Patrzył
na mnie z niemym pytaniem w oczach. Wiedziałam, że nie rozumiał,
ale cóż. Ja sama nie pojmowałam swojej odpowiedzi.
- Chcesz
umrzeć z mojej ręki? – zapytał. Skinęłam głową.
-
Poczekam, aż wydobrzejesz. Wyćwiczysz swoje ciało i wrócisz do
poprzedniej sprawności, a dowodem na twoją potęgę będzie
uśmiercenie mnie w walce. – dodałam i rzuciłam mu chłodne
spojrzenie. – Dasz radę, Uchiha. – odparłam i skierowałam się
do drzwi. – Wrócę pojutrze, żeby dokończyć to, co zaczęłam.
– złapałam za klamkę z zamiarem wyjścia, ale powstrzymał mnie
jego głos.
-
Dlaczego chcesz zginąć? – westchnęłam. Powoli odwróciłam się
w jego stronę, mierząc go
wzrokiem.
- Czemu
słyszę w twoim głosie wahanie, Sasuke? – zastanowiłam się. –
Nie na każde pytanie jest odpowiedź. – mruknęłam i zapatrzyłam
się w tykającą wskazówkę zegara. Po co pytał? Przecież był
wyszkolonym shinobi, bezwzględnym zabójcą, więc czego chciał?
- Na to
muszę ją usłyszeć, Sakura. – tak miękko wymówił moje imię.
Inaczej, niż dotychczas.
- Miłość
zabija. – rzuciłam aluzję i załapał ją. Uśmiechnął się.
Tak po ludzku, bez drwiących uczuć. Ten gest wywołał u mnie
mieszane emocje. Poczułam przez chwilę bijące od niego ciepło.
Coś, czego nigdy nie doświadczyłam od Sasuke. Długą chwilę
myślał nad czymś intensywnie. Nagle wyraz jego twarzy zmienił się
w poważny i tak mrocznie skryty, a to ciepło po prostu rozpłynęło
się jak poranna mgła.
- Zatem
wybiję całą wioskę, którą tak irracjonalnie kochasz. Wymorduję
każdego po kolei, nie patrząc czy to jest dziecko, kobieta czy
starzec. Spalę ją, a na koniec zatańczę na jej ruinach.
Rozpierzchnę w drobny mak wszystko, co jest dla ciebie ważne i
drogie. Potem zmuszę cię, żebyś patrzyła na śmierć swojego
dotychczasowego życia. – odparł wypranym z emocji głosem. – A
teraz wyjdź. Do zobaczenia za dwa dni. – chciałam coś
powiedzieć, ale szok skutecznie hamował moją zdolność sensownego
składania zdań. Bez słowa opuściłam pomieszczenie.
W
pokoju przeglądnęłam ubrania, które w większości należały do
Karin. Nie były zniszczone, tylko prawdopodobnie znudziły się już
kobiecie i postanowiła je wyrzucić. Żeby chociaż na chwilę
oderwać myśli od dziwnie niepokojącej rozmowy z Sasuke zabrałam
się ochoczo do przerabiania tych ledwie zakrywających ciało szmat
na normalne ubrania.
Po
kilku godzinach wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni.
Zastałam w niej Karin, która próbowała ugotować coś w dymiącym
się na siwo garnku. Szybko podeszłam do okna i otworzyłam je na
oścież.
- Pokaż.
– podeszłam bliżej i zajrzałam do spalonego naczynia. Pokręciłam
głową.
- Dam
sobie radę. – mruknęła odpychająco. Westchnęłam.
-
Uspokój się. Długo tu nie zabawię. – zapewniłam, co zmusiło
Karin do poświęcenia mi więcej uwagi niż dotychczas.
- Te,
różowa. – spojrzałam na nią niechętnie. Przypatrywała mi się
z uwagą analizując moje słowa. Zniecierpliwiona wbiłam oczy w
sufit, ale na dźwięk jej głosu ponownie skupiłam całą swoją
uwagę na okularnicy. – Co masz na myśli? – postanowiłam zagrać
na jedną kartę.
- Długo
nie pożyję. Jak tylko Sasuke dostanie to, czego chce, zabije mnie.
Więc, proszę, nie uprzykrzajmy sobie ani innym tego czasu, w którym
tu pożyję. – w moich słowach kryła się prośba, którą Karin
zaczęła na poważnie rozważać. Po chwili skinęła niechętnie
głową, ale nim minęło dziesięć minut prowadziła ze mną
ożywioną rozmowę.
Dowiedziałam
się o jej bolesnej przeszłości. Skrywała wiele sprawiających
cierpienie wspomnień i poczułam do niej nić sympatii. Długo nie
pożyję, więc mogłam sobie pozwolić na zagłębienie z nią
relacji. Karin również nie wydawała się mieć oporów.
- Czyli
początkowo byłaś u Orochimaru? – zapytałam, a kobieta skinęła
głową. Podałam jej umyte marchewki, a ona zaczęła je kroić. –
Jak to się stało? – drążyłam.
