiało ci przyjemność? I o to chodzi.
Jestem zaintrygowana jak zawsze z resztą. Czuję jakby nagle z ręki zabrano mi dobrą książkę. Że też skończyłaś w takim momencie! Będę się gryźć tym, co będzie dalej, bo to wymyka się wszelkim schematom i nie mogę przewidzieć ciągu dalszego. Szczególnie po ostatniej wypowiedzi Sakury.
Liczę, że kolejna część będzie równie wspaniała. I będę na nią czekać niecierpliwie.
A co do twoich pytań, które zadałaś w komentarzu pod rozdziałem czwartym opowiadania, które tworzę z Patką...
Ciężko jest mi nawet o tym mówić. Nie mam komputera i to nie z powodu jakiejś tam awarii, tylko nauki. Widzisz jestem w 3-ciej klasie gimnazjum, czeka mnie egzamin i wybór szkoły no i rodzice stwierdzili, że nauka pójdzie mi lepiej, jak nie będę miała dostępu. Mam go tylko okazyjnie na chwilę i też nie codziennie.
Z pisaniem krucho, z komentowaniem krucho, ze wszystkim u mnie krucho, więc przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej.
Chciałam cię przy okazji zaprosić na mojego nowego bloga również o parze SasuSaku tylko mniej konwencjonalnie ujętej. http://armagedon-smierci.blogspot.com/ Puki co pojawił się tam prolog.
Pozdrawiam serdecznie, Ikula