poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Siedem lat [2]

        Patrzył na mnie z niemym pytaniem w oczach. Wiedziałam, że nie rozumiał, ale cóż. Ja sama nie pojmowałam swojej odpowiedzi.
- Chcesz umrzeć z mojej ręki? – zapytał. Skinęłam głową.
- Poczekam, aż wydobrzejesz. Wyćwiczysz swoje ciało i wrócisz do poprzedniej sprawności, a dowodem na twoją potęgę będzie uśmiercenie mnie w walce. – dodałam i rzuciłam mu chłodne spojrzenie. – Dasz radę, Uchiha. – odparłam i skierowałam się do drzwi. – Wrócę pojutrze, żeby dokończyć to, co zaczęłam. – złapałam za klamkę z zamiarem wyjścia, ale powstrzymał mnie jego głos.
- Dlaczego chcesz zginąć? – westchnęłam. Powoli odwróciłam się w jego stronę, mierząc go wzrokiem.
- Czemu słyszę w twoim głosie wahanie, Sasuke? – zastanowiłam się. – Nie na każde pytanie jest odpowiedź. – mruknęłam i zapatrzyłam się w tykającą wskazówkę zegara. Po co pytał? Przecież był wyszkolonym shinobi, bezwzględnym zabójcą, więc czego chciał?
- Na to muszę ją usłyszeć, Sakura. – tak miękko wymówił moje imię. Inaczej, niż dotychczas.
- Miłość zabija. – rzuciłam aluzję i załapał ją. Uśmiechnął się. Tak po ludzku, bez drwiących uczuć. Ten gest wywołał u mnie mieszane emocje. Poczułam przez chwilę bijące od niego ciepło. Coś, czego nigdy nie doświadczyłam od Sasuke. Długą chwilę myślał nad czymś intensywnie. Nagle wyraz jego twarzy zmienił się w poważny i tak mrocznie skryty, a to ciepło po prostu rozpłynęło się jak poranna mgła.
- Zatem wybiję całą wioskę, którą tak irracjonalnie kochasz. Wymorduję każdego po kolei, nie patrząc czy to jest dziecko, kobieta czy starzec. Spalę ją, a na koniec zatańczę na jej ruinach. Rozpierzchnę w drobny mak wszystko, co jest dla ciebie ważne i drogie. Potem zmuszę cię, żebyś patrzyła na śmierć swojego dotychczasowego życia. – odparł wypranym z emocji głosem. – A teraz wyjdź. Do zobaczenia za dwa dni. – chciałam coś powiedzieć, ale szok skutecznie hamował moją zdolność sensownego składania zdań. Bez słowa opuściłam pomieszczenie.
        W pokoju przeglądnęłam ubrania, które w większości należały do Karin. Nie były zniszczone, tylko prawdopodobnie znudziły się już kobiecie i postanowiła je wyrzucić. Żeby chociaż na chwilę oderwać myśli od dziwnie niepokojącej rozmowy z Sasuke zabrałam się ochoczo do przerabiania tych ledwie zakrywających ciało szmat na normalne ubrania.
        Po kilku godzinach wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zastałam w niej Karin, która próbowała ugotować coś w dymiącym się na siwo garnku. Szybko podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież.
- Pokaż. – podeszłam bliżej i zajrzałam do spalonego naczynia. Pokręciłam głową.
- Dam sobie radę. – mruknęła odpychająco. Westchnęłam.
- Uspokój się. Długo tu nie zabawię. – zapewniłam, co zmusiło Karin do poświęcenia mi więcej uwagi niż dotychczas.
- Te, różowa. – spojrzałam na nią niechętnie. Przypatrywała mi się z uwagą analizując moje słowa. Zniecierpliwiona wbiłam oczy w sufit, ale na dźwięk jej głosu ponownie skupiłam całą swoją uwagę na okularnicy. – Co masz na myśli? – postanowiłam zagrać na jedną kartę.
- Długo nie pożyję. Jak tylko Sasuke dostanie to, czego chce, zabije mnie. Więc, proszę, nie uprzykrzajmy sobie ani innym tego czasu, w którym tu pożyję. – w moich słowach kryła się prośba, którą Karin zaczęła na poważnie rozważać. Po chwili skinęła niechętnie głową, ale nim minęło dziesięć minut prowadziła ze mną ożywioną rozmowę.
        Dowiedziałam się o jej bolesnej przeszłości. Skrywała wiele sprawiających cierpienie wspomnień i poczułam do niej nić sympatii. Długo nie pożyję, więc mogłam sobie pozwolić na zagłębienie z nią relacji. Karin również nie wydawała się mieć oporów.
- Czyli początkowo byłaś u Orochimaru? – zapytałam, a kobieta skinęła głową. Podałam jej umyte marchewki, a ona zaczęła je kroić. – Jak to się stało? – drążyłam.