- Moja
wioska spłonęła doszczętnie, gdy byłam mała. – momentalnie
obiły mi się echem słowa Sasuke ‘Spalę
ją, a na koniec zatańczę na jej ruinach’.
– On znalazł mnie i wyczuwając mój potencjał przygarnął do
siebie. Uratował mnie. – powstrzymałam się od prychnięcia. Taki
człowiek jak Orochimaru nigdy nie ratuje. Bynajmniej nie
bezinteresownie.
- A jak
trafiłaś do Hebi? – czerwonowłosa uśmiechnęła się pod nosem.
-
Najpierw spotkałam Sasuke. – powiedziała. Spojrzałam na nią
zaciekawiona. – Uratował mnie przed niedźwiedziem w Lesie
Śmierci, podczas mojego egzaminu na Chūnina. Potem minęło trochę
czasu, gdy ponownie mnie odnalazł. Był już wtedy z nim Hōzuki.
Przyłączyłam się do nich, a jako ostatni do Hebi został wcielony
Jūgo. – wzruszyła ramionami.
- Od
początku Sasuke zakładał, że będzie was razem czworo? –
zapytałam ciekawa, a Karin potaknęła. Spojrzała na mnie.
– On
pierwszy powiedział, że moje umiejętności są ponadprzeciętne.
Orochimaru to wiedział i robił z tym co chciał. A Sasuke… -
urwała i zamyśliła się. – Sasuke po prostu wziął mnie pod
swoje skrzydła. Każdy w Hebi jest mu wierny i oddany, bo czerpie z
tego korzyści dla siebie.
-
Rozumiem. – wrzuciłam makaron do gotującego się ramen. Odebrałam
od Karin marchew i dołączyłam do dania.
- Ładnie
pachnie. – mruknęła. Widać, że dawno nikt tutaj nie ugotował
niczego zjadliwego, bo po chwili w kuchni zjawił się rozochocony
Suigetsu, a zaraz za nim Jūgo. Nałożyłam porcję dla Uchihy i
podałam ją rudemu. Odebrał ją ode mnie i skinął głową
ulatniając się z pomieszczenia. Nałożyłam jedzenie reszcie, a
sama jedynie spojrzałam na parujący garnek i zrezygnowałam ze
spożycia. Żołądek miałam ściśnięty w supeł i niewiele
byłabym wstanie przełknąć.
- Idę
do siebie.
- Musisz
odzyskać siły, żeby uleczyć Sasuke. – Karin wręczyła mi miskę
z ramen, a Suigetsu zakrztusił się przełykanym kęsem chleba.
Spojrzał na okularnicę i skrzywił się.
- Masz
gorączkę?! – zawołał. Nie zrozumiałam jego oburzenia. Być
może dlatego, że nie znałam ich wzajemnych relacji.
- Nie
mogę się troszczyć? – odparowała Karin.
- Nie
możesz! Nie ty! – wrzasnął wciąż zszokowany. – Ty się o
nikogo nie troszczysz! – czerwonowłosa obruszyła się.
-
Troszczę się o ludzi, których lubię. Ty się do nich nie
zaliczasz! – odpyskowała. – Jedz, Sakura.
-
Dzięki. – mruknęłam i szybko ulotniłam się z kuchni, gdzie
atmosfera znacznie zgęstniała. Jeszcze na korytarzu słyszałam ich
kłótnię, ale już nie rozumiałam połowy ze słów, którymi
operowali. Z ostatnich dni mogłam śmiało wywnioskować, że
Suigetsu i Karin nie darzą się sympatią. Chociaż może właśnie
odwrotnie? Wciąż się kłócili, dogryzali sobie, wzajemnie
uprzykrzali każdą wolną chwilę, ale widziałam jak na dłoni ich
wzajemne przyciąganie. Dosłownie kleili się do siebie. Jūgo zaś
był na uboczu. Izolował się od nich i nieraz miałam wrażenie,
że myśli o nich jak o idiotach. Cóż, nie dziwiłam mu się. A
Sasuke... Nie wiem, jaki mają do niego stosunek. Jedno jednak jest
pewne: posiadają wiele szacunku do Uchihy.
Minęłam
się z Jūgo. Mężczyzna w ostatniej chwili złapał mnie za ramię,
a ja omal nie wylałam na siebie porcji gorącej zupy.
-
Wybacz. – mruknął cicho. – Pachnie znakomicie. – kąciki
moich ust uniosły się nieznacznie.
-
Smacznego. – odparłam i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju.
* * *
Kolejnego
dnia Karin pokazała mi ich bibliotekę. Posiadali naprawdę sporo
ksiąg i zwojów na temat leczenia. Z chęcią zakopałam się w
kilku pozycjach starając się wchłonąć jak najwięcej wiedzy.
Jednak po chwili odłożyłam tomy. Po co miałam się uczyć, skoro
i tak z tego ne skorzystam? Zamknęłam powieki odganiając wizję
własnej śmierci. Jeszcze mam na to czas.
