Lało
jak z cebra. Po ulicy płynął szeroki strumień wody, a przejeżdżające samochody
rozchlapywały ją na rozdrażnionych przechodniów. Granatowe niebo rozjaśniało
się co chwilę od blasku błyskawic, a szyby trzęsły się od huku grzmotów. Pomimo
wczesnej godziny porannej można by się kłócić, że właściwie to nadeszła noc, a
nie brzask.
Z
łóżka wygramoliła się nastolatka. Zaspane oczy wciąż miała zamknięte, ale
zeszła z materaca i skierowała się w stronę łazienki. Po drodze ominęła biurko,
którego lokalizacji nauczyła się w zeszłym tygodniu, ale niestety o komodzie
zapomniała. Z impetem nabiła się na jej róg, co momentalnie wyrwało ją ze snu.
- Cholera! – wrzasnęła na całe
mieszkanie. – Kto postawił tutaj to badziewie!?
- Ty, kochanie – rzuciła jej
mama, która właśnie zajrzała do sypialni córki. – Dzień dobry.
- Cześć – odburknęła dziewczyna.
– Powiedz tacie, że po południu robię przemeblowanie.
- Tak jest! Chyba setne w tym
tygodniu – zaśmiała się kobieta i szybko umknęła przed lecącym w jej stronę
podręcznikiem. Nastolatka westchnęła i weszła do łazienki. Spojrzała w
znienawidzone lustro i jęknęła. Nienawidziła wszystkiego w tym pomieszczeniu.
Mogła zaryzykować stwierdzeniem, że nienawidzi całego mieszkania. Jak dla niej
mogli się w ogóle nie przeprowadzać, ale zdawała sobie sprawę, że mama straciła
pracę, a tata ledwie wiązał koniec z końcem. Zatem przeniesienie się do
tańszego lokum było dla nich ogromną ulgą i odciążeniem.
- Tak, ale dlaczego do najgorszej
dzielnicy Tokio? – zapytała swoje odbicie i nie czekając, aż łaskawie odpowie
weszła pod prysznic.
Umyta i przebrana w szkolny
mundurek weszła do kuchni.
- Chyba nie pójdziesz tak ubrana
– rzucił jej ojciec, gdy tylko zasiadła do stołu.
- A co jest nie tak w moim
mundurku? – zapytała i chwyciła do ręki nóż z dżemem.
- Koniecznością są te ćwieki i
agrafki? – dziewczyna spojrzała na swój strój, a potem wzięła kosmyk swoich
włosów w palce.
- Skazaliście mnie na życie w
różu, więc chociaż dajcie spokój z ubiorem – sarknęła i wpakowała tosta do
buzi. – Idę. Może nie zginę.
- Będzie dobrze – zachęciła ją
mama.
- Ciekawe jak, skoro nikogo nie
znam – mruknęła pod nosem i wyszła z mieszkania.
Droga
do szkoły nie była długa. Z miejsca została zapisana do lokalnej placówki, co
niekoniecznie oznaczało budynek z marmurów i okazałych portali. Wręcz
przeciwnie. Buda, bo tylko tak można było to coś nazwać, była obskurna jak cała
jej dzielnica. Odpadający szary tynk i łuszcząca się na framugach farba. Istna ruina.
Westchnęła i rozejrzała się po okolicy wejścia.
Po
jej prawej stronie stała grupka, na oko młodszych od niej, dziewczyn. Z twarzy
niemalże ściekał tani makijaż, a guziki ledwie dopinały się na ich klatkach
piersiowych, agresywnie eksponując pokaźne biusty. Co chwilę któraś z nich
obciągała niżej bluzkę, aby tylko nic nie umknęło czujnym spojrzeniom
przechodzących obok chłopaków. Dziewczyna warknęła pod nosem. Wiedziała, że
będą z nimi same kłopoty.
Spojrzała
w lewo, gdzie stali motocykliści. Czarne, skórzane kurtki i kaski tego samego
koloru. Gang, pomyślała. Srebrne kolczyki błyszczały w każdej widocznej części
ciała, więc przypuszczała, że w tych mniej widocznych także. W przeciwieństwie
do lafirynd, których grupę stanowiły same dziewczyny, motocykliści byli
mieszani. W oczy rzuciła jej się długowłosa blondynka. Miała na sobie jeansowe
szorty i obcisły biały top, a na ramionach luźno zwisała jej czarna, ćwiekowana
ramoneska. Musiała wyczuć, że ktoś się jej przygląda, bo spojrzała przez ramię,
a wzrok utkwiła dokładnie w osobie różowowłosej.
- Cholera – przeklęła pod nosem.
Szybko weszła do budynku szkoły, ostatkami sił powstrzymując się przed
obejrzeniem się za siebie.
- Te, różowa – usłyszała przy
uchu. Podskoczyła i odwróciła się w stronę, z której dochodził głos.
- Nie jestem różowa – warknęła.
Nienawidziła, jak ktoś ją tak nazywał.
- Kolor włosów mówi sam za siebie
– rzuciła niedbale. – Nie gap się na mnie, bo pożałujesz.
- Uważaj, bo się ciebie przestraszę
– dziewczyna obróciła się na pięcie i odeszła w nieznaną jej stronę. Wszystko,
byle tylko pokazać motocyklistce, że ją lekceważy i nic sobie nie robi z jej
zakazów.
Po
krótkim błądzeniu w końcu dotarła do sekretariatu. Pomieszczenie było równie
obskurne, co reszta szkoły, ale czego mogła się spodziewać? Odchrząknęła chcą
zwrócić na siebie uwagę zapracowanej kobiety.
- Nazywam się Sakura Haruno –
odparła, gdy tylko ta skierowała na nią swe surowe spojrzenie.
- Tak, wiem – odparła spokojnie,
pomimo złudzenia, jakie tworzyła, że ze wszystkimi szkolnymi sprawami jest
spóźniona. – Tutaj masz plan, a tu mapkę szkoły. Życzę powodzenia – ostatnie
zdanie rzuciła niemalże ze współczuciem, czego Sakura za grosz nie mogła
zrozumieć. Fakt, szkoła znajdowała się w nieciekawej dzielnicy, swoim wyglądem
nie reprezentowała żadnego poziomu, ale żeby życzyć jej powodzenia z taką dozą
współczucia i żalu? Chyba jednak jeszcze nie dotarło do mnie to, co mnie tu
czeka, pomyślała wychodząc z pomieszczenia wprost w dudniący od krzyków
korytarz.