- Moja wioska spłonęła doszczętnie, gdy byłam mała. – momentalnie obiły mi się echem słowa Sasuke ‘Spalę ją, a na koniec zatańczę na jej ruinach’. – On znalazł mnie i wyczuwając mój potencjał przygarnął do siebie. Uratował mnie. – powstrzymałam się od prychnięcia. Taki człowiek jak Orochimaru nigdy nie ratuje. Bynajmniej nie bezinteresownie.
- A jak trafiłaś do Hebi? – czerwonowłosa uśmiechnęła się pod nosem.
- Najpierw spotkałam Sasuke. – powiedziała. Spojrzałam na nią zaciekawiona. – Uratował mnie przed niedźwiedziem w Lesie Śmierci, podczas mojego egzaminu na Chūnina. Potem minęło trochę czasu, gdy ponownie mnie odnalazł. Był już wtedy z nim Hōzuki. Przyłączyłam się do nich, a jako ostatni do Hebi został wcielony Jūgo. – wzruszyła ramionami.
- Od początku Sasuke zakładał, że będzie was razem czworo? – zapytałam ciekawa, a Karin potaknęła. Spojrzała na mnie.
On pierwszy powiedział, że moje umiejętności są ponadprzeciętne. Orochimaru to wiedział i robił z tym co chciał. A Sasuke… - urwała i zamyśliła się. – Sasuke po prostu wziął mnie pod swoje skrzydła. Każdy w Hebi jest mu wierny i oddany, bo czerpie z tego korzyści dla siebie.
- Rozumiem. – wrzuciłam makaron do gotującego się ramen. Odebrałam od Karin marchew i dołączyłam do dania.
- Ładnie pachnie. – mruknęła. Widać, że dawno nikt tutaj nie ugotował niczego zjadliwego, bo po chwili w kuchni zjawił się rozochocony Suigetsu, a zaraz za nim Jūgo. Nałożyłam porcję dla Uchihy i podałam ją rudemu. Odebrał ją ode mnie i skinął głową ulatniając się z pomieszczenia. Nałożyłam jedzenie reszcie, a sama jedynie spojrzałam na parujący garnek i zrezygnowałam ze spożycia. Żołądek miałam ściśnięty w supeł i niewiele byłabym wstanie przełknąć.
- Idę do siebie.
- Musisz odzyskać siły, żeby uleczyć Sasuke. – Karin wręczyła mi miskę z ramen, a Suigetsu zakrztusił się przełykanym kęsem chleba. Spojrzał na okularnicę i skrzywił się.
- Masz gorączkę?! – zawołał. Nie zrozumiałam jego oburzenia. Być może dlatego, że nie znałam ich wzajemnych relacji.
- Nie mogę się troszczyć? – odparowała Karin.
- Nie możesz! Nie ty! – wrzasnął wciąż zszokowany. – Ty się o nikogo nie troszczysz! – czerwonowłosa obruszyła się.
- Troszczę się o ludzi, których lubię. Ty się do nich nie zaliczasz! – odpyskowała. – Jedz, Sakura.
- Dzięki. – mruknęłam i szybko ulotniłam się z kuchni, gdzie atmosfera znacznie zgęstniała. Jeszcze na korytarzu słyszałam ich kłótnię, ale już nie rozumiałam połowy ze słów, którymi operowali. Z ostatnich dni mogłam śmiało wywnioskować, że Suigetsu i Karin nie darzą się sympatią. Chociaż może właśnie odwrotnie? Wciąż się kłócili, dogryzali sobie, wzajemnie uprzykrzali każdą wolną chwilę, ale widziałam jak na dłoni ich wzajemne przyciąganie. Dosłownie kleili się do siebie. Jūgo zaś był na uboczu. Izolował się od nich i nieraz miałam wrażenie, że myśli o nich jak o idiotach. Cóż, nie dziwiłam mu się. A Sasuke... Nie wiem, jaki mają do niego stosunek. Jedno jednak jest pewne: posiadają wiele szacunku do Uchihy.
Minęłam się z Jūgo. Mężczyzna w ostatniej chwili złapał mnie za ramię, a ja omal nie wylałam na siebie porcji gorącej zupy.
- Wybacz. – mruknął cicho. – Pachnie znakomicie. – kąciki moich ust uniosły się nieznacznie.
- Smacznego. – odparłam i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju.
* * *
        Kolejnego dnia Karin pokazała mi ich bibliotekę. Posiadali naprawdę sporo ksiąg i zwojów na temat leczenia. Z chęcią zakopałam się w kilku pozycjach starając się wchłonąć jak najwięcej wiedzy. Jednak po chwili odłożyłam tomy. Po co miałam się uczyć, skoro i tak z tego ne skorzystam? Zamknęłam powieki odganiając wizję własnej śmierci. Jeszcze mam na to czas.
