poniedziałek, 4 lutego 2013

Królowa Kier [1]

Dźwięk rzężącego oddechu wydobywającego się ze ściśniętego gardła rozdzierał ciężkie powietrze. Gasnąca iskierka nadziei napawała odrazą i bezgranicznym współczuciem. Delikatna dłoń umaczana w bordowej posoce przesunęła po chłodnym już policzku zostawiając na nim smugę krwi. Stalowe spojrzenie wwiercało się w śniade tęczówki zmarłej, gdy podejmowała decyzję. Bez wahania wbiła palce w to miejsce i po chwili wyciągnęła z oczodołów dwie gałki. Trzymając je w jednej dłoni drugą sięgnęła za pazuchę czarnego płaszcza  i wydostała mały słoiczek z chlupoczącą formaliną. Odkręciła go i umieściła w środku oczy, a następnie zamknęła go szczelnie i z powrotem schowała w połach płaszcza. Teraz czekał ją znany już rytuał.
Przysunęła bliżej miskę z ciepłą wodą z dodatkiem wybielacza i gąbką. Rozebrała ciało i zaczęła dokładnie je obmywać tak, aby nie zostawić na nim najmniejszej kropelki krwi. Szczególną uwagą obdarzyła głębokie cięcie na szyi i dziury po oczach. Kiedy zakończyła czyszczenie ze swojej torby wyjęła zestaw chirurgiczny do szycia. Ubrała lateksowe rękawiczki i nawlekła nić. Z lekarską precyzją zaszyła wszystkie trzy rany i spojrzała zamyślona na sine szwy. Westchnęła i wrzuciła zużyty sprzęt do sterylnego woreczka, który schowała w torbie. Następnie wypakowała nową szczotkę i zaczęła rozczesywać długie, błyszczące blond loki, które po chwili ułożyły się w delikatne fale na zimnych, nagich ramionach kobiety. Odłożyła szczotkę i sięgnęła po kartonowe pudełko, z którego wyjęła prostą, błękitną sukienkę obszytą delikatną, białą koronką. Ubrała w nią ciało i poprawiła włosy. Każdą z tych czynności wykonywała z namaszczeniem i chłodnym dystansem. Gdy skończyła rozmasowała zastygłą skórę wokół ust zmarłej tak, aby wyglądała na rozluźnioną. Złożyła jej ręce na brzuchu, głaszcząc delikatnie przeguby. Podniosła się i dokładnie wysprzątała miejsce zdarzenia. Na sam koniec położyła koło głowy kobiety błękitną różę i kartę z talii symbolizującą królową kier. Z delikatnym uśmiechem błąkającym się w kącikach ust opuściła pomieszczenie znikając w strzępach nocy ustępującej miejsca porankowi.
Ze snu wyrwał go natrętny dźwięk dzwoniącej komórki. Zirytowany chwycił telefon do ręki i odebrał.
- Halo… - warknął do głośnika. Po chwili zerwał się z materaca i popędził w stronę prysznica, momentalnie kończąc połączenie.
Na miejscu stały już radiowozy, a teren został odgrodzony żółtą taśmą policyjną. Podniósł ją do góry i przeszedł pod nią kierując się prosto do budynku.
- Królowa Kier? – zapytał sposępniały. Jego partner, Naruto, skinął niechętnie głową.
- Zero śladów. Nic. Jakby morderstwa dokonał duch. – rzucił zirytowany. Spojrzał na leżącą spokojnie kobietę. Jej twarz wyglądała tak łagodnie, z tym rozluźnieniem i ułożonymi na brzuchu dłońmi zdawała się jedynie spać. Tylko blizny zaszyte z chirurgiczną precyzją niszczyły widok. No, i oczywiście fakt, że była martwa.
- Zgon nastąpił do pięciu godzin temu. – usłyszeli głos Jūgo, koronera sądowego. – W skutek poderżnięcia gardła. Wykrwawiła się. Musiało tu być dużo krwi, ale nie widzę żadnych plam. Zabójca doskonale wiedział, co robi.