Po
odszukaniu swojej szafki zaczęła przeprawę z jej otworzeniem. Jak zwykle
musiała się zaciąć, pomyślała sarkastycznie. Po raz setny sprawdziła, czy na
pewno wykręca odpowiedni kod, a gdy już się upewniła, że jeszcze potrafi
czytać, wystukała go ponownie.
- Cholera – warknęła pod nosem i
z impetem uderzyła w metalowe drzwiczki, które pod wpływem jej siły odskoczyły
i dały jej dostęp do zawartości szafki. Sakura uśmiechnęła się triumfalnie i
zaczęła wkładać do środka swoje rzeczy.
- Widzę, że różowa szybko się
uczy – usłyszała za plecami głos dziewczyny, której przyglądała się z rana.
- Zamknij się i poszukaj sobie
zajęcia – mruknęła Sakura i zamknęła szafkę, po czym zlustrowała gapiącą się na
nią blondynkę.
- Ino – przedstawiła się
dziewczyna, ale nie wyciągnęła w jej stronę ręki. Zamiast tego mlasnęła głośno
przeżuwaną w ustach gumą.
- Nie szukam przyjaciół –
warknęła różowowłosa. Na przestrzeni lat zaobserwowała u siebie dziwny
mechanizm. A mianowicie nawet, gdy chciała się do kogoś zbliżyć, to
powierzchownie zrażała do siebie ludzi. Więc, gdy ktokolwiek chciał poznać ją
bliżej to musiał się natrudzić i poświęcić sporo czasu.
- Spokojnie, różowa – uśmiechnęła
się Ino. – Nie spinaj się tak.
- Jak się zaraz zepnę to
zaliczysz spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą, a więc spływaj – syknęła
Sakura i ruszyła w znaną sobie stronę. Nie obróciła się za siebie, żeby
sprawdzić, co zrobiła Ino. Jakoś mało interesowało ją, co mogła sobie pomyśleć.
Weszła
do klasy i rozejrzała się dookoła. Wszystkie miejsca były pozajmowane co
uniemożliwiło jej znalezienie swojej ławki. Westchnęła zrezygnowana i jeszcze
raz zlustrowała pomieszczenie.
- Nie stój w drzwiach – usłyszała
za sobą zrzędliwy głos. Prędko odsunęła się w prawo torując innym przejście. –
Tępak.
- Ej… - chciała odpyskować, ale
poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę. Obejrzała się za siebie i przewróciła
oczami. – Czego ode mnie chcesz?
- Siadaj ze mną – mruknęła Ino i
wskazała ostatnią ławkę.
- Nie potrzebuję łaski – rzuciła
Sakura i wyrwała się z uścisku blondynki.
- Przestań się stawiać –
wysyczała Ino. – Jak szybko nie zajmiesz miejsca to wypieprzą cię z klasy. Więc
stul dziób i rób, co mówię – dodała i pociągnęła różowowłosą za sobą. Sakura
zajęła wskazane krzesło i wyjęła z torby zeszyt z długopisem. Zadzwonił dzwonek
oznajmiając, że czas lekcyjny właśnie się rozpoczął, a mimo to w klasie wciąż
panował nieznośny zgiełk.
- Tu zawsze jest tak hałaśliwie?
– zapytała Sakura.
- Nie licz na gorące powitanie.
Tu nie stosujemy się do żadnych reguł poza jedną – urwała, a Haruno spojrzała
na nią pytająco. – Przeżyj – różowowłosa skinęła głową i odwróciła się w stronę
tablicy. Przeżyj, pomyślała. Wiedziała, że jej się tutaj nie spodoba.
Do
sali wszedł nauczyciel. Sam nie zdawał się być zbytnio poruszony panującym
chaosem. Ze stoickim spokojem usiadł przy biurku i zaczął wypakowywać ze
starego, skórzanego neseserka wszystkie potrzebne pomoce naukowe. Jakby w ogóle
istniała szansa, że nauczy czegokolwiek bandę rozwrzeszczanych licealistów,
pomyślała z przekąsem różowowłosa. Jednak z pewną fascynacją obserwowała
spokój, który niezmiennie gościł na jego twarzy.
- Cisza – powiedział, a klasa zamilkła. – Lekcja, temat…
- Cisza – powiedział, a klasa zamilkła. – Lekcja, temat…
- Zawsze go słuchają? – zapytała
Sakura, a Ino skinęła głową.
- To jeden z niewielu
nauczycieli, wobec których czuje się jakikolwiek respekt – odparła szeptem i
zanotowała w notesie temat, który w międzyczasie, gdy rozmawiały, pojawił się
na tablicy.
- Uczy biologii?
- Tak, ale też daje prywatne
korepetycje z chemii – odpowiedziała Ino. – Gdyby nie on, połowa z nas nie
potrafiłaby rozwiązać prostego wiązania – dodała i skinęła jej głową, żeby
zamilkła.
- Na dzisiaj koniec – usłyszeli
pod koniec dwóch godzin biologii. – Sakuro, zostań – klasa wybiegła z sali wrzeszcząc
w niebogłosy, a różowowłosa zachodziła w głowę, po co Kakashi mógł ją
zatrzymać.
- Tak? – zapytała, cierpliwie
czekając, aż mężczyzna powie, co ma do powiedzenia. Siwowłosy przez moment
milczał, jakby zastanawiając się nad czymś.
- Długo nie miałem do czynienia
ze zwykłą grzecznością ucznia do nauczyciela – rzucił z dziwnym rozrzewnieniem.
- W takim miejscu jak ta szkoła
to nie ma się co dziwić – odparła. Dopiero po chwili skarciła się za swój
niewyparzony jęzor. – Przepraszam.
- Masz rację – uśmiechnął się. –
Ale nie zatrzymałem cię po to, by wymieniać z tobą grzeczności.
- A więc? – zapytała.
- W poprzedniej szkole
realizowałaś rozszerzony program z biologii i chemii – zaczął. Skinęła głową. –
Zostawię ci trochę materiałów na przód, żebyś nie miała niepotrzebnego zastoju.
- Dziękuję – odpowiedziała
zaskoczona. – Czy to już wszystko?
- Tak – uśmiechnął się i skinął
jej na pożegnanie. – Ach, i Sakuro? – usłyszała, gdy miała już przekraczać próg
klasy. Odwróciła się do mężczyzny. – Nie daj się pogrążyć.
* * *
Zamykała
swoją szafkę, gdy obok pojawiła się Ino.
- Wpadnij na trening – rzuciła i
pomachała jej przed nosem czarno-fioletowymi pomponami.
- To nie dla mnie – mruknęła
Sakura. – Nie jestem z ‘tego’ typu dziewczyn – zaznaczyła.