- Sakura? – usłyszałam głos Suigetsu. Otworzyłam oczy i natknęłam się na niepewną minę Hōzuki 'ego. Stał w drzwiach i spoglądał na mnie pytająco. Skinęłam głową na znak, że może wejść głębiej.
- Co się stało? – zapytałam. Westchnął.
- Mam sprawę. – usiadłam prosto i zachęciłam go do mówienia. – Bo widzisz… Kiedyś, podczas jednej z walki, doznałem kontuzji, która teraz mi przeszkadza. Mogłabyś zobaczyć, czy da się coś z tym zrobić? – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Gdzie masz tę kontuzję? – zapytałam. Hōzuki zdjął koszulę i wskazał dłonią prawą łopatkę. Podeszłam do niego i zaczęłam badać niesprawne miejsce. Faktycznie, coś musiało się źle zrosnąć i wymagało to poprawnego nastawienia. Bez ostrzeżenia złapałam bark Suigetsu i umiejętnie wyłamałam go z użyciem niewielkiej ilości chakry. Usłyszałam przeciągły jęk mężczyzny, który był pełen bólu i pretensji. Szybko skumulowałam leczniczą energię w prawej dłoni i po kilku minutach przywróciłam to miejsce do pełnej sprawności.
- Au. – mruknął, gdy zakładał koszulę.
- Nie jęcz, tylko wykonaj kilka ruchów, które do tej pory były bolesne. – rzuciłam i obserwowałam, jak na jego twarzy wykwita szeroki uśmiech.
- Dzięki. – odpowiedział wesoło i wybiegł z biblioteki. Westchnęłam i spojrzałam na półki z księgami dotyczącymi anatomii. Chyba dobrze byłoby przypomnieć sobie informacje o kręgach, zanim będzie za późno i coś sknocę.
        Po południu Jūgo wszedł do mojego pokoju i usiadł w jednym z foteli. Zdziwiona jego śmiałością odeszłam od szafy i zasiadłam w drugim, po czym spojrzałam na zamyślonego mężczyznę.
- Co wymusiłaś na Sasuke? – zapytał w końcu. Nie spodziewałam się poruszenia tego tematu, zwłaszcza przez Jūgo.
- Niczego nie wymuszałam. – odparłam i spuściłam wzrok na swoje palce domyślając się, o co chodziło rudowłosemu.
- Nie odzywa się, odkąd rozmawialiście ostatnim razem. – zauważył, a ja spojrzałam na poważnego mężczyznę.
- Sasuke jest bardzo humorzastym człowiekiem, Jūgo. – odparłam wymijająco. – Powinniście już to wiedzieć za tyle lat przebywania z nim w Hebi. – skinął, poniekąd przyznając mi rację.
- Nie kontroluję swojej pieczęci. – powiedział znikąd. Słyszałam, że nazywają go ‘Wagą’, bo byle błahostka jest wstanie przeważyć jego nastrój. Niekoniecznie w tę pozytywną stronę. – Czuję twoją niepewność, Sakuro. – mruknął. – Teraz nie musisz się mnie obawiać. Chyba. – zażartował, a ja wzięłam to za dobra monetę. Uśmiechnęłam się starając się rozluźnić spięte mięśnie.
- Otwieracie się przede mną, jedno po drugim. – zaczęłam. Przerwał mi gestem. Podniósł się z miejsca i skierował swe kroki ku wyjściu. W drzwiach zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię.
- Bo coś w tobie jest, Kwiecie Wiśni, co każe mieć nam nadzieję. – i wyszedł, zostawiając mnie w paraliżującym szoku.
* * *
        Wstałam dzisiaj wcześnie rano, czując na sobie presję upływającego nieubłaganie czasu. Wyjątkowo wzięłam zimny prysznic modląc się w duchu o spokój i wytrwanie. Ubrałam nowe szorty i koszulkę, a włosy związałam w ciasny kok. Wzięłam kilka głębszych wdechów i skierowałam się do pokoju Karin. Zapukałam, a po chwili moim oczom ukazała się kompletnie ubrana już okularnica.
- Będę potrzebowała świeżego skrzypu i rumianku. Ponadto kawałek skały wapiennej i białka z jajek. Kilka bandaży, miskę z ciepłą wodą i ręcznik. – skinęła mi głową i posłała krzywy uśmiech. Uch, zawsze to coś.