-
Sakura? – usłyszałam głos Suigetsu. Otworzyłam
oczy i natknęłam się na niepewną minę Hōzuki 'ego. Stał w drzwiach i spoglądał na
mnie pytająco. Skinęłam głową
na znak, że może wejść głębiej.
- Co się
stało? – zapytałam. Westchnął.
- Mam
sprawę. – usiadłam prosto i zachęciłam go do mówienia. – Bo
widzisz… Kiedyś, podczas jednej z walki, doznałem kontuzji, która
teraz mi przeszkadza. Mogłabyś zobaczyć, czy da się coś z tym
zrobić? – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Gdzie
masz tę kontuzję? – zapytałam. Hōzuki zdjął koszulę i
wskazał dłonią prawą łopatkę. Podeszłam do niego i zaczęłam
badać niesprawne miejsce. Faktycznie, coś musiało się źle
zrosnąć i wymagało to poprawnego nastawienia. Bez ostrzeżenia
złapałam bark Suigetsu i umiejętnie wyłamałam go z użyciem
niewielkiej ilości chakry. Usłyszałam przeciągły jęk mężczyzny,
który był pełen bólu i pretensji. Szybko skumulowałam leczniczą
energię w prawej dłoni i po kilku minutach przywróciłam to
miejsce do pełnej sprawności.
- Au. –
mruknął, gdy zakładał koszulę.
- Nie
jęcz, tylko wykonaj kilka ruchów, które do tej pory były bolesne.
– rzuciłam i obserwowałam, jak na jego twarzy wykwita szeroki
uśmiech.
-
Dzięki. – odpowiedział wesoło i wybiegł z biblioteki.
Westchnęłam i spojrzałam na półki z księgami dotyczącymi
anatomii. Chyba dobrze byłoby przypomnieć sobie informacje o
kręgach, zanim będzie za późno i coś sknocę.
Po
południu Jūgo wszedł do mojego pokoju i usiadł w jednym z foteli.
Zdziwiona jego śmiałością odeszłam od szafy i zasiadłam w
drugim, po czym spojrzałam na zamyślonego mężczyznę.
- Co
wymusiłaś na Sasuke? – zapytał w końcu. Nie spodziewałam się
poruszenia tego tematu, zwłaszcza przez Jūgo.
-
Niczego nie wymuszałam. – odparłam i spuściłam wzrok na swoje
palce domyślając się, o co chodziło rudowłosemu.
- Nie
odzywa się, odkąd rozmawialiście ostatnim razem. – zauważył, a
ja spojrzałam na poważnego mężczyznę.
- Sasuke
jest bardzo humorzastym człowiekiem, Jūgo. – odparłam
wymijająco. – Powinniście już to wiedzieć za tyle lat
przebywania z nim w Hebi. – skinął, poniekąd przyznając mi
rację.
- Nie
kontroluję swojej pieczęci. – powiedział znikąd. Słyszałam,
że nazywają go ‘Wagą’, bo byle błahostka jest wstanie
przeważyć jego nastrój. Niekoniecznie w tę pozytywną stronę. –
Czuję twoją niepewność, Sakuro. – mruknął. – Teraz nie
musisz się mnie obawiać. Chyba. – zażartował, a ja wzięłam to
za dobra monetę. Uśmiechnęłam się starając się rozluźnić
spięte mięśnie.
-
Otwieracie się przede mną, jedno po drugim. – zaczęłam.
Przerwał mi gestem. Podniósł się z miejsca i skierował swe kroki
ku wyjściu. W drzwiach zatrzymał się i spojrzał na mnie przez
ramię.
- Bo coś
w tobie jest, Kwiecie Wiśni, co każe mieć nam nadzieję. – i
wyszedł, zostawiając mnie w paraliżującym szoku.
* * *
Wstałam
dzisiaj wcześnie rano, czując na sobie presję upływającego
nieubłaganie czasu. Wyjątkowo wzięłam zimny prysznic modląc się
w duchu o spokój i wytrwanie. Ubrałam nowe szorty i koszulkę, a
włosy związałam w ciasny kok. Wzięłam kilka głębszych wdechów
i skierowałam się do pokoju Karin. Zapukałam, a po chwili moim
oczom ukazała się kompletnie ubrana już okularnica.
- Będę
potrzebowała świeżego skrzypu i rumianku. Ponadto kawałek skały
wapiennej i białka z jajek. Kilka bandaży, miskę z ciepłą wodą
i ręcznik. – skinęła mi głową i posłała krzywy uśmiech.
Uch, zawsze to coś.