- Przestań marudzić – rzuciła
niedbale Ino. – Jak nie wybierzesz żadnego zajęcia pozalekcyjnego, to
przydzielą cię do korepetycji – żachnęła się. – Pamiętaj, o szesnastej na
boisku.
- Yhm – wymamrotała różowowłosa i
skierowała się na kolejne zajęcia. Liczyła, że po pierwszym treningu Ino
dojdzie do wniosku, że jest beznadziejna i oddeleguje ją do sekcji szachowej. O
ile taka w ogóle istniała w tej szkole, w co szczerze wątpiła.
Była
zdziwiona, że o tej porze w szkole panują takie pustki. Nie spotkała nawet
woźnego, ani żadnej sprzątaczki. Nie było nauczycieli, bibliotekarek, nikogo.
Ani żywej duszy. Doszła do wniosku, że po prostu mają dość tego miejsca i
najzwyczajniej w świecie stąd wieją. Okolica też nie należała do tych, po
których spaceruje się wieczorem w celach rekreacyjnych. Wzruszyła ramionami i
skręciła w korytarz prowadzący do sekcji sportowej.
Pchnęła
ciężkie, metalowe drzwi i znalazła się przy kantorku wuefistów. Wszędzie
panowała nieprzenikniona ciemność, jednak nie była ona bezwzględna. Gdzieś na
końcu korytarza widziała smugę światła, zapewne wydobywającą się z jednej ze
szatni. Śmiało udała się w tamtym kierunku słysząc coraz głośniejsze rozmowy. Śmiało
pchnęła stare, drewniane drzwi i znalazła się w centrum zainteresowania.
Wszystkie pary oczu utkwiły w jej osobie, z czego nie bardzo się cieszyła.
- Na co się tak gapicie? –
usłyszała głos Ino i po raz pierwszy tego dnia była z tego powodu szczęśliwa. –
Przebierać te leniwe dupy, bo nie ręczę za spóźnialskich – dodała i złapała
Sakurę za ramię. Widać było, że wzbudzała respekt. Różowowłosa przypuszczała,
że przynależność do motocyklistów dużo dawała. Takie grupy to zawsze zlepek
największych degeneratów każdej szkoły, a to z kolei trzymało innych, słabszych
w ryzach. Głupia, acz przydatna hierarchizacja.
- E, w co mam się przebrać? –
zapytała zielonooka, a Ino wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, który
przywodził na myśl kota z Cheshire.
- W nasze dumne barwy – rzuciła i
podała jej strój cheerleaderki. Sakura złapała w locie kilka szmatek i
spojrzała na nie z wymowną miną.
- Dziwkarski outfit – mruknęła
pod nosem. – Powinnaś dodać, że trzeba nosić ładną bieliznę.
- Podoba mi się twój styl, różowa
– odparła Ino po dłuższej chwili wpatrywania się w Sakurę.
- Błagam – jęknęła zielonooka. –
Tylko nie różowa.
- Dobra, dobra – blondynka
podniosła ręce w poddańczym geście. – Coś się wymyśli. A tym czasem załóż ten
dziwkarski outfit – słyszała, pomyślała ze zgrozą Haruno, jednak w oczach
Yamanaki czaiły się figlarne ogniki. – Zbieraj dupę w troki i na boisko. Nie
masz żadnej taryfy ulgowej – zrobiła tak, jak kazała jej Ino. Strój składał się
z krótkiej spódniczki i paska materiału ciasno opinającego biust. Innymi słowy
– dwa kawałki szmatek zszyte w jedno. Westchnęła i idąc za przykładem blondynki,
zebrała włosy w wysokiego kucyka i upięła go ciasno.
Była szczerze zdziwiona widokiem
hali. Całkiem niezły parkiet, dobrze utrzymane trybuny, nieponiszczony sprzęt.
Przeczesała wzrokiem salę i skrzyżowała spojrzenie z Ino.
- Co, w szoku? – zgadła niebieskooka,
gdy Sakura podeszła do niej, z trudem hamując zdziwienie.
- Z lekka – mruknęła,
przypominając sobie, jak zamyka się usta.
- To jedynie miejsce, o które
dbamy – Ino zaczęła się rozgrzewać, a Haruno poszła w jej ślady, powtarzając
jej ruchy. – Nie jesteśmy orłami z nauki, daleko nam do aniołków, chyba że tych
z piekieł – mówiła, rozciągając przy tym ramiona. – Ale słyniemy z wysokich
osiągnięć sportowych.
- To było do przewidzenia – różowowłosa
zsunęła się do szpagatu, a po chwili stanęła przed oniemiałą Ino.
- Nie mówiłaś, że jesteś
rozciągnięta – zarzuciła jej Yamanaka, która wymijając Haruno klepnęła ją w
tyłek.
- Nie pytałaś – odparła Sakura i
ruszyła w ślad za nią. Nagle całą halę ogarnął szum, a następnie salwy
wrzasków. Zielonooka mogłaby przysiąc, że właśnie wypuszczono na wolność stado
szympansów.
- Poznaj naszą drużynę koszykarzy
– Ino skłoniła się teatralnie.
- Mamy z nimi trening? – zdziwiła
się Sakura. Poniekąd już wiedziała, jaki to ma cel. Dziewczyny będą wypinały
cycki, kręciły tyłkami, a potem wyrwą jakiegoś kolesia na imprezę.
- Nie spinaj, tylko ruchy –
warknęła Ino. – Ty masz się starać. Na następnych zawodach jesteś w głównym
składzie.
- Czyli kiedy? – zwróciła się do
blondynki Sakura.
- Za dwa tygodnie – odparła
Yamanaka, która bez pytań oparła wyprostowaną nogę na ramieniu różowowłosej i
zaczęła się rozciągać. Haruno posłusznie złapała ją za kostkę, by Ino mogła
rozgrzać mięśnie, nie tracąc przy tym równowagi. – Wtedy rozpoczyna się liga.
- Aha – odparła jedynie Sakura.
- To nie jest zabawa – rzuciła
ostrzegawczo Ino. – Drużynę bierzemy na poważnie. Treningi siedem dni w
tygodniu po trzy godziny – dodała.
- Nie spinaj – odpowiedziała jej własnymi
słowami Sakura, co wywołało na twarzy blondynki zadziorny uśmieszek.
- Co ja z tobą będę miała? –
zapytała retorycznie. Zielonooka wzruszyła jedynie ramionami i ponownie
spojrzała na grupę rozgrzewających się chłopaków.
Raz
po raz wykonywała salta, wyskoki, obroty i milion innych pozycji. Jej ciało
zapomniało, co to drakoński wysiłek, więc po trzech godzinach męczarni każdy
mięsień protestował przy choćby najmniejszym ruchu.