- Za dwie godziny dostaniesz co potrzeba. – odpowiedziałam jej potaknięciem i udałam się do kuchni zjeść jakieś śniadanie, chociaż tak samo, jak przedwczoraj, nie byłam wstanie przełknąć ani kęsa. Aż się dziwiłam, jak szybko i sprawnie regeneruje się poziom mojej chakry na tym głodzie. W pomieszczeniu panował półmrok. Zresztą jak w całej organizacji. Wszystkie meble były surowe, ciosane z grubych drewien, a wciąż świeży zapach żywicy unosił się wokoło mdląc słodkością. Potrząsnęłam głową i przejrzałam skąpo zaopatrzone szafki. Widać było, że bardzo mało czasu udaje im się spędzić w kryjówce. Od razu nasunęło mi się pytanie, czy to miejsce kiedykolwiek stworzyło im dom? Czy kiedyś któreś z nich pomyślało o kompanach jak o rodzinie? Nasza drużyna siódma była mi rodziną. Dobry wujek Kakashi, Naruto był mi bratem, a Sasuke... Cóż. Z perspektywy czasu był jak adoptowane dziecko. Kochaliśmy go, ale miał skazy, których nie potrafiliśmy sforsować. Biedne, osamotnione dziecko pozostawione na pastwę samemu sobie.
        Ale ile by się zmieniło, gdyby jego rodzina żyła? Czy miłość matki i ojca zmieniłaby jego przeznaczenie, którym było zgładzenie brata? Czy cokolwiek mogłoby skłonić go do ludzkich emocji? Jak mocne musiałoby być to uczucie, aby Sasuke wreszcie poczuł empatię? Z każdą kolejną myślą poprzednie wiązały mi się w supełki tworząc sieć nie do rozplątania, więc szybko wycofałam się z tych terenów moich rozważań i zamknęłam się w pozornie bezpiecznym świecie wspomnień. Tych dobrych wspomnień. Tych, do których uwielbiałam wracać, gdy było mi źle. I chociaż wiedziałam, że to jest potworna słabość to musiałam czuć, że w życiu spotkało mnie kilka dobrych rzeczy. Tych, o których warto pamiętać. I bez wątpienia Sasuke do nich przynależał. Samoistnie był częścią nich.
        Wyszłam na korytarz i oparłam dłoń o zimną, surową ścianę korytarza. Skała była szorstka, ale bezpieczna. Miałam wrażenie oparcia, czego brakowało mi w tych ostatnich dniach. W wolnym tempie szłam wsłuchując się w natrętne echo moich kroków, które z kolei głucho rezonowało w mojej głowie spiętrzając poczucie totalnej pustki i osamotnienia. Śmierć? W końcu to słowo przebiło się przez mroczne otchłanie mojej podświadomości. Zrezygnowana zapuściłam się w to niezbadane miejsce mojej psychiki i zadałam sobie podstawowe pytanie: czy ja chcę żyć? Czy jestem tchórzem chcąc umrzeć? A może to oznaka niesamowitej odwagi? Głupia. Bardzo możliwe, że żadne z moich czynów nie miały dotąd żadnego głębszego znaczenia. Niepotrzebnie staram się wyróżnić. Nadać moim decyzjom wagi, której prawdopodobnie nigdy nie miały. Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło i z niesmakiem śledziłam ten odgłos, który echo tak chętnie zabrało ze sobą w głąb kryjówki. Czas zmierzyć się z przeznaczeniem.
* * *
        Z potrzebnych mi ziół zrobiłam dwie maści; jedną na leczenie chrzęści łączącej kręgi, a drugą na szybsze gojenie ran. Z koszykiem pełnym bandaży, gaz i ręczników weszłam do pokoju Sasuke. Na stoliku czekała już na mnie miska z wodą, a łóżko było zaścielone dwiema warstwami prześcieradła.
- Połóż się na brzuchu. – rzuciłam do Sasuke. Bez słowa wykonał moje polecenie. Najpierw obmyłam ledwie zasklepioną ranę wodą, a potem dokładnie umyłam dłonie. Usiadłam na jego pośladkach dokładnie tak samo, jak poprzednio i nachyliłam się nad jego twarzą.
- Śpij. – swoją techniką odesłałam go do krainy snów. Niewiele czekając otworzyłam ranę i rozpoczęłam dokładne i dosyć powolne odbudowywanie uszkodzonych kręgów. Wymagało to pełnego skupienia i wysokiego poziomu chakry, a więc nikt ani nic nie mogło mnie rozproszyć.
        Siedzenie kilka godzin w jednej pozycji było męczące. Kręgosłup miałam wygięty w nienaturalny sposób, co doprowadziło mnie do bolesnego skurczu, ale musiałam wytrzymać. Zostało już tak niewiele. Jeszcze godzina i będę mogła zamykać.
        Dokładnie sprawdziłam, czy wszystko poszło zgodnie z zamierzeniami. Wzięłam na palce maść ze skruszonej skały wapiennej i białek jajka i powoli natarłam nią regenerujące się kości. Wszystko zamknęłam z odpowiednią precyzją i zasklepiłam ranę nakładając na nią leczniczą maź z pozostałych składników.