- Za
dwie godziny dostaniesz co potrzeba. – odpowiedziałam jej
potaknięciem i udałam się do kuchni zjeść jakieś śniadanie,
chociaż tak samo, jak przedwczoraj, nie byłam wstanie przełknąć
ani kęsa. Aż się dziwiłam, jak szybko i sprawnie regeneruje się
poziom mojej chakry na tym głodzie. W pomieszczeniu panował
półmrok. Zresztą jak w całej organizacji. Wszystkie meble były
surowe, ciosane z grubych drewien, a wciąż świeży zapach żywicy
unosił się wokoło mdląc słodkością. Potrząsnęłam głową i
przejrzałam skąpo zaopatrzone szafki. Widać było, że bardzo mało
czasu udaje im się spędzić w kryjówce. Od razu nasunęło mi się
pytanie, czy to miejsce kiedykolwiek stworzyło im dom? Czy kiedyś
któreś z nich pomyślało o kompanach jak o rodzinie? Nasza drużyna
siódma była mi rodziną. Dobry wujek Kakashi, Naruto był mi
bratem, a Sasuke... Cóż. Z perspektywy czasu był jak adoptowane
dziecko. Kochaliśmy go, ale miał skazy, których nie potrafiliśmy
sforsować. Biedne, osamotnione dziecko pozostawione na pastwę
samemu sobie.
Ale ile
by się zmieniło, gdyby jego rodzina żyła? Czy miłość matki i
ojca zmieniłaby jego przeznaczenie, którym było zgładzenie brata?
Czy cokolwiek mogłoby skłonić go do ludzkich emocji? Jak mocne
musiałoby być to uczucie, aby Sasuke wreszcie poczuł empatię? Z
każdą kolejną myślą poprzednie wiązały mi się w supełki
tworząc sieć nie do rozplątania, więc szybko wycofałam się z
tych terenów moich rozważań i zamknęłam się w pozornie
bezpiecznym świecie wspomnień. Tych dobrych wspomnień. Tych, do
których uwielbiałam wracać, gdy było mi źle. I chociaż
wiedziałam, że to jest potworna słabość to musiałam czuć, że
w życiu spotkało mnie kilka dobrych rzeczy. Tych, o których warto
pamiętać. I bez wątpienia Sasuke do nich przynależał. Samoistnie
był częścią nich.
Wyszłam
na korytarz i oparłam dłoń o zimną, surową ścianę korytarza.
Skała była szorstka, ale bezpieczna. Miałam wrażenie oparcia,
czego brakowało mi w tych ostatnich dniach. W wolnym tempie szłam
wsłuchując się w natrętne echo moich kroków, które z kolei
głucho rezonowało w mojej głowie spiętrzając poczucie totalnej
pustki i osamotnienia. Śmierć? W końcu to słowo przebiło się
przez mroczne otchłanie mojej podświadomości. Zrezygnowana
zapuściłam się w to niezbadane miejsce mojej psychiki i zadałam
sobie podstawowe pytanie: czy ja chcę żyć? Czy jestem tchórzem
chcąc umrzeć? A może to oznaka niesamowitej odwagi? Głupia.
Bardzo możliwe, że żadne z moich czynów nie miały dotąd żadnego
głębszego znaczenia. Niepotrzebnie staram się wyróżnić. Nadać
moim decyzjom wagi, której prawdopodobnie nigdy nie miały. Pacnęłam
się otwartą dłonią w czoło i z niesmakiem śledziłam ten
odgłos, który echo tak chętnie zabrało ze sobą w głąb
kryjówki. Czas zmierzyć się z przeznaczeniem.
* * *
Z
potrzebnych mi ziół zrobiłam dwie maści; jedną na leczenie
chrzęści łączącej kręgi, a drugą na szybsze gojenie ran. Z
koszykiem pełnym bandaży, gaz i ręczników weszłam do pokoju
Sasuke. Na stoliku czekała już na mnie miska z wodą, a łóżko
było zaścielone dwiema warstwami prześcieradła.
- Połóż
się na brzuchu. – rzuciłam do Sasuke. Bez słowa wykonał moje
polecenie. Najpierw obmyłam ledwie zasklepioną ranę wodą, a potem
dokładnie umyłam dłonie. Usiadłam na jego pośladkach dokładnie
tak samo, jak poprzednio i nachyliłam się nad jego twarzą.
- Śpij.
– swoją techniką odesłałam go do krainy snów. Niewiele
czekając otworzyłam ranę i rozpoczęłam dokładne i dosyć
powolne odbudowywanie uszkodzonych kręgów. Wymagało to pełnego
skupienia i wysokiego poziomu chakry, a więc nikt ani nic nie mogło
mnie rozproszyć.
Siedzenie
kilka godzin w jednej pozycji było męczące. Kręgosłup miałam
wygięty w nienaturalny sposób, co doprowadziło mnie do bolesnego
skurczu, ale musiałam wytrzymać. Zostało już tak niewiele.
Jeszcze godzina i będę mogła zamykać.
Dokładnie
sprawdziłam, czy wszystko poszło zgodnie z zamierzeniami. Wzięłam
na palce maść ze skruszonej skały wapiennej i białek jajka i
powoli natarłam nią regenerujące się kości. Wszystko zamknęłam
z odpowiednią precyzją i zasklepiłam ranę nakładając na nią
leczniczą maź z pozostałych składników.