- Może być – rzuciła nie mniej
zmachana Ino, chociaż ta była w niewątpliwie lepszej kondycji niż Sakura.
Dziewczyny skinęły na siebie głowami i ruszyły w stronę szatni. Zdziwiona
Haruno obserwowała, jak męska drużyna koszykarska miesza się z cheerleaderkami
i znika za drzwiami wspólnej przebieralni.
- Zróbmy jeszcze raz ten układ na
drugą przerwę techniczną – Ino złapała ją za ramię. Obrót, wyskok, salto,
szpagat i sztuczny uśmiech. I jeszcze raz. I znowu.
- Przyzwoicie – rzuciła Yamanaka
i skierowała się w stronę szatni. – Będziesz jutro punktualnie, jasne? – niby
pytanie, ale zielonooka wiedziała, że Ino po prostu to oznajmiła. Nie było
innej odpowiedzi, jak ta twierdząca. Skinęła głową i pchnęła drzwi do szatni,
ale nie spodziewała się tego, co za nimi ujrzała. Na ławkach siedzieli półnadzy
koszykarze pijąc piwo i paląc trawkę. Przed częścią z nich tańczyły
cheerleaderki do muzyki puszczonej z jakiegoś telefonu komórkowego. Co jakiś
czas któryś z chłopaków klepał je na zmianę po tyłku, rzucając świńskie teksty.
Szybko podeszła do swojej szafki i wyjęła z niej ubrania, po czym skierowała
się do łazienki. Weszła do środka, ale widok, jaki zastała był obrzydliwy.
Przyparta do ściany ruda okularnica dawała dupy chyba jednemu z zawodników.
Jęczała, wypinając tyłek w jego stronę, a chłopak posuwał ją dymiąc papierosa i
popijając z puszki piwo. W pewnej chwili obrócił się do niej z zadziornym
uśmieszkiem i nie przestając rżnąć Karin, której imię właśnie sobie
przypomniała, puścił jej oczko.
- Może się przyłączysz? –
zapytał, a ruda spiorunowała ją wzrokiem.
- Może kiedy piekło zamarznie –
rzuciła zniesmaczona Haruno i zrezygnowała z przebierania się w łazience. Przypomniała
sobie jednak, że w szatni jest jeszcze gorzej. Zaczęła się cofać, z zamiarem
opuszczenia pomieszczenia, gdy nagle ktoś wparował do środka. Obejrzała się za
siebie i ujrzała chłopaka. Był starszy od niej może o rok lub dwa. Kare włosy
były w nieładzie, delikatnie opadając na jego czoło i kark. Czarne jak smoła
spojrzenie skrzętnie ominęło jej osobę i utkwiło w pieprzącej się parze.
- Suigetsu, zbieramy się –
warknął gardłowo.
- Nie widzisz, że jestem zajęty?
– zapytał chłopak.
- Wytrzep fiuta i zbieraj się –
rzucił wulgarnie. Sakura mlasnęła zniesmaczona, czym zwróciła uwagę
czarnowłosego. – Spływaj, kociaku – to ‘kociaku’ wcale nie zabrzmiało
przyjaźnie. Wręcz przeciwnie – Haruno czuła niemalże namacalną wrogość płynącą
z jego tonu. – Przyjęcie zakończone.
- Uwierz mi, Sasuke – odezwał się
Suigetsu, zapinając rozporek. Spojrzał przy tym lubieżnie na różowowłosą. –
Chciałbym – czarnooki zmierzył Sakurę pogardliwym wzrokiem i prychnął pod
nosem.
- Zamknij się i chodź – dopiero
teraz zwróciła uwagę na ich stroje. To byli motocykliści, ale była pewna, że
ich rano nie widziała. Tego całego Sasuke na pewno by zapamiętała.
- Dobra, dobra – mruknął płowowłosy.
Sakura modliła się w duchu, by wyszli bez zaczepiania jej w chamski sposób, ale
podskórnie czuła, że to płonne nadzieje. Oczywiście, miała rację. Mijając ją,
Suigetsu złapał ją nagle w ramiona i wpił się namiętnie w jej wargi, dociskając
ją do ściany. Kiedy oderwał się od Haruno uśmiechnął się chytrze. Rozzłoszczona
różowowłosa zamachnęła się i z całej siły uderzyła go w twarz. Chłopak złapał
się za piekące miejsce i zmierzył zielonooką nieodgadnionym spojrzeniem.
Dopiero teraz dotarło do niej, co zrobiła. Nie miała jednak czasu na strach, bo
obydwoje szybko opuścili szatnię.
- No to sobie nagrabiłaś –
mruknęła w jej stronę Karin, która z głośnym plaskiem umieściła w pobliskim
koszu zużytą prezerwatywę. – Idąc do domu patrz pod nogi.
Wracając
ze szkoły czuła się niepewnie. Miała wrażenie, jakby ktoś ją obserwował, ale
wmawiała sobie, że to tylko głupie straszenie ze strony Karin. W końcu
wparowała bez zapowiedzi do łazienki, w której ruda posuwała się ze swoim
chłoptasiem. No, ale skąd mogła wiedzieć, że będą się pieprzyć? Wściekła
spojrzała na swoją dłoń. Pulsowała boleśnie od uderzenia, jakie zaserwowała
Suigetsu.
- Au – jęknęła pod nosem i
przeszła przez pasy. W domu obłoży lodem i może do tygodnia odzyska sprawność.
– Ta, na pewno – sarknęła. Spojrzała na zegarek. Było grubo po dziewiętnastej,
a okolicę spowijał gęsty mrok. Powiedzieć, że czuła się niepewnie to za mało.
Wzięła głęboki oddech i szła dalej szacując, za ile dojdzie do domu.
- Te, różowa – usłyszała zza
siebie. Nie zatrzymała się jednak, tylko przyspieszyła. – Hej, nie płosz się
tak – mężczyzna dogonił ją i złapał za ramię. Obróciła się i ujrzała Suigetsu.
- Daj mi spokój – warknęła, ale
złagodniała widząc zaczerwienienie na jego policzku. – Słuchaj, nie będę
przepraszała za to, że ci przywaliłam.
- Tak, tak wiem. Zasłużyłem –
odparł. – Zostało mi to już wtłoczone do czachy – tu stuknął palcem w skroń. –
Ja też nie będę przepraszał za to, że cię pocałowałem. Zawsze robię to, na co
mam ochotę.