- To kobieta, która nie zna żadnych granic. Dzieci, dorośli, starsze osoby. Mężczyźni, kobiety. Homoseksualiści, ludzie o różnych poglądach religijnych i różnych statusach społecznych. Nie mający ze sobą nic wspólnego. Selekcjonuje ich według własnych chęci. – streścił jej portret psychologiczny Naruto.
- Trzy ofiary tygodniowo przez ostatni miesiąc. To daje nam na razie siedem ofiar. Żadnego schematu w dniach tygodnia, jedynie ten rytuał.  Bawi się z nami! – ryknął wściekle Sasuke.
- Więcej dowiem się, kiedy zabiorę ją do kostnicy i wykonam sekcję zwłok. – kruczowłosy skinął głową i opuścił miejsce zbrodni. Jeszcze ten raut u burmistrza, który czekał na dobre wieści.
- Cholera. – mruknął pod nosem i udał się na komisariat.
- Żadnych śladów walki, nie zgwałcono jej, nie otruto, nie uśpiono. – Sasuke zaciskał dłonie w pięści, kiedy słuchał raportu Karin. – Wykrwawiła się.
- Nie znalazłaś odcisków, włosów, włókien, nic? – zapytał, chociaż znał odpowiedź. Czerwonowłosa pokręciła głową. – Dzięki. – rzucił na odchodnym.
- Nic. – mruknął, kiedy wszedł do gabinetu, który dzielił z Naruto. Partner skinął ponuro głową i zapatrzył się w akta.
- Tamiko Sugi, lat dwadzieścia pięć, asystentka w sklepie odzieżowym przy Yakushi. Nie miała chłopaka, rodzina mieszka poza miastem, nikt nie zgłosił jej zaginięcia. Współlokatorką była studentka medycyny, Yuri Kashiwa.  
- No to pogadajmy z nią. – Sasuke zdjął z oparcia skórzaną kurtkę i wyszedł z gabinetu. W ślad za nim podążył Naruto.
Deszcz bębnił w szyby auta, gdy parkowali pod blokiem, w który mieszkała denatka. Wyskoczyli z samochodu i szybkim krokiem weszli do budynku kierując się pod wskazany adres. Zapukali, ale odpowiedziała im cisza. Kiedy chcieli raz jeszcze zadudnić, za drzwiami usłyszeli cichy szmer, dźwięk odsuwanego łańcucha i skrzydło rozwarło się przed nimi.
- Policja, detektywi Uchiha i Uzumaki. Możemy zadać kilka pytań? – Sasuke jak zwykle onieśmielał swoją urodą płeć przeciwną, więc dziewczyna wpuściła ich bez żadnych zastrzeżeń.
- Miała iść na siłownię. – siedzieli przy herbacie w salonie Yuri. – Jak co środę. Ja byłam jeszcze na zajęciach, miałam wrócić koło ósmej.
- A kiedy miała wrócić Tamiko? – wtrącił Naruto.
- Koło dziewiątej, ale wysłała mi wiadomość, że spotkała starą znajomą i poszły na kawę.
- Wiesz, jak się nazywała? – zapytał Sasuke, ale dziewczyna pokręciła głową.
– Nic mi nie wiadomo o jej przyjaciołach. Tamiko była skryta. Nie martwiłam się o nią, skoro spotkała się z przyjaciółką. Skąd mogłam wiedzieć, że nie wróci… - jej głos się załamał, ale dzielnie hamowała łzy. – Czy mogła to zrobić ona? Ta jej znajoma? – Sasuke milczał.
- Nie wiemy, ale jest to bardzo możliwe. – rzucił Naruto i pożegnali się z Yuri.
- I co myślisz? – zapytał Uchiha. Uzumaki wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Podejrzewam, że jej alibi się potwierdzi. Poza tym nie pałała do niej żadną niechęcią. Znowu skończymy z niczym. – Sasuke prychnął w odpowiedzi i wsiadł do samochodu.