- Jūgo.
– zawołałam, a mężczyzna natychmiast znalazł się w pokoju. –
Potrzebuję trzech desek długości od kolan Sasuke po jego barki,
dwóch o długości od torsu po uda, kilka drutów i dwie średniej
długości linki, ale koniecznie splecione z materiału. – skinął
głową i zniknął na korytarzu zamykając za sobą drzwi. Po chwili
dostałam to, o co prosiłam. – Suigetsu?
- Tak? –
znalazł się przy mnie. – Pomóż mi.
Po
półgodzinnym zmaganiu się z bezwładnym ciałem Sasuke udało nam
się włożyć go w unieruchamiające szyny. Musiałam mieć pewność,
że nawet nie drgnie podczas regeneracji jego kręgów.
- Możesz
wyjść, dziękuję. – odparłam. Uśmiechnął się. – Aha. I
przyślij Karin ze świeżą wodą i ręcznikami. – skinął w
odpowiedzi. Przyjrzałam się spokojnej twarzy Sasuke. Powoli
przesunęłam dłonią po jego rozgrzanym policzku i uśmiechnęłam
się smutno.
- Mam
to, o co prosiłaś. – czerwonowłosa postawiła obok mnie miskę i
podała dwa małe ręczniki.
-
Dzięki. – nie odpowiedziała nic, tylko wyszła zamykając za sobą
drzwi. Dokładnie przemyłam twarz i szyję Uchihy uważając na całą
tą skomplikowaną szynę. Gdy skończyłam, nakryłam go kocem, a
sama położyłam się obok zapadając w upragniony sen.
Obudziłam
się, gdy moich uszu doszły ciche majaki. Spojrzałam na zegarek.
Pięknie, nie spałam nawet dwóch godzin. Zwróciłam twarz ku
Sasuke. Nie spał, próbując wyswobodzić się z dziwnej klatki.
Położyłam swoje dłonie na jego w uspokajającym geście.
- Nie
ruszaj się, proszę. – spojrzałam mu w oczy. – Musisz być
unieruchomiony przynajmniej na dwie doby.
- Co za
kretyński pomysł. – mruknął, ale przestał się wiercić.
Wzięłam głęboki wdech i odkryłam jego nogi.
-
Spróbuj poruszyć palcami… - z konsternacją obserwowałam jego
stopy, ale nie poruszyły się. Westchnęłam.
- I co?
– zapytał. Był zniecierpliwiony. Uszczypnęłam go w podbicie,
ale nie zareagował.
- Nic.
To zajmie trochę czasu. – odparłam i przykryłam go z powrotem.
- Jesteś
irytująca. – serce zabiło mi mocniej, boleśniej. Znowu? Nie
minęła era ‘wkurzającej i niepotrzebnej dziewuchy’?
Powstrzymałam napływające do oczu łzy. Głupia! I tak umrę, więc
co się przejmuję?
- Chcesz
wody? – skinął głową nie spuszczając ze mnie bacznego
spojrzenia. Przystawiłam mu do ust szklankę i powoli dozowałam
płyn. Odłożyłam puste naczynie na szafkę i zeszłam z łóżka
sadowiąc się w fotelu. – Dobranoc. – zwinęłam się w kłębek
i momentalnie zasnęłam nie wiedząc, że Uchiha jeszcze długo po
moim odlocie obserwował.
Ocknęłam
się w swoim pokoju. Znajomy już kształt pomieszczenia hodował we
mnie ziarenko otuchy, której przecież mieć nie powinnam. Ciemne
kotary w małych oknach wydawały się być przytłaczające, ale
dzielnie broniące dostępu świata do tego miejsca. Odrzuciłam
kołdrę na bok i przeciągnęłam się rozkosznie. Pomimo spokojnego
snu byłam niewyspana, ale zrzuciłam to na barki wycieńczającego
zabiegu Sasuke… Właśnie! Przecież zasnęłam u niego w sypialni,
więc jak… Ech. Pewnie Jūgo albo Suigetsu przenieśli mnie do
własnego łóżka.
- Cześć.
– podskoczyłam, gdy z kąta pomieszczenia wyszedł rudowłosy.
- Um,
dzień dobry. – rzuciłam trochę zażenowana.
-
Wybacz. Nie chciałem wprawić cię
w zakłopotanie. – mruknął na swoje usprawiedliwienie.
- Kto
mnie tu przyniósł? – zapytałam rozpaczliwie chcąc zmienić
temat.
- Ja.
Sasuke chciał, żebyś odpoczęła. – zdziwiona podniosłam na
niego wzrok. Sasuke chciał? Nie spodziewałam się takiej troski po
tym bezdusznym człowieku.
- Jak
się czuje? – podniosłam się z materaca i przeciągnęłam w
każdą stronę.
- Weź
prysznic i zajrzyj do niego. – odparł i opuścił pokój.
Westchnęłam.