- To po co mnie zatrzymałeś? –
zaciekawiona zepchnęła strach na boczny tor. – Chyba nie po to, żebym znowu ci
przywaliła – płowowłosy zaśmiał się w głos, opierając się dłońmi o kolana.
- Jesteś niezła – mruknął,
mierząc ją wzrokiem.
- Słyszę to już któryś raz z
kolei, więc zaskocz mnie czymś innym – odparła i zaplotła dłonie na biuście.
- To niebezpieczna okolica –
powiedział. – Pilnuję, byś spokojnie dotarła do domu – Sakura zamrugała w
odpowiedzi.
- No, to mnie zaskoczyłeś –
wymamrotała. Odchrząknęła i spojrzała mu w oczy, chcąc się upewnić, że mówi
prawdę. Wydawał się być szczery.
- Chodź, podrzucę cię –
powiedział i odczekał, aż przetrawi wszystko, co usłyszała.
- Nie – rzuciła buntowniczo. –
Przejdę się. Poza tym – oskarżycielsko wycelowała w niego palec wskazujący. –
Nie ufam ci.
- Żadna nowość – wymamrotał. –
Zaskocz mnie czymś innym – zirytowana obserwowała, jaką radość czerpał z granej
z nią jej własnej zabawy.
- Beznadziejnie całujesz –
odparła, a on zaśmiał się w głos.
- Powiedział zaskocz – usłyszała
za plecami i odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał pięknooki Sasuke, co
wprawiło ją w osłupienie.
- Co tu robisz? – zapytał
Suigetsu, a w jego głosie nie było nawet cienia wrogości czy zaskoczenia.
- Zastanawiałem się co schodzi ci
tak długo – odparł Sasuke, ani na moment nie spuszczając z niej magnetyzującego
wzroku. Był on chłodny, ale jednocześnie topił ją jak lawa.
- Może zmieniła zdanie? –
zasugerował arogancko Suigetsu, na co Sasuke zaśmiał się pod nosem.
- Błagam cię – jęknął i włożył
dłonie do kieszeni. – Korzystasz z podwózki czy idziesz na tych ślicznych
nóżkach? – zapytał. W Sakurze aż się zagotowało.
- Pocałuj się w dupę – warknęła
do Sasuke. Zadarła wysoko głowę i ruszyła przed siebie.
- Nie podnoś tak głowy, bo ci
korona spadnie – rzucił za nią. Teraz mogła śmiało powiedzieć, że wrzała.
Zacisnęła pięści i odwróciła się na pięcie, ale jakie było jej zaskoczenie, gdy
wpatrywała się w pustą uliczkę. Zamrugała powiekami i puściła się biegiem w
stronę domu. Baczne spojrzenie dwóch par tęczówek odprowadziło ją do samego
wejścia jej bloku.
- Skarbie, co tak późno? –
zapytała jej mama, gdy tylko weszła do mieszkania. Sakura szybko zdjęła buty i
włożyła na nogi włochate bambosze.
- Okazało się, że musimy wybrać
fakultety – odparła, co było zgodne z prawdą. – Wybrałam sekcję sportową –
dodała, pomijając fakt, że należy do cheerleaderek.
- Och, rozumiem – uśmiechnęła się
Rin. – Obiad masz w mikrofali.
- Gdzieś się wybieracie? –
zapytała zdziwiona różowowłosa.
- Odpowiedzieli na moje
zgłoszenie! – matka zielonookiej niemalże pisnęła. – Idę na nocny dyżur w
szpitalu – podbiegła do córki, która uścisnęła ją radośnie.
- Tak się cieszę – wyszeptała w
jej włosy Sakura. – Mam nadzieję, że nie idziesz sama – rzuciła, gdy rodzicielka
wypuściła ją w końcu ze stalowego uścisku.
- Tata mnie odwiezie – dziewczyna
poczuła ulgę. – Do zobaczenia rano – uśmiechnęła się raz jeszcze i posłała
mężowi znaczące spojrzenie. Hotaru podniósł się z zajmowanego miejsca i odłożył
na stolik czytaną gazetę. Włożył buty i chwycił do ręki kluczyki.
- Zobacz, czy komoda dłużej
zagrzeje swoje nowe miejsce – mruknął na pożegnanie.
- Dzięki, tatku – uśmiechnęła się
słodko Sakura i sprzedała tacie soczystego buziaka w policzek. Hotaru puścił
jej oczko i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna szybko
odgrzała jedzenie i w rekordowym tempie wchłonęła obiad. Nawet nie wiedziała,
że jest aż tak głodna, dopóki nie poczuła przyjemnej woni jej ukochanego
spaghetti. Po skończonym posiłku otworzyła zamrażalnik i wyjęła okład
chłodzący, którzy przyjemnie łagodził ból. Zmęczona dowlekła się pod prysznic,
a już po piętnastu minutach rozłożona na łóżku wyjmowała z torby zeszyt.
Spojrzała na nową lokalizację komody i stwierdziła, że spełnia jej srogie
wymagania. Uspokojona faktem, że rano nie nabije sobie nowego siniaka,
zagłębiła się w temat pracy domowej z biologii.
Spojrzała na
zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że już ranek. Przed nią leżały rozsypane
zagadnienia z biologii i chemii, które dał jej dzień wcześniej Kakashi.
Pokręciła głową i wstała z łóżka. Głuchy jęk wydobył się z jej krtani, gdy
wszystkie jej mięśnie sprzeciwiły się po wczorajszym treningu. Godzina szósta
rano dawała jej komfort wzięcia ciepłego prysznicu, więc nie zwlekając ani
chwili dłużej poczłapała do łazienki.
Taty już nie
było, gdy weszła do kuchni zrobić sobie śniadanie. Wiedziała, że miał do pracy
na pierwszą zmianę. Mama widocznie jeszcze nie wróciła, więc mieszkanie miała
do swojej dyspozycji w całości. Spojrzała w plan zajęć i jęknęła. Siódma
trzydzieści to zdecydowanie zbyt wczesna godzina na rozpoczynanie lekcji, ale
niestety nie miała na to wpływu. Na szczęście dzisiaj był piątek, więc musiała
dotrwać jedynie do piętnastej i po sprawie.
- Może skończyłabym o dwunastej,
gdyby nie ten głupi trening – wymamrotała pod nosem i wrzuciła na patelnię kromkę
chleba. Zdecydowała się na tosty, a z tego co widziała mama jeszcze nie zdążyła
rozpakować opiekacza. Musiała więc zadowolić się patelnią. Nalała do szklanki
soku z pomarańczy i usiadła do stołu zajadając śniadanie. Gdy skończyła, umyła
po sobie naczynie i wytarła blat. Wyprostowała zmięty mundurek i założyła na
nogi trampki. Poprawiła na głowie niedbałego koka i chwyciwszy torbę opuściła
mieszkanie, zamykając je na klucz. Zbiegła po schodach i z impetem wyleciała na
chodnik, taranując przy tym pewnego osobnika.