Stał ubrany w smoking i poprawiał muszkę. Czuł się jak bałwan w tych sztywnych ciuchach, ale sytuacja tego wymagała.
- Pospiesz się! – krzyknął do siedzącej w łazience kobiety.
- Idę, idę. – mruknęła. Dokonała jeszcze drobnych poprawek w swojej błękitnej sukience i wyszła.
- Ino, ileż można siedzieć i wpatrywać się w swoje odbicie? – warknął niezadowolony Sasuke. Kobieta westchnęła.
- Przestań jęczeć. Możemy już jechać. – chwyciła brata pod ramię i wyszli z mieszkania.
Na miejscu były już tłumy. Same ważne osobistości, gromady dziennikarzy i drobnych pismaków oraz hordy służby. Burmistrz mieszkał na obrzeżach miasta w wielkiej willi z hektarami gruntu, która prezentowała się z przepychem. Teraz wejście do głównego holu było zwieńczone spektakularnymi girlandami i wiszącymi balonami. Doroczny bal charytatywny był jedną z największych i najszczegółowiej śledzonych imprez w Tokio, toteż nikt za nic nie przegapiłby okazji ujrzenia tego na własne oczy.
- Nazwisko? – Sasuke spojrzał na konsjerża.
- Uchiha. – mężczyzna skinął głową i wskazał im stolik, przy którym siedział już Naruto i Hinata, jego narzeczona, Karin, Jūgo i kilkoro innych śledczych z ich biura. Przywitał się z nimi, odsunął Ino krzesło, a następnie sam zajął miejsce między nią a Naruto.
- Jak zwykle z przepychem… - mruknął znudzony Shikamaru, ich najlepszy śledczy. Miał niesamowity instynkt i inteligencję, która momentami onieśmielała, ale wszystko równoważyła jedna wada: szybko się nudził i jakiekolwiek przyziemne rozrywki wydawały mu się dziecinne i nieistotne.
- W końcu to burmistrz. – odparł Sai, geniusz komputerowy ich biura. Chłodny i zdystansowany o introwertycznej postawie. Sasuke wiedział, że bardzo pociągał Ino, chociaż ta wypierała się na każdym kroku. Spojrzał na siostrę kątem oka i zauważył, jak przygląda się Sai ‘owi lekko skrępowana. Gdy ten zaszczycił ją swoją uwagą blondynka spąsowiała i odwróciła się w stronę tłumu.
- Nie wierzę! – rzuciła i zerwała się z miejsca. Przedarła się przez tłum ludzi i dopadła się jednej kobiety. Miała ona sięgające do pasa różowe włosy, a na sobie przylegającą jak druga skóra, długą, lejącą się do ziemi białą suknię. Atłasowy materiał skrywał się pod delikatną kremową koronką odkrywając dekolt i zgrabne plecy kobiety. Można by powiedzieć, że całość trzymała się jedynie na biuście różowowłosej. Wyglądała jak anioł. Nim się spostrzegli Ino ciągnęła niechętną damę do ich stolika.
- Poznajcie Sakurę. Znamy się jeszcze z liceum. – mężczyźni siedzący przy stoliku wstali i skinęli jej głową, przedstawiając się każdy po kolei.
- Sasuke Uchiha. – ze względu na to, że był najbliżej niej ujął jej drobną, alabastrową dłoń i musnął jej grzbiet ustami, nie spuszczając z niej wzroku. Szmaragdowe tęczówki bacznie lustrowały jego twarz, łagodniejąc z każdą chwilą.
- Sakura Haruno. – przedstawiła się.
- Usiądziesz z nami? – zapytał Naruto wskazując dłonią na wolne nakrycie, przy którym nie było karteczki z imieniem i nazwiskiem.
- Wybaczcie, ale już mi przydzielono stolik. – uśmiechnęła się delikatnie, a wyraz jej twarzy był przepraszający. Sasuke przyglądał się jej ze skrywanym zainteresowaniem.