- Jūgo. – zawołałam, a mężczyzna natychmiast znalazł się w pokoju. – Potrzebuję trzech desek długości od kolan Sasuke po jego barki, dwóch o długości od torsu po uda, kilka drutów i dwie średniej długości linki, ale koniecznie splecione z materiału. – skinął głową i zniknął na korytarzu zamykając za sobą drzwi. Po chwili dostałam to, o co prosiłam. – Suigetsu?
- Tak? – znalazł się przy mnie. – Pomóż mi.
        Po półgodzinnym zmaganiu się z bezwładnym ciałem Sasuke udało nam się włożyć go w unieruchamiające szyny. Musiałam mieć pewność, że nawet nie drgnie podczas regeneracji jego kręgów.
- Możesz wyjść, dziękuję. – odparłam. Uśmiechnął się. – Aha. I przyślij Karin ze świeżą wodą i ręcznikami. – skinął w odpowiedzi. Przyjrzałam się spokojnej twarzy Sasuke. Powoli przesunęłam dłonią po jego rozgrzanym policzku i uśmiechnęłam się smutno.
- Mam to, o co prosiłaś. – czerwonowłosa postawiła obok mnie miskę i podała dwa małe ręczniki.
- Dzięki. – nie odpowiedziała nic, tylko wyszła zamykając za sobą drzwi. Dokładnie przemyłam twarz i szyję Uchihy uważając na całą tą skomplikowaną szynę. Gdy skończyłam, nakryłam go kocem, a sama położyłam się obok zapadając w upragniony sen.
        Obudziłam się, gdy moich uszu doszły ciche majaki. Spojrzałam na zegarek. Pięknie, nie spałam nawet dwóch godzin. Zwróciłam twarz ku Sasuke. Nie spał, próbując wyswobodzić się z dziwnej klatki. Położyłam swoje dłonie na jego w uspokajającym geście.
- Nie ruszaj się, proszę. – spojrzałam mu w oczy. – Musisz być unieruchomiony przynajmniej na dwie doby.
- Co za kretyński pomysł. – mruknął, ale przestał się wiercić. Wzięłam głęboki wdech i odkryłam jego nogi.
- Spróbuj poruszyć palcami… - z konsternacją obserwowałam jego stopy, ale nie poruszyły się. Westchnęłam.
- I co? – zapytał. Był zniecierpliwiony. Uszczypnęłam go w podbicie, ale nie zareagował.
- Nic. To zajmie trochę czasu. – odparłam i przykryłam go z powrotem.
- Jesteś irytująca. – serce zabiło mi mocniej, boleśniej. Znowu? Nie minęła era ‘wkurzającej i niepotrzebnej dziewuchy’? Powstrzymałam napływające do oczu łzy. Głupia! I tak umrę, więc co się przejmuję?
- Chcesz wody? – skinął głową nie spuszczając ze mnie bacznego spojrzenia. Przystawiłam mu do ust szklankę i powoli dozowałam płyn. Odłożyłam puste naczynie na szafkę i zeszłam z łóżka sadowiąc się w fotelu. – Dobranoc. – zwinęłam się w kłębek i momentalnie zasnęłam nie wiedząc, że Uchiha jeszcze długo po moim odlocie obserwował.
        Ocknęłam się w swoim pokoju. Znajomy już kształt pomieszczenia hodował we mnie ziarenko otuchy, której przecież mieć nie powinnam. Ciemne kotary w małych oknach wydawały się być przytłaczające, ale dzielnie broniące dostępu świata do tego miejsca. Odrzuciłam kołdrę na bok i przeciągnęłam się rozkosznie. Pomimo spokojnego snu byłam niewyspana, ale zrzuciłam to na barki wycieńczającego zabiegu Sasuke… Właśnie! Przecież zasnęłam u niego w sypialni, więc jak… Ech. Pewnie Jūgo albo Suigetsu przenieśli mnie do własnego łóżka.
- Cześć. – podskoczyłam, gdy z kąta pomieszczenia wyszedł rudowłosy.
- Um, dzień dobry. – rzuciłam trochę zażenowana.
- Wybacz. Nie chciałem wprawić cię w zakłopotanie. – mruknął na swoje usprawiedliwienie.
- Kto mnie tu przyniósł? – zapytałam rozpaczliwie chcąc zmienić temat.
- Ja. Sasuke chciał, żebyś odpoczęła. – zdziwiona podniosłam na niego wzrok. Sasuke chciał? Nie spodziewałam się takiej troski po tym bezdusznym człowieku.
- Jak się czuje? – podniosłam się z materaca i przeciągnęłam w każdą stronę.
- Weź prysznic i zajrzyj do niego. – odparł i opuścił pokój. Westchnęłam.
        Zapukałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. Zdziwiona odkryłam, że panował tu teraz blask padający z odsłoniętego okna. Zwróciłam spojrzenie ku leżącemu na łóżku Sasuke.