- Przepraszam – rzuciła
pospiesznie, ale gdy podniosła spojrzenie od razu pożałowała swojej
grzeczności. – Ty – wysyczała.
- Tak, ja – mruknął Sasuke i
podał jej rękę, ale Sakura nie skorzystała z jego pomocy. Zamiast tego
podniosła się niezdarnie na równe nogi i otrzepała kolana z kurzu.
- Za co? No za co? – jęczała pod
nosem. Nie mogła mówić o jakiejkolwiek formie sympatii do Sasuke. Był zwodniczo
przystojny i tajemniczy, a to kazało jej trzymać się od niego z daleka. Jednak
pod tą powłoką niechęci tłumiła uczucia całkowicie sprzeczne z tymi okazywanymi.
Przerażała ją ich intensywność pomimo krótkiej, jak mrugnięcie okiem,
znajomości.
- Podwiozę cię – rzucił i
skierował się w stronę zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy motoru. Ubrał
na głowę kask i dopiął kurtkę. Dopiero po chwili obrócił się do Sakury, która zdążyła
ruszyć w znaną sobie stronę. Chłopak jęknął pod nosem i dogonił ją, nim zdołała
przejść przez przejście. – Mówiłem, że cię podwiozę. Głucha? – zdenerwował się.
- Wyjaśnimy sobie coś – warknęła.
– Nie chcę waszych podwózek, dobowego nadzoru i specjalnego traktowania. Nie
mam pojęcia dlaczego się tak przyczepiliście – rzuciła i wyszarpnęła się z
uścisku Sasuke. Jak dla niej był on stanowczo za ciepły i przyjemny, żeby
pozwoliła, by trwał dalej.
- Zostałem o to poproszony – wymamrotał
i zdjął kask. Szykowała się ciężka przeprawa, a okrycie głowy nie należało do
najwygodniejszych.
- Wybacz, ale nie wyglądasz na
pomocną wróżkę z bajki – żachnęła się i podparła się pod boki.
- I nią nie jestem – warknął
zirytowany. – Słuchaj, nie utrudniaj. Miałem u kogoś dług i tak mam go spłacić
– wyjaśnił i wskazał dłonią motocykl. – Możemy? – wbił w nią oczekujące
spojrzenie.
- Twój dług, twoja sprawa –
rzuciła finalnie. – Mnie w to nie mieszaj – dodała i wyminęła go. Wnerwiony
chłopak podszedł do niej i złapał ją za ramię.
- Jedna podwózka i po sprawie –
osoba, która go w to wmieszała nie dałaby mu żyć, gdyby nie wykonał prośby.
Haruno posłała mu umęczone spojrzenie, a Sasuke po prostu nie mógł się nie
zaśmiać. Dziewczyna przysłuchiwała się temu urzekającemu dźwiękowi jak
zaczarowana. To sprawiło, że jej usta zareagowały szybciej niż mózg.
- No, dobra – zgodziła się.
Widziała, jak chłopak oddycha z ulgą. – Sakura Haruno – odparła i podała mu
dłoń. Zdziwiony karooki chwycił jej rękę w swoją.
- Sasuke Uchiha – odpowiedział. –
Cała szkoła o tobie huczy, więc nie powiedziałaś mi nic nowego – dodał, jednak
nie zareagowała na jego słowa. Trzymała w uścisku jego dłoń czując, jak po jej
ciele przebiega elektryzujący dreszcz. Reagowała na niego inaczej, niż na
innych chłopaków. Podskórne wiedziała, że ich drogi jeszcze nie raz się
skrzyżują. Spłoszona podniosła na niego wzrok, a w jego spojrzeniu uchwyciła
coś, czego nie mogła zdefiniować, bo Sasuke szybko zamaskował to chłodem i
opanowaniem. – Kask i ruszamy.
- W drogę.
Zatrzymali
się pod szkołą, a Uchiha zgasił silnik. Sakura nie chciała się przed sobą
przyznać, ale podobała jej się ta przejażdżka. Ryk motocykla i pęd powietrza
wyzwolił w niej radość, na którą od dawna nie mogła sobie pozwolić. Do tego
dochodził fakt, że obejmowała chłopaka w pasie, co również było nie bez
znaczenia.
- Jesteśmy – oznajmił Sasuke i
postawił stopkę, na której oparł maszynę. Różowowłosa zdjęła z głowy kask,
uwalniając tym samym kaskadę włosów, które nieposłusznie wymknęły się spod
gumki.
- Dzięki – mruknęła,
przywdziewając maskę powagi. Trochę niezgrabnie zeszła z siodełka i oddała mu
kask.
- Teraz się zacznie – usłyszała
Sasuke i obejrzała się za siebie. Pod drzwiami szkoły stali motocykliści i
puste lalunie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszyscy
przypatrywali się im z niedowierzaniem. Nawet pozostali uczniowie, którzy nie
należeli do żadnej kasty, gapili się z rozdziawionymi ustami.
- Co jest? – zapytała Sakura i
spojrzała na Sasuke. Chłopak westchnął i zszedł z motoru.
- Wiedziała, co robi – warknął
pod nosem i przeczesał włosy. Haruno zniecierpliwiła się. Złapała go za przód
skórzanej kurtki i przyciągnęła do siebie.
- Powiesz mi wreszcie, co takiego
się stało, że robimy za lokalną atrakcję?
- Nigdy nie wiozłem żadnej dziewczyny
na swoim motorze – wyjaśnił i uśmiechnął się krzywo. Zielonooka oniemiała. –
Zaczną się plotki, domniemania i oczekiwania.
- Co? – zapytała z głupa, nie
pozwalając, by to, co właśnie powiedział Sasuke, dotarło do jej mózgu.
- Damy im powody do plotek? –
zapytał z błyskiem w oku. Sakura zmarszczyła brwi. Nie zdążyła jednak zapytać,
co miał na myśli, bo w tej chwili dłonie Uchihy spoczęły na jej pośladkach.
Władczo przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej wargi. Różowowłosa niemalże
słyszała swoje własne serce, które wybijało szaleńczy rytm. Miała wrażenie,
jakby wszystko wokoło stanęło, a zebrani dookoła ludzie wstrzymali oddech. Usta
chłopaka smagały jej wargi w namiętnych pocałunkach, a Sakurze zabrakło siły na
to, by przerwać pieszczotę. W końcu sam Sasuke oderwał się od niej, a w jego
spojrzeniu dostrzegła zaskoczenie, mieszane z czymś ostrzejszym i mniej
okiełznanym. – Do zobaczenia po szkole, skarbie – rzucił głośniej i raz jeszcze
ją pocałował. Tym razem krócej i subtelniej.