- Tu jesteś! – usłyszeli głos burmistrza. Wszyscy jak na komendę zerwali się z zajmowanych miejsc. – Ależ spokojnie, moi drodzy. – obdarzył ich jowialnym uśmiechem. – Po co się tak spinać. Mamy się bawić! – zakrzyknął i podszedł do różowowłosej. – Wszędzie cię szukałem.
- Nigdzie nie uciekłam. – rzuciła rozbawiona. Była taka dziwnie oswojona i beztroska, gdy zwracała się do burmistrza. Jego kochanka? Przeleciało przez myśli Sasuke jak błyskawica i momentalnie poczuł do tej kobiety niechęć. Była grubo od niego młodsza! Leciała na kasę?!
- Bawcie się dobrze. – wysunął ramię, a Sakura ujęła je chętnie i żegnając się z pozostałymi odeszła w towarzystwie śmiejącego się mężczyzny. Reszta wieczoru upłynęła Sasuke na pielęgnowaniu niechęci do różowowłosej, zdradliwej piękności.
Siedział nad aktami zastanawiając się nad sprawą, ale wciąż jego myśli zakłócało niesamowite spojrzenie zielonych tęczówek. Pił już czwartą z rzędu kawę, a nie było jeszcze południa.
- Stary, wyluzuj. – mruknął Naruto, gdy wszedł do gabinetu i zajął swoje miejsce.
- Och, mam wrażenie, że jedyne co nam pozostało to czekać, aż morderca sam zjawi się u nas i wyśpiewa wszystko jak ptaszek. – rzucił beznamiętnie, chociaż wewnątrz aż szalał z wściekłości na swoją bezsilność względem zabójcy i pięknej różowowłosej.
- Czyli jesteśmy z góry przegrani. – Uchiha chciał coś odpowiedzieć, ale do gabinetu weszła Temari, ich sekretarka.
- Pani Haruno do pana Uchihy. – Sasuke i Naruto spojrzeli po sobie. Na ustach Uzumakiego zakwitł szeroki uśmiech.
- Nie każ jej czekać… - rzucił uradowany blondyn.
- Głąb. – skwitował jego zachowanie kruczowłosy, ale jego serce zabiło mocniej. Skarcił się w duchu za szczeniacką reakcję i wdział maskę obojętności.
- Pani Haruno. – wyciągnął w jej stronę dłoń, którą Sakura ujęła najdelikatniej jak umiała.
- Pan Uchiha. – odparła i obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem. Serce Sasuke zaczęło topnieć, więc momentalnie przypomniał sobie, że jest kochanką burmistrza i leci tylko na kasę. Poskutkowało. – Czy moglibyśmy porozmawiać w ustronnym miejscu? – zapytała, a karooki siłą powstrzymał się od prychnięcia.
- Miałem iść na lunch. Nie przeszkadza to pani? – spojrzał na kobietę, a ona pokiwała powoli głową.
Siedzieli przy stoliku jednej z chińskich knajpek. Sakura zamówiła wodę, a Sasuke sajgonki.
- O czym chciała pani ze mną rozmawiać? – zapytał, gdy czekali na zamówienie.
- Przychodzę do pana nieoficjalnie, z ramienia burmistrza. – odpowiedziała. Przyjrzał się jej dokładniej.
- A pani kim jest dla burmistrza? – na tle jego myśli z ostatnich dni pytanie wydało się oczywiste i sugerujące, ale widocznie zielonooka nie widziała w nim nic zdrożnego i intymnego, bo nawet się nie speszyła.
- Rekrutuję ludzi, którzy mają pracować z panem Danzo. – odparła, a Sasuke poczuł niewysłowioną ulgę. Nagle zachciało mu się śmiać ze swoich niedorzecznych podejrzeń. Nie umiał powstrzymać wpełzającego na jego wargi uśmiechu. To wyjaśniało jej poufałość i rozluźnienie w towarzystwie mężczyzny. – Co pana tak rozbawiło? – momentalnie wziął się w ryzy.