- Odpoczęłaś? – zapytał. Zignorowałam jednak to pytanie i od razu podeszłam do materaca.
- Jak się czujesz? – odkryłam kołdrę od pasa w dół i zaczęłam badać jego reakcje.
- Dobrze. – odparł. – Au. – syknął, gdy uszczypnęłam go w podbicie. Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca i spojrzałam na jego twarz.
- Poczułeś to? – zszokowana raz jeszcze uszczypnęłam go w to miejsce, a jego reakcja przebiegła tak samo jak poprzednio. – Udało się. – szepnęłam. – Spróbuj poruszyć palcami. – z dziką satysfakcją obserwowałam, jak mozolnie wprawia w ruch każdy paliczek. Nie spodziewałam się tak szybkiej poprawy! Czy to... Czyli to oznaczało, że już niedługo odzyska swoją sprawność, a ja stracę swoje życie? Stop! Nie mogłam się nad tym zastanawiać, bo jeszcze najdzie mnie głupia ochota na rozmyślenie się i co? Nie zamierzałam błagać tego gbura o cokolwiek. Zabawne, ale stwierdzenie 'po moim trupie' pasuje jak ulał.
- Co to oznacza? – zapytał zirytowany. Widziałam, że włożył wiele wysiłku, aby wykonać ten błahy kroczek.
- Będziesz chodził. Wróci ci dawna sprawność. – uśmiechnęłam się promiennie powstrzymując się od radosnego pisku. Chociaż pozory mogły mylić, to w głębi siebie czułam, jak powoli umieram. Jego oblicze pojaśniało.
- Naprawdę? – zapytał z niedowierzaniem. Skinęłam głową.
Zdejmij koszulę, zmienię ci opatrunek. – zaczął powoli rozpinać kolejno guziki, a ja poszukałam w koszyku obok łóżka świeżego bandażu i gazy. Posłusznie usiadł, a ja odwijałam powoli zwoje materiału.
- Masz zimne dłonie. – zauważył, gdy dotknęłam nimi skóry na jego ciele. Siedziałam obok niego, a Sasuke nachylał się opierając lewym ramieniem o mój lewy bok. Czułam jego odurzający zapach i emanujące z jego ciała przyjemne ciepło. Zadrżałam, ale starałam się trzymać emocje na wodzy. Nasmarowałam gojącą się ranę maścią i odchyliłam się, chcąc sięgnąć po bandaż, gdy Sasuke niespodziewanie wysunął lewą rękę spomiędzy naszych ciał i oplótł mnie nią w talii, przyciągając do siebie. Zesztywniała poczułam, jak zanurza nos w moich włosach i bierze głęboki wdech.
- Och. – wypsnęło mi się cicho. Zagryzłam wargi czekając na jego reakcję. Przesunął ustami po linii mojej żuchwy drażniąc moją skórę swoim gorącym oddechem, by po chwili stopić nas w żarliwym pocałunku.
        Ileż razy wyobrażałam sobie te marmurowe usta na swoich wargach. Ilekroć w swoich fantazjach przeczesywałam z lubością jego krucze włosy. Ocknęłam się. Moje ciało ponownie zesztywniało i po chwili oderwałam się od Sasuke. Miał niespokojny oddech, a z oczu uciekało pożądanie. Znowu przywdział maskę obojętności i emocjonalnego chłodu.
- Myślę, że od jutra zaczniemy rehabilitację. – mruknęłam i szybko podeszłam do drzwi.
- Przyjdź do mnie zaraz przed snem. – skinęłam nerwowo głową i wyszłam. Naiwna!
        Zmyłam naczynia po obiedzie i postanowiłam wyjść potrenować. Wciąż było zimno, a śnieg sięgał do łydek, ale nie przejęłam się tym. Musiałam ochłonąć. Chwyciłam z wieszaka swój płaszcz, który dostałam wraz z tymczasowym przystąpieniem do Hebi i wyszłam na zewnątrz.
- Idę na pole treningowe! – krzyknęłam do czyszczącego swoją katanę Suigetsu. Ten w odpowiedzi skinął mi głową i wrócił do swoich zajęć.
        Już po piętnastu minutach rozgrzewki musiałam zdjąć płaszcz. Na zewnątrz było około minus ośmiu stopni, ale ja niemalże się gotowałam. Skumulowałam w dłoniach chakrę i uderzyłam w ziemię obserwując sceptycznie powstający krater. Wciąż byłam niezadowolona ze swojej siły. Coraz bardziej doskwierał mi brak mistrza, który umożliwiłby mi dalszy rozwój. Teraz tkwiłam w martwym punkcie. Z frustracją uderzyłam z całej siły w stojące najbliżej drzewo. Nie przejmowałam się, że nie miałam chroniących moje dłonie rękawiczek. Liczył się teraz gniew, który musiałam wyładować.