- Ty… - szepnęła, zbierając
powietrze w płucach, by wrzasnąć. Sasuke jednak puścił ją i odszedł w stronę
swoich kumpli. Wydawało jej się, ale chyba skinął komuś głową, a w jego
spojrzeniu zagościło wyzwanie?
- Sakura – usłyszała koło siebie
głos Ino. Była podekscytowana i żądna odpowiedzi.
- Niech ja tylko dorwę tego
palanta, który mnie w to wrobił, a pozna, co to stopa w dupie – warknęła. Ino
zachichotała. Odwróciła się tyłem do Haruno i wystawiła tyłek.
- Śmiało, jeszcze tego nie
próbowałam – odparła, wciąż dusząc się ze śmiechu.
- Ty głupia blondynko! –
wrzasnęła Sakura i z całej siły przywaliła jej torbą w ramię. Yamanaka ryknęła
w głos i umknęła przed kolejnym ciosem. – Ty padalcu! – swoim zachowaniem
przyciągnęły jeszcze większy tłum gapiów, ale to było teraz nieistotne. Liczyła
się furia Sakury i kpiny Ino.
- Jak przestaniesz robić z nas
pośmiewisko, to pogadamy – zielonooka odetchnęła głęboko i skinęła na znak, że
już po ataku. Blondynka podeszła do niej, a Sakura wykorzystała okazję i
przywaliła jej w tył głowy. Ino posłała jej spojrzenie pełne politowania. –
Serio? – zapytała zrezygnowana.
- Teraz możesz mówić – mruknęła
Haruno i ruszyła do wejścia. W tej chwili rozbrzmiał dzwonek informujący, że
właśnie zaczęły się lekcje.
- Wpadnę do ciebie po treningu – poinformowała
ją blondi. – Mogę?
- Jasne – rzuciła po chwili
zastanowienia Sakura i skierowała się do swojej sali. – Do zobaczenia na
chemii.
Po
skończonym treningu siedziała w szatni i próbowała przypomnieć sobie własną
motywację, która kazała jej uczestniczyć w tych torturach. Nie znalazłszy nic,
poza próbą poprawienia kondycji, która wydawała się być dla niej nie bez
znaczenia, westchnęła i dopakowała torbę. Wstała z ławki i ruszyła w stronę
wyjścia.
- Dokąd ci tak śpieszno, różowa?
– głos Karin przesiąknięty był jadem, którym można by stopić stal.
- Do domu – odparła. Obejrzała
się za siebie i omal nie wrzasnęła, gdy zderzyła się z wielkim biustem rudej
małpy.
- Trzymaj łapy z dala od Sasuke –
warknęła, a palec wskazujący wetknęła jej w żebra. Dosyć boleśnie.
- Och, trzymasz dla niego
dziewictwo? – zakpiła zielonooka. – Wybacz, jakie dziewictwo – zaśmiała się,
niby to z własnej głupoty.
- Nie przeginaj – zdenerwowała
się Karin. Sakura prychnęła.
- Bo co? – różowowłosa zmrużyła
oczy. – Bo walniesz mnie zużytą prezerwatywą? – zadrwiła. Okularnica
poczerwieniała na twarzy. – Słuchaj. Idź i rób to, co potrafisz najlepiej.
Czyli puszczaj się na lewo i prawo, obciągaj komu popadnie i pilnuj okresu –
dodała i opuściła szatnię.
- Nieźle jej dogadałaś – usłyszała
pełen podziwu głos Ino. – Ale wiesz, że teraz masz u niej przechlapane?
- Serio? – zapytała z drwiną
Sakura. – Wybacz, ale jakoś mną to nie wstrząsnęło.
- Lubię cię – odparła wesoło Ino
i klepnęła ją w tyłek. – Lubię cię – powtórzyła z niedowierzaniem i skierowały
się ku wyjściu ze szkoły.
Ino
również posiadała motor. Obydwie wsiadły na maszynę i ruszyły w drogę do
mieszkania Sakury. Co chwila dłoń zielonookiej wskazywała jej właściwy
kierunek, bo przez kask i ryk silnika Yamanaka niewiele by zrozumiała. Po kilku
minutach były już na miejscu. Zsiadły z motocyklu i weszły do bloku.
- Starzy? – zapytała Ino, a
dziewczyna pokręciła głową.
- Obydwoje w pracy do późnego
wieczora – odparła i pchnęła drzwi. Gdy znalazły się w środku, zielonooka zatrzasnęła
je na zasuwkę i rzuciła torbę w kąt. Ino poszła w jej ślady, a po chwili
siedziały w kuchni i grzały obiad.
- Zawsze taka byłaś? –
zainteresowała się Yamanaka, lustrując ją wymownie spojrzeniem.
- Chodzi ci o ubiór? – zapytała
Haruno i wsadziła miskę z makaronem do mikrofali.
- Ubiór, włosy, charakter –
wymieniała, bawiąc się serwetką leżącą na stole.
- Włosy są naturalne – odparła z
niesmakiem zielonooka. – Nie zawsze się ubierałam w ten sposób. Kiedyś
chodziłam do renomowanej szkoły dla tych bogatszych, ale mama straciła pracę i
ciężko nam było związać koniec z końcem.
- Nie ma to jak zmiana budy –
mruknęła Ino. – A charakter?
- Zawsze byłam znana z
temperamentu, ale nigdy nie musiałam go aż nadto używać – wyjaśniła i podała
podgrzany makaron, a następnie polała go mięsno-warzywnym sosem. – Po prostu
ludzie schodzili mi z drogi. A teraz? – zapytała i usiadła do stołu. – Czasem
sama siebie nie poznaję.
- No, a ćwieki, agrafki i te
trampki?
- Ktoś kiedyś zadrwił, że jestem
jak bita śmietana na torcie, z tym, że różowa – wymamrotała i wpakowała do ust
łyżkę makaronu. – Więc zmieniłam ubiór i stałam się odpychająca.
- Z powodu przezwiska? – zaśmiała
się Ino.
- Nie wystarczą różowe włosy? Nie
cierpię ich.
- Przefarbuj – rzuciła spokojnie
Yamanaka i wzięła kolejny kęs obiadu.
- To coś jest odporne na kolor –
Haruno złapała w dwa palce kosmyk włosów i pociągnęła za niego. – Au.