- Osobisty żart. Proszę wybaczyć. – mruknął, wciąż ciesząc się w sobie jak dziecko. – Proszę kontynuować.
- Pan Danzo prosi o nieoficjalne zdanie raportu jego ludziom z ochrony z wydarzeń mających miejsce podczas ostatnich kilku dni. – wyjaśniła istotę spotkania. Sasuke zmarszczył brwi.  
- Przecież w każdej chwili może zajrzeć do tych akt. – rzucił. W tej chwili kelnerka podała Sasuke sajgonki. Sakura w tym czasie zasznurowała usta i odczekała, aż dziewczyna zniknie z ich pola widzenia. 
- Owszem, ale pan Danzo oczekuje od pana i pańskiego partnera pełnego zaangażowania. Chciałby usłyszeć każdą z możliwych teorii, być na bieżąco w toku dochodzenia i osobiście uczestniczyć w tej sprawie, jako że jest burmistrzem troskliwie opiekującym się swoim miastem i jego mieszkańcami. – zagięła róg serwetki, a Sasuke bacznie śledził drogę jej zgrabnych palców.
- Jeżeli te sprawy o morderstwo mają być pionkiem w jego kolejnej kampanii wyborczej, to będę zmuszony odmówić. – warknął rozeźlony. Podniósł na nią bezduszne spojrzenie. Sakura jednak nie wydawała się być poruszona jego tonem.
- Pan nie rozumie, panie Uchiha. – odparła. – Moja obecność tutaj to akt dobrej woli pana Danzo. Równie dobrze mógłby was odsunąć od śledztwa i podstawić swoich ludzi. Niemniej wie, że jesteście najlepszym zespołem śledczym w Tokio, a sprawy przybierają niebezpieczny i nieobliczalny obrót. – dodała. Sasuke wpakował jedną sajgonkę do ust i przeżuł ją dokładnie.
- Jak miałoby to wyglądać? – zapytał. Sakura uśmiechnęła się nieznacznie.
- Dołączyłabym do waszego zespołu jako obserwator. Sprawowałabym raport burmistrzowi.
- Podważając w nim każdy nasz krok. – Sasuke przyjrzał się jej reakcji. Westchnęła.
- Moim zadaniem nie jest podważanie kompetencji pańskiego zespołu, Sasuke. – pierwszy raz wypowiedziała jego imię. I zabrzmiało ono w jej ustach tak cholernie seksownie. -  Stworzę odrębną bazę danych opartych na waszej fachowej opinii i moich spostrzeżeniach, którą potem przedstawię burmistrzowi. Tyle. – wycofała się trochę. Wyprostowała się jak struna, a jej dłonie już nie tańczyły bawiąc się serwetką. Upiła łyk wody i odstawiła szklankę na stół. Sasuke widocznie ją speszył tymi insynuacjami. Odchrząknął i uśmiechnął się szelmowsko.
- A więc widzimy się jutro z samego rana? – zapytał. Kobieta obdarzyła go bacznym spojrzeniem, ale rozluźniła się delikatnie.
- Jasne. – odparła. Wyjęła z torebki notes i szybko coś w nim naskrobała. Wyrwała kartkę i podała ją zdziwionemu Sasuke. – To jest mój numer. W razie czego proszę dzwonić. – karooki odebrał świstek z dłoni Sakury i uśmiechnął się.
- A gdybym chciał umówić się na kawę? – zapytał arogancko. Spojrzała mu w oczy.
- Najpierw proszę zadzwonić. – odparła. W kącikach jej ust czaił się uśmiech, ale nie pozwoliła się mu rozprzestrzenić. Pożegnała się z nim i wyszła.