* * *
        Obserwował, jak walczy. Widział, jak gotuje się z wściekłości i rozładowuje furię na wszystkim wokoło. Siłę miała imponującą, ale wiedział, że czuje się ograniczona. W pewnej chwili krzyknęła w głos i ruszyła na wyłaniającego się z lasu niedźwiedzia. Uchiha uważnie obserwował ich starcie. Chociaż Sakura władała technikami i logicznym myśleniem, zwierz posiadał ogromną siłę i z impetem był wstanie powalić dorosłego mężczyznę.
* * *
        Czułam go i byłam rada, że mogłam się wyżyć. Chcąc podnieść poprzeczkę chwyciłam za kunai i postanowiłam zrezygnować z użycia chakry, której i tam miałam niewiele po dzisiejszym treningu. Zwierz wyłonił się z najbliższych krzaków z głośnym, basowym rykiem. Uśmiechnęłam się pod nosem i przymierzyłam się na niego. Szybko zrobiłam unik przed jego łapą i zraniłam go w bok. Nacięcie było płytkie, ale nawet najmniejsze zadrapania spowalniały przeciwnika i przechylały szalę zwycięstwa na moją korzyść. Niedźwiedź kłapną niespodziewanie tuż przy moim uchu, a ja poczułam odór zgniłego ciała w jego gorącym oddechu. Wzdrygnęłam się i ponownie wykonałam unik, ale tym razem szpice jego pazurów zaryły w moją skórę na prawym przedramieniu. Syknęłam. Dość zabawy. W przeciągu chwili pozbawiłam zwierzę życia zanurzając kunai po samą rękojeść w jego sercu. Dopiero po minucie dotarło do mnie, jak bestialsko postąpiłam. Spojrzałam w gasnące ślepia przerażonego niedźwiedzia i poczułam napływające do moich oczu łzy.
- Cholera. – szepnęłam. Klęknęłam przy nim i pogłaskałam go po pysku. Nos miał chłodny i mokry, ale oddechu już nie czułam. Po moich policzkach spływały gorące łzy. – Wybacz. – szepnęłam żałośnie. Załkałam cicho zaciskając bezsilnie pięści. Podniosłam wzrok na ciało zwierzęcia. Jego łapa była zakrwawiona i brakowało w niej jednego szpona. Rozejrzałam się wkoło, ale nigdzie nie mogłam go zlokalizować. Zrezygnowana spojrzałam na ranę, którą mi zadał i zauważyłam wystający z niej pazur. Wiedziałam, że zachowam go, ale nie jako trofeum. Zachowam go jako dowód swojej bezduszności. Pociągnęłam nosem i wstałam kierując się do kryjówki.
- Suigetsu! – zawołałam. Po chwili pojawił się białowłosy. Widząc moje mokre od łez policzki zamarł.
- Wszystko okej, Saki? – zapytał z troską. Pociągnęłam nosem.
- Na polu treningowym leży martwy niedźwiedź. – więcej nie powiedziałam nic. Udałam się do pokoju i gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi padłam na łóżko płacząc w głos. Postanowiłam nie leczyć tych ran. Chciałam, aby po dzisiejszej nierównej walce zostały blizny. Przemyłam je więc tylko wodą i nawet ich nie bandażowałam, a pazur odłożyłam na szafkę obok łóżka. Niech przypomina...
- Przenieśliśmy go. – rzucił Jūgo, gdy jego głowa pojawiła się w drzwiach. – Sasuke chce cię widzieć. – jeszcze jego mi brakowało. Skinęłam niechętnie głową i wyszłam za mężczyzną.
        Stanęłam przed oknem w jego pokoju, skąd rozciągał się widok na pole treningowe. Śnieg na nim nie był biały. Wszędzie ziemia nosiła ślady walki i krwi. Krwi tego niedźwiedzia.
- Zabiłaś go bez cienia litości. – rzucił Uchiha, a w jego głosie słyszałam nutkę aprobaty. No, nie.
- Nie zasłużył na to. – odparłam beznamiętnie.
- To była walka o przetrwanie; on albo ty. – odpowiedział. Warknęłam wściekła.
- To było oczywiste, że miałam przewagę. Mogłam spokojnie odejść. – moje gardło ścisnął ból. Tu już nawet nie chodziło o zwierzę, tylko o moje bestialstwo. I o to, że przyszło mi to tak łatwo. Wzięłam głęboki oddech. – Chciałeś mnie widzieć. – posłałam mu pytające spojrzenie.
- Zostań dzisiaj ze mną. – moje serce zatrzymało się na kilka chwil.
- Jestem tutaj. – odparłam ostrożnie.
- Zostań ze mną... W nocy.