Zapukałam
i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. Zdziwiona
odkryłam, że panował tu teraz blask padający z odsłoniętego
okna. Zwróciłam spojrzenie ku leżącemu na łóżku Sasuke.
-
Odpoczęłaś? – zapytał. Zignorowałam jednak to pytanie i od
razu podeszłam do materaca.
- Jak
się czujesz? – odkryłam kołdrę od pasa w dół i zaczęłam
badać jego reakcje.
-
Dobrze. – odparł. – Au. – syknął, gdy uszczypnęłam go w
podbicie. Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca i spojrzałam na
jego twarz.
-
Poczułeś to? – zszokowana raz jeszcze uszczypnęłam go w to
miejsce, a jego reakcja przebiegła tak samo jak poprzednio. –
Udało się. – szepnęłam. – Spróbuj poruszyć palcami. – z
dziką satysfakcją obserwowałam, jak mozolnie wprawia w ruch każdy
paliczek. Nie spodziewałam się tak szybkiej poprawy! Czy to...
Czyli to oznaczało, że już niedługo odzyska swoją sprawność, a
ja stracę swoje życie? Stop! Nie mogłam się nad tym zastanawiać,
bo jeszcze najdzie mnie głupia ochota na rozmyślenie się i co? Nie
zamierzałam błagać tego gbura o cokolwiek. Zabawne, ale
stwierdzenie 'po moim trupie' pasuje jak ulał.
- Co to
oznacza? – zapytał zirytowany. Widziałam, że włożył wiele
wysiłku, aby wykonać ten błahy kroczek.
-
Będziesz chodził. Wróci ci dawna sprawność. – uśmiechnęłam
się promiennie powstrzymując się od radosnego pisku. Chociaż
pozory mogły mylić, to w głębi siebie czułam, jak powoli
umieram. Jego oblicze pojaśniało.
-
Naprawdę? – zapytał z niedowierzaniem. Skinęłam głową.
– Zdejmij
koszulę, zmienię ci opatrunek. – zaczął powoli rozpinać
kolejno guziki, a ja poszukałam w koszyku obok łóżka świeżego
bandażu i gazy. Posłusznie usiadł, a ja odwijałam powoli zwoje
materiału.
- Masz
zimne dłonie. – zauważył, gdy dotknęłam nimi skóry na jego
ciele. Siedziałam obok niego, a Sasuke nachylał się opierając
lewym ramieniem o mój lewy bok. Czułam jego odurzający zapach i
emanujące z jego ciała przyjemne ciepło. Zadrżałam, ale starałam
się trzymać emocje na wodzy. Nasmarowałam gojącą się ranę
maścią i odchyliłam się, chcąc sięgnąć po bandaż, gdy Sasuke
niespodziewanie wysunął lewą rękę spomiędzy naszych ciał i
oplótł mnie nią w talii, przyciągając do siebie. Zesztywniała
poczułam, jak zanurza nos w moich włosach i bierze głęboki wdech.
- Och. –
wypsnęło mi się cicho. Zagryzłam wargi czekając na jego reakcję.
Przesunął ustami
po linii mojej żuchwy drażniąc moją skórę swoim gorącym
oddechem, by po chwili stopić nas w żarliwym pocałunku.
Ileż
razy wyobrażałam sobie te marmurowe usta na swoich wargach. Ilekroć
w swoich fantazjach przeczesywałam z lubością jego krucze włosy.
Ocknęłam się. Moje ciało ponownie zesztywniało i po chwili
oderwałam się od Sasuke. Miał niespokojny oddech, a z oczu
uciekało pożądanie. Znowu przywdział maskę obojętności i
emocjonalnego chłodu.
- Myślę,
że od jutra zaczniemy rehabilitację. – mruknęłam i szybko
podeszłam do drzwi.
-
Przyjdź do mnie zaraz przed snem. – skinęłam nerwowo głową i
wyszłam. Naiwna!
Zmyłam
naczynia po obiedzie i postanowiłam wyjść potrenować. Wciąż
było zimno, a śnieg sięgał do łydek, ale nie przejęłam się
tym. Musiałam ochłonąć. Chwyciłam z wieszaka swój płaszcz,
który dostałam wraz z tymczasowym przystąpieniem do Hebi i wyszłam
na zewnątrz.
- Idę
na pole treningowe! – krzyknęłam do czyszczącego swoją katanę
Suigetsu. Ten w odpowiedzi skinął mi głową i wrócił do swoich
zajęć.
Już po
piętnastu minutach rozgrzewki musiałam zdjąć płaszcz. Na
zewnątrz było około minus ośmiu stopni, ale ja niemalże się
gotowałam. Skumulowałam w dłoniach chakrę i uderzyłam w ziemię
obserwując sceptycznie powstający krater. Wciąż byłam
niezadowolona ze swojej siły. Coraz bardziej doskwierał mi brak
mistrza, który umożliwiłby mi dalszy rozwój. Teraz tkwiłam w
martwym punkcie. Z frustracją uderzyłam z całej siły w stojące
najbliżej drzewo. Nie przejmowałam się, że nie miałam
chroniących moje dłonie rękawiczek. Liczył się teraz gniew,
który musiałam wyładować.