- Ta, jeszcze sobie je wyrwij –
puknęła się w czoło niebieskooka.
- Wracając do sedna – Sakura
przypomniała sobie właściwy cel wizyty koleżanki ze szkoły.
- Posłuchaj – Ino wypuściła z rąk
łyżkę. – To jest niebezpieczna okolica, a ty masz ładną buźkę. Musisz mieć
obstawę, nim wyrobisz sobie renomę. Inaczej będzie z tobą krucho.
- No, ale Sasuke?! – podniosła
głos różowowłosa. Yamanaka westchnęła.
- Po pierwsze, boją się go. A po
drugie – spojrzała na swoje paznokcie. – Miał u mnie dług i to był najlepszy
sposób, by go spłacił. Doskonale wiedział, że mogłam wybrać coś
kompromitującego.
- Co się stało? – zapytała
Sakura, nie kryjąc swojego zaciekawienia.
- Kiedyś ci opowiem – skwitowała
to Ino. – Na razie nie jesteś na to gotowa.
- No, nie bądź taka! – zawołała
ze śmiechem Haruno. – On będzie za mną łaził cały czas?
- No coś ty – Yamanaka spojrzała
na nią jak na wariatkę. – Ma tu tyle wtyk, że nie musi osobiście się tobą
opiekować – dodała i wróciła do jedzenia. Sakura poczuła ukłucie zawodu, ale
nie dała tego po sobie poznać. Może to i lepiej? Nagle usłyszały dźwięk
domofonu.
- Twoi rodzice? – zapytała
blondynka. Haruno pokręciła głową.
- Coś ty – żachnęła się. – Mają
klucze – wstała od stołu i podeszła do drzwi i uchyliła je. Zamarła, gdy
dotarło do niej, kim był gość.
- Kto to? – zawołała Ino i weszła
do przedpokoju. Jej reakcja była taka sama, jak Sakury. Stanęła jak wryta i
zaniemówiła.
- Niech mnie prąd kopnie –
mruknęła. – Sasuke?
- Nie – rzucił. – Wróżka
chrzestna – dodał z ironią i wprosił się do mieszkania. Zdjął buty, a kurtkę
odwiesił na wieszak. Do nozdrzy zielonookiej dotarł zapach jego perfum,
zmieszanych ze świeżym powietrzem i jego własną wonią. Zapachem Sasuke. – Co tak pachnie? –
wszedł do kuchni i wziął do ręki miskę Sakury. Nabrał łyżkę makaronu i
spróbował. – Dobre.
- Moje! – wkurzyła się
zielonooka. Wyrwała mu naczynie i szybko dokończyła jeść. Sasuke patrzył na nią
z cwanym błyskiem w oku.
- Co tu robisz? – zainteresowała
się Ino, której ciekawość sięgnęła zenitu.
- Przyszedłem po swoją dziewczynę
– zaakcentował ostatnie słowa. Haruno zakrztusiła się resztką makaronu. Z
trudem odstawiła miskę na stół i schyliła się, by odetchnąć.
- Po co? – rzuciła poważniej Ino.
Musiała wiedzieć, co się kroi, bo jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Sama mnie w to wpakowałaś –
zdenerwował się Sasuke. – Teraz chcą ją inicjować.
- Do motocyklistów?! – wrzasnęła
blondynka. – Przecież to wyrok śmierci.
____________________________________________________________________________________________________________
Hej. No to tak... Gomen, za zwłokę. Nie wiem, co więcej napisać. W moim życiu panoszy się tornado. Aktualnie wywiało mnie do Frankfurtu, gdzie z Internetem kiepsko. Jestem tutaj od Wigilii i jak na razie posiedzę do połowy marca. Co do partówki. Nie wiem, ile będzie miała części. Po prostu piszę, a jak uznam, że powoli koniec, to ją zakończę. Nie przekroczy jednak 4 rozdzialików.
Chciałam podziękować Ikuli. Ona już dobrze wie, za co. Nie będę się rozwodziła, za co, ale powiem jedno: gdyby nie ona, tej partówki dzisiaj by nie było. :) I w ogóle może by nie było .romantyczki.
Baka! Dziękuję, ale i tak...
OdpowiedzUsuńEh... ale wypowiem się na temat partówki, a przynajmniej jej pierwszej części.
Zauważyłam jeden problem techniczny. Mianowicie, kiedy prowadzisz opowiadanie jedną narracją, w tym wypadku trzecioosobową, to zaznaczaj pierwszoosobowe wtrącenia myślowe, akcentując je cudzysłowem.
A co do reszty... uwielbiam twoje charakterne postaci. Sa na prawde niesamowite. Żadnego szaraczka, wszystko wulkany. Scena w szatni była obrzydliwa, ble aż mnie zemdliło, ale dopięłaś swego, efekt murowany. Sytuacja z Sasuke też ciekawa. No, już nie mogę się doczekać kolejnej części.
Będę Ci wytrwale mędzić o ciąg dalszy. Możesz być tego pewna.
Pozdrawiam cieplutko
Ikula
Droga Romantyczko :)
OdpowiedzUsuńJuż jakiś czas temu trafiłam na tego bloga i od razu spodobały mnie się twoje parówki :) Dlatego też jestem przeszczęśliwa, że mogę przeczytać kolejną :D Mam nadzieję, że niedługo będzie kolejna część ^^
Oczywiście partówki a nie parówki xD
UsuńNo, wróciłaś do żywych! ;)
OdpowiedzUsuńPartówka świetna, fakt, scena w szatni obrzydliwa, ale w sumie... z przykrością stwierdzam, że w dzisiejszych czasach bardzo prawdopodobna.
Jeśli chodzi o Sakurę... fajna zmiana wizerunku. Podoba mi się. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie :P
Pozdrawiam i podobnie jak Ikula (odkryłam, że powstała z martwych) będę jęczeć o kolejne części ;)
Lisiak
O jejku w końcu jest pierwsza część ale się cieszę :) Charakter Sakury mi się strasznie podoba, a Karin jak zwykle się szmaci, świetna przemiana Ino bo w końcu zawsze w opowiadaniach była blondynką która uwielbia się stroić :D Jestem ciekawa co wymyśliłaś z tymi motocyklistami , o co w tym chodzi. Relacje między Sasuke i Sakurą zapowiadają się nieźle.Ciekawe co wymyślisz w następnej części :) Czekam i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń46 year old Environmental Tech Stacee Murphy, hailing from Erin enjoys watching movies like Where Danger Lives and Nordic skating. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a Ferrari 250 LWB California Spider Competizione. skocz do tej strony
OdpowiedzUsuń