 

8 komentarzy:

  1. Och, doczekalam sie! Cuuudownie, mam nadzieje ze nastepny rozdzial pojawi sie szybko. Twoje opowiadania sa niesamowicie wciagajace, nie moge sie doczekac co bedzie dalej. Bardzo podobaja mi sie charaktery postaci, nie sprawiaja wrazenia nieprawdziwych. Sakura nie jest placzliwa i piskliwa bez powodu, a Sasuke nie zachowuje sie jak zaprogramowany. Obie postacie sa inteligentne i nie przeasadzone, a to ogromny plus. Czytajac nie dopatrzylam sie bledow stylkistycznych, ani ortograficznych, a fabula wnosi cos nowego mimo scenerii. Ciesze sie, ze wydarzenia nie rozgrywaja sie na przestrzeni lat, a Ty nie zanudzasz nas niekonczacymi sie opisami. Jedynym minusem jest to, ze tak szybko sie skonczylo oraz to, ze nim zaczelam czytac juz sie martwilam, iz nastapi koniec, a pozniej dluuugie oczekiwanie na nastepny rozdzial:-/ ale mam nadzieje, ze zaatakuje Cie naplyw weny i juz niedlugo pojawi sie nowa część, a pozniej kolejna i kolejna...:-D tak w ogole to dlaczego to partowka? Nie chce zeby sie konczylo:-(! Ale pozostaje mi jeszcze czekac na 17 rozdzial;-) czekanie jest frustrujace:-/ pozdrawiam, weeeny zycze:-* ps: nie cierpie Cie za konczenie w takich momentach! Hayley

    OdpowiedzUsuń
  2. O jest jest jest! Codziennie tu wchodziłam i czekałam na kolejną część, aż wreszcie napisałaas :D
    Na tak dobry rozdział to było warto. I nie kłamię. Podoba mi się tu absolutnie wszystko: charakter bohaterów, dialogi, opisy - no mój gust zdecydowanie! :3 Tylko powiedz mi.. Czy w `miłość zabija` jej naprawdę chodziło o wioskę? Ja odebrałam to raczej jakoby to był Sasuke i tak sobie myślę hmm. A będąc już przy Nim to no no no, nigdy nie zrozumiem jego zachowań, naprawdę. Dlatego muuuszę wiedzieć co dalej wykombinuje i życzę ci ogromnego zapału, żeby rozdział pojawił się szybciej :D Tak jak mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia ^^
    ogólnie to widać ile pracy włożyłaś w napisanie tego, bardzo dziękuję:)
    Rozpisałam się jak nigdy :D (przepraszam za ewentualne błędy, ale tel) i do następnego;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ps: ja tez to odebralam bardziej jako :: milosc zabija, milosc - Sasuke, mi tak to sie skojarzylo.. Hayley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochane, wszystkiego dowiecie się w następnej części :) Ale pocieszę Was, droga Hayley i Small ey, że to małe opowiadanie nie skończy się na 3 częściach :) No i mam nowy pomysł na długie opowiadanie i kilka takich partówek, także spokojnie. Nie mogę za wiele zdradzić z prostego powodu: za bardzo Was kocham, żeby niszczyć Wam tę radość oczekiwania i czytania. :) 'Miłość zabija' - uwierzcie mi, mam to już na prawdę 'soczyście' opisane :* Dziękuję Wam za dodające otuchy komentarze :)

      Usuń
    2. A wiesz co jest najgorsze moja droga? Ze Ty juz wszystko wiesz, a my rozkoszujemy sie oczekiwaniem i domyslami:-P taki nasz smutny los:-( chwilami mysle, ze lepiej gdybyscie (wspaniale blogerki) napisaly ksiazki, moglabym bez problemy przeczytac wszystko w jedna noc:-P a tak pozostaje mi czekać:'(:'( hayley

      Usuń
    3. Kochana! Masz to jak w banku! Nowy pomysł z opowiadaniem (tym dłuższym) nie ujrzy światła dziennego dopóty, dopóki nie skończę go w całości. A wtedy rozdział będzie dodawany każdego dnia :) I to wcale nie jest smutny los. Spójrz na to z tej strony: rozkoszujesz się historią na kilkanaście różnych sposobów, przeżywasz ją od nowa, a potem czytasz ten właściwy cd i myślisz 'kurczę, na to nie wpadłam!' albo 'to jest genialne!' lub też siedzisz z dziką satysfakcją 'wiedziałam! Wiedziałam, że tak zrobi!'. Poszukaj tych dobrych stron, Hayley :)

      Usuń
    4. W sumie masz racje, ale i tak konczenie w takim momencie jest nieludzkie:-P w takim razie nie moge sie doczekac, dlugiego opowiadania;-) Hayley

      Usuń
  4. 51 yrs old Budget/Accounting Analyst I Harlie Chewter, hailing from Gimli enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Horseback riding. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a XF. ma dobry punkt

    OdpowiedzUsuń