* * *
Obserwował,
jak walczy. Widział, jak gotuje się z wściekłości i rozładowuje
furię na wszystkim wokoło. Siłę miała imponującą, ale
wiedział, że czuje się ograniczona. W pewnej chwili krzyknęła w
głos i ruszyła na wyłaniającego się z lasu niedźwiedzia. Uchiha
uważnie obserwował ich starcie. Chociaż Sakura władała
technikami i logicznym myśleniem, zwierz posiadał ogromną siłę i
z impetem był wstanie powalić dorosłego mężczyznę.
* * *
Czułam
go
i byłam rada, że mogłam się wyżyć. Chcąc podnieść poprzeczkę
chwyciłam za kunai i postanowiłam zrezygnować z użycia chakry,
której i tam miałam niewiele po dzisiejszym treningu. Zwierz
wyłonił się z najbliższych krzaków z głośnym, basowym rykiem.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przymierzyłam się na niego. Szybko
zrobiłam unik przed jego łapą i zraniłam go w bok. Nacięcie było
płytkie, ale nawet najmniejsze zadrapania spowalniały przeciwnika i
przechylały szalę zwycięstwa na moją korzyść. Niedźwiedź
kłapną niespodziewanie tuż przy moim uchu, a ja poczułam odór
zgniłego ciała w jego gorącym oddechu. Wzdrygnęłam się i
ponownie wykonałam unik, ale tym razem szpice jego pazurów zaryły
w moją skórę na prawym przedramieniu. Syknęłam. Dość zabawy. W
przeciągu chwili pozbawiłam zwierzę
życia zanurzając kunai po samą rękojeść w jego sercu. Dopiero
po minucie dotarło do mnie, jak bestialsko postąpiłam. Spojrzałam
w gasnące ślepia przerażonego niedźwiedzia i poczułam
napływające do moich oczu łzy.
-
Cholera. – szepnęłam. Klęknęłam przy nim i pogłaskałam go po
pysku. Nos miał chłodny i mokry, ale oddechu już nie czułam. Po
moich policzkach spływały gorące łzy. – Wybacz. – szepnęłam
żałośnie. Załkałam cicho
zaciskając bezsilnie pięści. Podniosłam wzrok na ciało
zwierzęcia. Jego łapa była zakrwawiona i brakowało w niej jednego
szpona. Rozejrzałam się wkoło, ale nigdzie nie mogłam go
zlokalizować. Zrezygnowana spojrzałam na ranę, którą mi zadał i
zauważyłam wystający z niej pazur. Wiedziałam, że zachowam go,
ale nie jako trofeum. Zachowam go jako dowód swojej bezduszności.
Pociągnęłam nosem i wstałam
kierując
się do kryjówki.
-
Suigetsu! – zawołałam. Po chwili pojawił się białowłosy.
Widząc moje mokre od łez policzki zamarł.
-
Wszystko okej, Saki? – zapytał z troską. Pociągnęłam nosem.
- Na
polu treningowym leży martwy niedźwiedź. – więcej nie
powiedziałam nic. Udałam się do pokoju i gdy tylko zamknęłam za
sobą drzwi padłam na łóżko płacząc w głos. Postanowiłam nie
leczyć tych ran. Chciałam, aby po dzisiejszej nierównej walce
zostały blizny. Przemyłam je więc tylko wodą i nawet ich nie
bandażowałam, a pazur odłożyłam na szafkę obok łóżka. Niech
przypomina...
-
Przenieśliśmy go. – rzucił Jūgo, gdy jego głowa pojawiła się
w drzwiach. – Sasuke chce cię widzieć. – jeszcze jego mi
brakowało. Skinęłam niechętnie głową i wyszłam za mężczyzną.
Stanęłam
przed oknem w jego pokoju, skąd rozciągał się widok na pole
treningowe. Śnieg na nim nie był biały. Wszędzie ziemia nosiła
ślady walki i krwi. Krwi tego niedźwiedzia.
-
Zabiłaś go bez cienia litości. – rzucił Uchiha, a w jego głosie
słyszałam nutkę aprobaty. No, nie.
- Nie
zasłużył na to. – odparłam beznamiętnie.
- To
była walka o przetrwanie; on albo ty. – odpowiedział. Warknęłam
wściekła.
- To
było oczywiste, że miałam przewagę. Mogłam spokojnie odejść. –
moje gardło ścisnął ból. Tu już nawet nie chodziło o zwierzę,
tylko o moje bestialstwo. I o to, że przyszło mi to tak łatwo.
Wzięłam głęboki oddech. – Chciałeś mnie widzieć. –
posłałam mu pytające spojrzenie.
- Zostań
dzisiaj ze mną. – moje serce zatrzymało się na kilka chwil.