Na drugi dzień wszedł do biura i rozejrzał się badawczo. Zastanawiał się, o której przyjdzie Sakura. Dochodziła już ósma, a pomieszczenie wyglądało tak samo jak co dzień. Urywające się telefony, huk rozmów i biurka pełne papierów. Westchnął i wszedł do gabinetu, ale gdy tylko przekroczył prób stanął jak zamurowany.
- Panie Uchiha. – usłyszał z ust uśmiechniętej różowowłosej. Miała na sobie zwyczajny czarny top, jeansy i grafitowe trampki. Rozejrzał się i na wieszaku ujrzał kobiecą skórzaną kurtkę. Wrócił wzrokiem na jej osobę. Długie włosy spięła w francuski warkocz. I co go zdziwiło, nie miała ani grama makijażu. Prezentowała się bardzo naturalnie.
- Pani Haruno. – odpowiedział i dopiero zauważył wciśniętego w kąt Naruto, który uśmiechał się do niego diabolicznie. Skinął mu głową i usiadł przy swoim biurku. – Mamy coś nowego?
- Niestety, nic. To zaczyna być frustrujące. – zaczął marudzić Naruto. Sasuke w tym czasie spoglądał na skupioną na aktach Sakurę. Jej oczy były uważne, a dłonie gładziły delikatnie brzegi kartek papieru. Po plecach mężczyzny przebiegł dreszcz, gdy wyobraził sobie, jak różowowłosa przecina palec, z którego zaczyna płynąć krew. Potrząsnął głową.
- Ta kobieta – zaczęła, a mężczyźni posłali jej pytające spojrzenie. – Ta, która zabija. – dodała.
- To co? – zapytał Naruto. Sakura potarła wolną dłonią skroń.
- Jest pechowcem. – rzuciła i wstała. Zaczęła przechadzać się po gabinecie. – Masz problemy i albo stawiasz im czoła, popełniasz samobójstwo, albo się mścisz.
- Sugerujesz, że mści się na kimś? – Haruno niepewnie skinęła głową.
- Och, to są domysły. – żachnął się Sasuke.
- Nie umiecie w żaden, według was, sposób powiązać ofiar, ale zapominacie o jednej koneksji. – mruknęła. Naruto rozdziawił usta.
- Morderca! To jest nasze powiązanie! – krzyknął.
- Powiedzmy, że stara się o nowe mieszkanie. Co robi? – Sakura rozpoczęła symulację.
- Idzie do agenta. – mruknął niechętnie Uchiha.
- Znajduje odpowiednie, ale on mówi, że musi wpłacić połowę z góry. Co wtedy? – drążyła różowowłosa. Przechadzała się po pomieszczeniu i widać było, że intensywnie się zastanawiała.
- Zwraca się do banku po pożyczkę. – odpowiedział Naruto.
- A co może spowodować, że pojawia się chęć zabójstwa na bankowcu?
- Odmowa pożyczki. – rzucił chętniej Sasuke. Spojrzeli po sobie.
- Okej. – Sakura wzięła głęboki wdech. – Odmawiają jej, więc idzie do agenta i prosi o przetrzymanie. Mężczyzna jest chytry na pieniądze, jak napisano o nim w aktach i wie, że inna rodzina jest w stanie nadpłacić. Pieniądze więc pójdą do jego kieszeni. Zatem odmawia. Kolejna chęć mordu. Dowiaduje się, że lokal dostanie rodzina z dzieckiem. Początkowo odpuszcza. Potem zabija bankowca, następnie agenta i całą rodzinę, która ukradła jej mieszkanie. – Uzumaki wpatrywał się w kobietę z powagą w oczach, a Sasuke pocierał dłonią brodę.
- No, dobra. To ma jakiś sens. – odezwał się kruczowłosy. – Ale gdzie homoseksualista i nasza ostatnia ofiara? – rzucił jej pytające spojrzenie. Zielonooka zamyśliła się.
- Homoseksualista musiał być blisko z nią związany. Może ktoś z rodziny?