- Jestem
tutaj. – odparłam ostrożnie.
- Zostań
ze mną... W nocy.
Och, doczekalam sie! Cuuudownie, mam nadzieje ze nastepny rozdzial pojawi sie szybko. Twoje opowiadania sa niesamowicie wciagajace, nie moge sie doczekac co bedzie dalej. Bardzo podobaja mi sie charaktery postaci, nie sprawiaja wrazenia nieprawdziwych. Sakura nie jest placzliwa i piskliwa bez powodu, a Sasuke nie zachowuje sie jak zaprogramowany. Obie postacie sa inteligentne i nie przeasadzone, a to ogromny plus. Czytajac nie dopatrzylam sie bledow stylkistycznych, ani ortograficznych, a fabula wnosi cos nowego mimo scenerii. Ciesze sie, ze wydarzenia nie rozgrywaja sie na przestrzeni lat, a Ty nie zanudzasz nas niekonczacymi sie opisami. Jedynym minusem jest to, ze tak szybko sie skonczylo oraz to, ze nim zaczelam czytac juz sie martwilam, iz nastapi koniec, a pozniej dluuugie oczekiwanie na nastepny rozdzial:-/ ale mam nadzieje, ze zaatakuje Cie naplyw weny i juz niedlugo pojawi sie nowa część, a pozniej kolejna i kolejna...:-D tak w ogole to dlaczego to partowka? Nie chce zeby sie konczylo:-(! Ale pozostaje mi jeszcze czekac na 17 rozdzial;-) czekanie jest frustrujace:-/ pozdrawiam, weeeny zycze:-* ps: nie cierpie Cie za konczenie w takich momentach! Hayley
OdpowiedzUsuńO jest jest jest! Codziennie tu wchodziłam i czekałam na kolejną część, aż wreszcie napisałaas :D
OdpowiedzUsuńNa tak dobry rozdział to było warto. I nie kłamię. Podoba mi się tu absolutnie wszystko: charakter bohaterów, dialogi, opisy - no mój gust zdecydowanie! :3 Tylko powiedz mi.. Czy w `miłość zabija` jej naprawdę chodziło o wioskę? Ja odebrałam to raczej jakoby to był Sasuke i tak sobie myślę hmm. A będąc już przy Nim to no no no, nigdy nie zrozumiem jego zachowań, naprawdę. Dlatego muuuszę wiedzieć co dalej wykombinuje i życzę ci ogromnego zapału, żeby rozdział pojawił się szybciej :D Tak jak mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia ^^
ogólnie to widać ile pracy włożyłaś w napisanie tego, bardzo dziękuję:)
Rozpisałam się jak nigdy :D (przepraszam za ewentualne błędy, ale tel) i do następnego;*
Ps: ja tez to odebralam bardziej jako :: milosc zabija, milosc - Sasuke, mi tak to sie skojarzylo.. Hayley
OdpowiedzUsuńKochane, wszystkiego dowiecie się w następnej części :) Ale pocieszę Was, droga Hayley i Small ey, że to małe opowiadanie nie skończy się na 3 częściach :) No i mam nowy pomysł na długie opowiadanie i kilka takich partówek, także spokojnie. Nie mogę za wiele zdradzić z prostego powodu: za bardzo Was kocham, żeby niszczyć Wam tę radość oczekiwania i czytania. :) 'Miłość zabija' - uwierzcie mi, mam to już na prawdę 'soczyście' opisane :* Dziękuję Wam za dodające otuchy komentarze :)
UsuńA wiesz co jest najgorsze moja droga? Ze Ty juz wszystko wiesz, a my rozkoszujemy sie oczekiwaniem i domyslami:-P taki nasz smutny los:-( chwilami mysle, ze lepiej gdybyscie (wspaniale blogerki) napisaly ksiazki, moglabym bez problemy przeczytac wszystko w jedna noc:-P a tak pozostaje mi czekać:'(:'( hayley
UsuńKochana! Masz to jak w banku! Nowy pomysł z opowiadaniem (tym dłuższym) nie ujrzy światła dziennego dopóty, dopóki nie skończę go w całości. A wtedy rozdział będzie dodawany każdego dnia :) I to wcale nie jest smutny los. Spójrz na to z tej strony: rozkoszujesz się historią na kilkanaście różnych sposobów, przeżywasz ją od nowa, a potem czytasz ten właściwy cd i myślisz 'kurczę, na to nie wpadłam!' albo 'to jest genialne!' lub też siedzisz z dziką satysfakcją 'wiedziałam! Wiedziałam, że tak zrobi!'. Poszukaj tych dobrych stron, Hayley :)
UsuńW sumie masz racje, ale i tak konczenie w takim momencie jest nieludzkie:-P w takim razie nie moge sie doczekac, dlugiego opowiadania;-) Hayley
Usuń51 yrs old Budget/Accounting Analyst I Harlie Chewter, hailing from Gimli enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Horseback riding. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a XF. ma dobry punkt
OdpowiedzUsuń