- Nie, nie miał rodziny. I jak wyjaśnisz chęć zemsty na nim?
- Musiał ją zdradzić, tak jak pozostali. Poczuła się oszukana i opuszczona. To musiało mieć związek z jej przeszłością.
- Okej, a Tamiko? – wtrącił Naruto.
- Ta ofiara niekoniecznie musiała mieć powiązanie z mordercą. – rzuciła niepewnie. Mężczyźni wymienili spojrzenia.
- Sugerujesz, że zabiła ją dla zabawy? – wściekł się Sasuke. Bo jeżeli tak, to jest nieobliczalna i być może nigdy nie przestanie mordować.
- Nie. – odparła. – Tamte zabójstwa nie dały jej ukojenia. Wciąż jest zraniona i zabija z frustracji. Jest różnica we wszystkich sprawach. – wskazała zdjęcia miejsc zbrodni. – Wszystkie ofiary mają grymas na twarzy. Zastygłe w niepokoju, a Tamiko jest wyraźnie rozluźniona. – mężczyźni przyjrzeli się drobnemu szczegółowi. Faktycznie, miała rację. – I szycia są precyzyjniejsze, jakby plastyczne. Nie chciała jej szpecić. Niemalże jej współczuła.
- Jak mogliśmy to przeoczyć? – zastanawiał się gorączkowo Sasuke.
- Nie wińcie się. – rzuciła Sakura. – Świeże spojrzenie zawsze pomaga wyłapać przeoczone szczegóły.
- Jak na to wpadłaś? – zaciekawił się Naruto. Uchiha podniósł głowę znad zdjęć.
- Rekrutuję ludzi, więc muszę wyłapywać niepokojące symptomy. – uśmiechnęła się blado. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. – Wybaczcie, ale burmistrz wzywa. – pożegnała się z nimi i wyszła. Partnerzy rozpoczęli ponowną analizę wszystkich siedmiu morderstw wykorzystując nowo zaistniałą teorię.
Dochodziła pierwsza w nocy, gdy rozdzwonił się telefon Sasuke. Zirytowany podniósł się z łóżka i chwycił za słuchawkę.
- Uchiha! - warknął do aparatu.
- Znowu zabiła. Mamy sprawcę. Przyjeżdżaj. – głos Naruto był martwy, wyzuty z jakichkolwiek uczuć. Kruczowłosy rzucił słuchawkę na widełki i popędził pod prysznic.
Kiedy zajechał na miejsce zbrodni ujrzał partnera rozmawiającego ze świtą burmistrza. Zdziwiony wyszedł z auta i podszedł do mężczyzn.
- Co jest…? – zapytał. Uzumaki spojrzał na niego posępnie. Nim zdążył się odezwać z budynku została wyprowadzona kobieta, cała umazana we krwi. Jej spojrzenie miotało się po wszystkich twarzach, aby po chwili zatrzymać się na zmartwiałym Sasuke. Karooki otworzył usta, zamknął je, i ponownie otworzył, aby uformować wargi w jedno imię.
- Sakura?

Autor: .romantyczka

4 komentarze:

  1. Hymm... jak by to... ująć. Bardzo... mi sie.. podoba. Aczkolwiek... szczerze spodziewałam sie takiego zwrotu akcji, ale tak szybko? Mam nadzieję że jednak akcja sie Rozwinie...
    Pozdrawiam i dzięki za powiadomienie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie martw się. Mam przewidziane jeszcze dwie części. Ale partówki nie są po to, aby rozwlekać je na nie wiadomo ile, tylko żeby dać zastrzyk pomysłu :) Mam nadzieję, że Twój zawód wynika z sympatii dla mojej twórczości. Nie wiedziałam, że w ogóle ją wstawię. Ostatnio wszystko co robię spotyka się z moimi zastrzeżeniami i wątpliwościami :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. świetna notka :) już nie mogę doczekać się kolejnej części partówki :D kiedy się ona pojawi??

    OdpowiedzUsuń